Rozdział 2

504 39 23
                                    

Tego samego dnia wieczorem, Clementine wraz z Jane i AJ'em w ramionach kobiety, przesiadywali dawnym biurze Carvera.

Jane trzymała w jednej ręce butelkę w mlekiem, którą karmiła niemowlę. Clementine w jednej ręce trzymała puszkę z fasolą, a w drugiej plastikową łyżkę, zajadając się zawartością puszki. Druga z puszek, już pusta leżała obok Jane.

Clementine: Teraz musisz go poklepać.

Jane: Wiem, Clem, ale... ouch... boję się, że mnie znów obrzyga.

Clementine odłożyła puszkę na podłogę, podchodząc do Jane, która podała jej malca. Dziewczynka delikatnie poklepała AJ'a po plecach, dopóki mu się nie odbiło.

Clementine: No widzisz. Właśnie tak, głuptasie.

Jane: Zawsze masz z nim więcej szczęścia, niż ja.

Clementine: Dlaczego tak myślisz?

Jane: Zawsze mu się chce odbijać wtedy, gdy to ja go karmię.

Clementine: To nie kwestia tego, kto go karmi. Dzieciom musi się odbić.

Jane: Zdaję się, że zbyt mało wiem o dzieciach. Miałam młodszą siostrę, ale to... to nigdy nie było to samo co bycie matką.

Clementine: Nigdy nie chciałaś założyć rodziny?

Jane: Byłam zbyt młoda by o tym myśleć, Clem. A gdy zaczęłam dorastać, to całe szaleństwo się zaczęło. Przez ostatnie 2 lata myślałam tylko o Jaime, a potem tylko o sobie.

Clementine: Ja zawsze chciałam mieć brata. 

Jane: I się doczekałaś, co?

Clementine: Ale wiesz... takiego brata, którym mogłabym się opiekować na przemian z mamą, lub tatą. 

Dziewczyna posmutniała. Widząc zasypiającego w jej ramionach AJ'a, delikatnie położyła go na składanym łóżku, które wcześniej i ona i Jane przeniosły do biura z tamtej części Howe's w której Carver przetrzymywał jej grupę jak więźniów: Rebecce, Luke'a, Nicka, Alvina, Carlosa, Kenny'ego, Saritę, Mike'a, Sarę, Jane i Reggie'ego.

Jane: Wielu ludziom nie udały się plany na przyszłość. Może i nie masz brata jako takiego, ale wiesz, że Alvin cię potrzebuje. Bardziej, niż myślisz.

Clementine spojrzała na przyjaciółkę.

Clementine: Wiem o tym. Zrobię wszystko, by był tu bezpieczny.

Jane: A ja zrobię wszystko, byś ty była tu bezpieczna. I ty, i Alvie. 

Clementine sięgnęła po puszkę i łyżkę, którą wcześniej odstawiła na podłogę. Usiadła na łóżku, kończąc posiłek. Jane wstała, biorąc z biurka kolejną stojącą tam puszkę. Szybko ją otworzyła i zaczęła jeść.

Clementine: Jesz kolejną?

Jane: Mhm.

Clementine: Myślałam, że nie lubisz fasoli.

Jane: A co innego nam zostało, Clem? Jem to, co mamy. Alvin ma mleko w proszku, a my to co zostało z zapasów sklepowych.

Clementine: Odkąd tu jesteśmy, pierwszy raz widzę byś jadła w takiej ilości.

Jane: Nie jesteśmy tu długo.  Jeszcze się na to napatrzysz.

Po chwili milczenia, Clementine znów się odezwała.

Clementine: A jakie ty miałaś plany na przyszłość? Nim się to wszystko zaczęło. Ja chciałam tylko chodzić do szkoły, widywać się ze znajomymi. Miałam też trochę nadziei, że kiedyś zostanę starszą siostrą.

Jane nie odpowiedziała. Po chwili wgapiania się w dziewczynkę, odłożyła puszkę na bok.

Jane: Chciałam żyć tak, jak było mi wygodnie. I nic więcej. Być przy rodzinie, bawiąc się, ile tylko mogłam. I nie było w tych planach miejsca na jakieś poważne rzeczy.

Clementine: Na rodzinę też nie?

Jane: Jaime i ja...

Clementine: Mówię o takiej rodzinie, którą ty sama byś stworzyła gdyby nie to wszystko.

Jane zaniemówiła.

Jane: Nie, nie było w mojej głowie miejsca na takie plany. Ani wtedy, ani tym bardziej teraz. Dlatego nie znam się na dzieciach. Nie przepadałam za nimi.

Clementine spojrzała na śpiącego AJ'a.

Jane: Hej, Clem. To, że nie przepadam za dziećmi, nie znaczy, że nie zależy mi na tobie, albo na AJ'u. Teraz jesteście moją jedyną rodziną i razem tworzymy tutaj dom. Mogę umrzeć, byleby mieć pewność, że wy przeżyjecie.

Clementine spojrzała na Jane. Podniosła się i podeszła do niej, by się w nią wtulić.

Jane: Zależy mi na was.

Clementine: Wiem o tym, Jane. Nie pozwoliłaś mnie skrzywdzić wtedy, gdy grupa ruskich nas napadła. Nie pozwoliłaś, by skrzywdził mnie Kenny, nie pozwoliłaś by cokolwiek stało się Alvinowi.

Jane: Nie mogłam dopuścić, by coś mu się stało. Ale nie rozmawiajmy już o tamtym dniu.

Clem: Przepraszam, ale... tęsknie za Kennym. Wiem, że go nie lubiłaś, ale brakuję mi go. To on mnie ocalił przed Carverem.

Jane pociesznie objęła dziewczynkę.

Jane: Ja też tęsknię za wieloma osobami. Ale teraz jesteśmy tu razem. Ja, ty i Alvie. Brakuję mi Rebecci, ale teraz ważne jest to, by zapewnić bezpieczeństwo jej synkowi.

Clem otarła oczy z łez.

Clementine: Tak. Masz rację. Głuptas nas potrzebuję.

Clementine podniosła się i ponownie usiadła na łóżku. Położyła się, delikatnie obejmując AJ'a. Jane znów sięgnęła po puszkę, by wykończyć jej zawartość.

Clementine: Czy gdybyś przed tym wszystkim spotkała kogoś wyjątkowego, myślałabyś z nim o dzieciach?

Jane uniosła brwi.

Jane: Kogo na przykład?

Clementine: Kogoś takiego jak Luke?

Jane od razu zaczerwieniła się.

Jane: Nie wiem. Być może. Luke był miły, ale... eh... ale to nic poza tym.

Clementine: Szkoda, że go tu nie ma. 

Jane nie odpowiedziała. Po wykończeniu puszki, odłożyła ją na bok, kładąc głowę na leżącej obok poduszce. 

Jane: Dobranoc, Clem.

Clementine: Dobranoc, Jane. Dobranoc, głuptasku.

Inna historia Clementine - Część I: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz