Rozdział 15

348 28 21
                                    

Po prawie dwóch tygodniach, stan Jane poprawił się. Kobieta prawie w pełni doszła do siebie i odzyskała siły po porodzie. Także mała Jaime mogła nosić znalezione w magazynach Howe's kolorowe śpioszki.

Tego popołudnia, Jane robiła obchód wokół Howe's, zostawiając ubraną w błękitne śpioszki Jaime pod opieką Clem, dopóki AJ spał.

Clem siedziała przy szklarni, obserwując z dachu okolicę. W jej ramionach leżała Jaime, której na głowie wyrosły krótkie, brązowo-rudawe włosy, a jej oczy z granatowych stały się ciemnobrązowe.

Clementine: Gdy podrośniesz, na pewno spodoba ci się ten widok. Ja i Vince nauczymy cię jak należy dobrze strzelać, Shel nauczy cię zajmowania się roślinami, mama nauczy cię jak się walczy. Będzie z ciebie dobry strzelec, gwiazdko. Masz moje słowo. Wszystko byś była bezpieczna, Jai.

Ze szklarni wyszła umazana na twarzy Shel. Clem widząc kobietę roześmiała się.

Clementine: Miałyśmy w szklarni jakiegoś szwendacza?

Shel: Nie szwendacza, tylko pomidory. Chciałam nam zrobić dobry obiad. Vince ciągle się upiera, by skupiać się na puszkach, a nie na marnowaniu warzyw ze szklarni.

Clementine: Ale warzyw i owoców mamy dużo.

Na dachu pojawił się Vince. Obok niego, powoli dreptał AJ, trzymający Vince'a za kikut w miejscu odciętego nadgarstka. Clem widząc chłopca, podała Jaime Shel, kucając na przeciwko AJ'a, wyciągając ku niemu ręce.

Clementine: No dalej, głuptasku. Chodź do Clem. Chodź do Clem.

Vince powoli pozwalał, żeby AJ puścił jego kikut, pozwalając by chłopiec sam poszedł do Clem. AJ powoli stawiał kolejne kroki w jej stronę, aż wreszcie znalazł się w jej ramionach.

Vince: Mamy dużo zapasów ze szklarni, ale na jak długo? Jest nas tu piątka, a właściwie... szóstka. Jai nie będzie wiecznie pić mleka. Powinniśmy oszczędzać szklarnię i skupić się na zapasach z głównego budynku.

Shel: Zawsze możesz iść poszukać zapasów w okolicy, skoro tak bardzo chcesz oszczędzać szklarnie.

Vince: Od miesięcy to nie było konieczne. I nadal nie jest.

Shel: Jak ty to powiedziałeś, "ale na jak długo?".

Vince: Jeśli pokończą się zapasy z budynku, wtedy poszukamy ich w okolicy. Ale od miesięcy najważniejsze było, by ogrodzenia i drzwi były solidne.

Shel: Póki co to nie problem. Problemem jest to, że wszyscy mamy odmienne myślenie na temat zapasów i naszego jedzenia.

Clementine: Dajcie spokój! Proszę was. Obie kwestie są ważne. Dopóki nie mamy czym się martwić, nie ryzykujmy wychodzeniem na zewnątrz, chyba, że na zwiad. Ale nie narażajmy się, dopóki to nie będzie konieczne dla kogoś z nas.

Shel spojrzała na Vince'a, a on na nią. Oboje przytaknęli.

Vince: Zgadzam się na taki układ. Niech wam będzie.

Shel: To najlepsze co możemy zrobić. Chyba nie mamy innego wyboru.

Vince: Póki co, Shel.

Wszyscy spojrzeli na Jaime leżącą w ramionach Shel. Dziewczynka zaczynała płakać, a Shel ją kołysała.

Shel: Oj, ciii... ciiii... ciii... przepraszam, Jai. Nie powinniśmy się byli kłócić. Już w porządku, Jai. W porządku.

Jaime uspokoiła się. Z dachu, wszyscy zobaczyli idąca przez dawny parking Jane. Naprzeciw niej szły dwa szwendacze. Najbliższego Jane kopnęła dwa razy, nim ten upadł.

Inna historia Clementine - Część I: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz