ROZDZIAŁ CZTERNASTY

3.5K 370 1.2K
                                    

Harry oparł głowę o kierownicę. Stanął właśnie przed kancelarią, pierwszy raz od czasu całej tej historii w restauracji. Momentu, w którym wszystko się posypało. Momentu, w którym wszystko straciło sens.

Alexander bombardował go wiadomościami o tym, że zniszczył największą sprawę, jaką kiedykolwiek mieli się zajmować. Danielle dzwoniła do niego, nie wiedząc co robić z zaplanowanymi spotkaniami oraz wściekłymi klientami, którzy nie chcieli zastępstwa w postaci jego pracowników. Jakimś cudem jego mama także dowiedziała się o całej sytuacji, żądając spotkania w czasie lunchu. Smsy od Zayna i Liama także zawalały mu skrzynkę. Martwili się, Harry to wiedział i był wdzięczny. Miło było mieć świadomość, że komuś jeszcze na nim zależy. Komuś, kto niczego od niego nie oczekuje.

Wiadomości było wiele. Nieodebranych połączeń jeszcze więcej, ale co z tego? Harry nie tak bardzo ich nie chciał. Nie wtedy, gdy jeden numer wciąż milczał. Ten, na którym zależało mu najbardziej.

Harry wiedział, że zawalił. Wiedział, że powinien był wszystko rozegrać inaczej. Wiedział, że głupio postąpił... Ale przeprosił. Wytłumaczył się, dlaczego więc Louis mimo to ignorował jego wiadomości z prośbą o to, żeby się odezwał?

Louis wyjechał do Nowego Jorku kilka dni wcześniej, niż zamierzał. Uciekł na drugi kontynent. Harry był na niego taki zły. Powinni w tym momencie leżeć w łóżku, przytuleni do siebie, i szeptać sobie czułe słówka.

Delikatny wiaterek powinien wpadać przez otwarte drzwi balkonowe do sypialni Louisa, próbując oczyścić powietrze z charakterystycznego zapachu całonocnej zabawy. Głowa Harry'ego powinna leżeć na piersi starszego, a opuszki jego palców powinny rysować na niej bezsensowne kształty.

Jego oczy przymykałyby się przyjemnie, czując drobne dłonie, które przeczesywałyby mu włosy. Zawijałyby kosmyki na palec i rozplątywały te małe sprężynki. Ciało przeszywałby mu dreszcz. Ciepłe dłonie muskałyby jego kark, niczym listki poruszające się na wietrze.

Lekko,

delikatnie,

niespiesznie.

Druga ręka błądziłaby po odsłoniętej, bladej skórze pleców. Oddech Harry'ego byłby urywany przez dotyk chłodnych palców w dole jego pleców, pośladkach. Jego palce zaciskałyby się , próbując odeprzeć chęć ugryzienia opalonej klatki piersiowej Louisa. Wtopienia swoich białych zębów i zostawienie czerwonych śladów. Paznokcie Louisa wpiłyby się wtedy w jego udo, powodując jęk u obojga. Ich serca biłyby w tym samym, szybkim tempie. Zgrywałyby się w jedną melodię. Melodię ich życia i...

Wrzasnął, uderzając głową o dach samochodu, gdy ktoś zaczął walić w szybę tuż obok niego. Jęknął, próbując pozbyć się mgły, która trzymała jego wyobraźnię, przypominając leniwe wspomnienia oraz tworząc myśli i wyobrażenia, które mogłyby się spełnić. Mogłyby, gdyby Louis nie był na innym kontynencie, ponieważ Harry postanowił skłamać.

Harry jest idiotą.

- Otwórz te cholerne drzwi! – wrzasnął Alexander, uderzając w dach. Harry wywrócił oczami i odpiął pasy. Użeranie się ze swoim byłym mężem było ostatnim, na co miał ochotę. Z drugiej strony, powinien był spodziewać takich konsekwencji, skoro postanowił wrócić do pracy.

- Odsuń się, bo nie będę mógł ich otworzyć... - warknął, machając ręką. Alexander fuknął i oparł się o maskę. Założył ręce na piersi, a nogi skrzyżował. Harry już miał dość, a rozmowa się nawet nie zaczęła. O ile oczywiście będzie można to nazwać rozmową, a nie wzajemnym przekrzykiwaniem się.

O Rozmiar Za Mały. (Larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz