Harry obudził się otoczony zapachem Louisa. Uśmiechnął się i kiedy wyciągnął rękę, by przytulić się do mężczyzny, jego ręka trafiła na pustkę. Zmarszczył brwi i przekręcił głowę; mimo to ciepłe ciało nie pojawiło się nagle obok niego. Otworzył oczy, spojrzał na puste miejsce obok siebie i westchnął. W jego głowie pojawiła się myśl, że szatyn najprawdopodobniej szykuje im śniadanie do łóżka albo bierze prysznic.
Dom jednak był niezwykle cichy.
- Jasna cholera! – krzyknął, podrywając się do pozycji siedzącej, gdy jego umysł zalały wspomnienia. Louis, jego przemowa, jego odejście. – Louis? – krzyknął, chociaż wiedział, że chłopaka nie będzie już w mieszkaniu. Mimo to odepchnął od siebie kołdrę i pobiegł na bosych stopach do sypialni Louisa. Gościnnej sypialni w której mgliście pamiętał, że miał spać.
Przełknął ślinę, gdy zauważył idealnie zaścielone łóżko. Jego serce biło szybko, ale jednak ciągle miał tę iskierkę nadziei. Louis nie mógł go tak po prostu zostawić, prawda? Nie mógł odejść. Dlaczego odszedł?
Dlaczego?
Powoli otworzył drzwi łazienki, ale ona także była pusta. Nie mógł w to uwierzyć. Naprawdę nie mógł. To jakiś żart? Kolejno otwierał wszystkie drzwi, jednak na próżno. Louis wyjechał. Zostawił go. Naprawdę go zostawił.
Naprawdę.
Szloch wydarł się z jego gardła. Przycisnął rękę do ust, by chociaż trochę się uciszyć, ale nie dało to zamierzonego skutku. Nie tym razem. Powoli zjechał po ścianie. Koszulka podwinęła mu się do piersi, ale nie przejął się tym. Łzy zasłaniały mu oczy. Skulił się, próbując odeprzeć od siebie ból, który zaczynał być nie do zniesienia.
Harry zawalił.
Cholernie zawalił sprawę.
Na dobre.
2**
Usiadł w restauracji, od której wszystko się zaczęło. Stolik, przy którym wtedy siedział, był zajęty, dlatego usiadł w niedalekiej odległości. Miał ze sobą papiery, które potrzebne mu były do załatwienia ostatnich spraw w kancelarii, ale kompletnie nie potrafił się na nich skupić. Jego myśli wciąż uciekały do tego wieczora, kiedy spotkał się z klientem. TEGO wieczora. Tuż po jego wyjściu, zadzwonił Alexander, wtedy jeszcze jego mąż.
Harry pokręcił głową. Tyle rzeczy się zmieniło od tamtego czasu. Jest już po burzliwym rozwodzie, Alexander ciągle jest takim samym kutasem, jakim był wcześniej. Jak to mówią, każdy potrzebuje w życiu jakiś stałych elementów. On miał właśnie Alexandra.
Westchnął, rozglądając się po jasnym pomieszczeniu. Zastanawiał się, gdzie mógł siedzieć wtedy Louis. Tuż obok niego? Stolik dalej? A może dokładnie na tym samym krześle, na którym siedzi Harry w tej chwili?
Nie wiedział, nigdy nie zapytał.
Co jadł tego wieczora? Z kim był? Jaki miał humor?
Ale czy Louis kiedykolwiek miał zły humor? Oczywiście, że miał. Harry jednak tego w tej chwili nie pamięta. W jego umyśle pojawia się uśmiechnięty Louis. Ten szczery, zwariowany i kompletnie nie z tej planety. Ten Louis ze zmarszczkami wokół oczu i białymi zębami na wierzchu, kiedy jego usta wyginały się w szczerym uśmiechu. Jego błyszczące oczy. To w tej chwili widział Harry. Takiego chciał go widzieć, tylko to było ważne.
A jego pierwsze słowa? Pierwsze słowa, które do niego skierował? Przez telefon, kiedy Harry był już w domu. Był wściekły, zmęczony i miał dosyć całego świata. To wtedy Louis zadzwonił. Co powiedział?
CZYTASZ
O Rozmiar Za Mały. (Larry) ✔
FanfictionHarry ma poważny zawód i zdanie innych ma z tym coś wspólnego. Ah! I wtedy ktoś znajduje jego telefon i sprawy zaczynają przybierać inny obrót. Krótkie i lekkie. miłość męsko- męska