EPILOG

4.7K 419 1.2K
                                    

 x x x

Harry zaśmiał się, widząc Louisa biegnącego z pieluchą za małą dziewczynką. Jej małe, pulchne stópki zatapiały się w piasku, ale to nie przeszkadzało jej w truchcie do oceanu, po raz kolejny tego dnia. Louis martwił się, że powinna na jakiś czas unikać wody z racji wcześniejszej choroby. Ich dzieci były jednak tak samo uparte. Zresztą jak on sam.

Cóż, tak to już jest. Kochał swoje dzieci całym sercem, ale zdecydowanie potrafiły dać w kość.

- Tatusiu, kto to jest? – Chłopczyk przycisnął palec umorusany czekoladą do przeźroczystej powłoki. Harry westchnął i sięgnął po mokre chusteczki, leżące na stoliku przed nim.

- To jest wujek Alexander... - Mruknął, wycierając maluchowi ręce. – Mój poprzedni mąż.

- Nie znam wujka Alexandra! – Chłopiec wydął wargi i spojrzał ze złością najpierw na Harry'ego, a następnie znowu na zdjęcie. – Dlaczego był twoim mężem! To tata Louis powinien nim być!

Harry zaśmiał się, przyciągając malucha do siebie.

- Wiesz, kiedyś nie znałem twojego tatusia i spotykałem się z wujkiem Alexandrem... - Zaczął, myśląc o minionych latach. Wzdrygnął się automatycznie, kiedy „ależ kochanie" pojawiło się w jego głowie, wypowiedziane głosem jego byłego męża. Wykrzywił twarz i automatycznie niemo powiedział „nie mów do mnie kochanie!". To było całkowicie poza jego kontrolą. Minęło tyle czasu, a on nie potrafił się pozbyć tego ruchu.

- Ale już się z nim nie spotykasz? – Zapytał Ambrose, patrząc na niego swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. Harry pokręcił głową, sięgając dłonią do jego czoła, by odgarnąć jasne włoski.

- Nie, nie mam z nim kontaktu od bardzo dawna... - Powiedział cicho, poprawiając na kolanach album ze zdjęciami. Minęło tyle lat bez styczności, że nie wiedział, czy poznałby tego mężczyznę na ulicy. Czy w końcu ściął swoje blond włosy? A może był już siwy? Przekonał się do koszul w kratę? A może przytył od ciągłego jedzenia batoników „Mars"?

- Był zły? – Ambrose sięgnął po owsiane ciasteczko, które upiekli tego ranka. Oczywiście chłopiec wybierał te z największą ilością czekolady na wierzchu, dlatego całe jego paluszki były brudne.

- Po prostu się nie dogadywaliśmy. – Westchnął myśląc o tym, że to całkowite niedopowiedzenie.

On i Alexander nigdy do siebie nie pasowali, od samego początku. Do tej pory nie mógł wyjść z podziwu, że wytrzymał w tym małżeństwie tak długo. Toksyczny związek to mało powiedziane. Żył w toksycznej rodzinie i toksycznym świecie. Nigdy nie chciałby to tego wrócić. Louis był niczym małe światełko, do którego on poleciał niczym ćma. Na końcu jednak nie spalił się, jak przewidywali to inni. To małe światełko sprawili, że z szarej ćmy, Harry stał się kolorowym motylem.

Uśmiechnął się, dotykając miejsca na swoim brzuchu, gdzie znajdowała się połówka tatuażu. Jeden z pierwszych, które zrobił kiedykolwiek. I pomyśleć, że kiedyś był całkowicie przeciwny tatuażom. Teraz prawdopodobnie nie zliczy tych które ma. I każdy z nich jest pasujący do...

- Ty mały nicponiu! – Krzyknął Louis, trzymając małą Mel do góry nogami. Dziewczynka piszczała i śmiała się w niebogłosy. – To za karę, że mi uciekłaś!

- Tatuś! Mel! Tatuś atakuje! – Ambrose ścisnął koszulę Harry'ego, patrząc ze strachem na drugiego ojca, który widząc to, zmrużył oczy i zaczął iść w kierunku kanapy.

- Oh, widzę tu drugiego nicponia! Chyba też chce łaskotek, hm?

- Tatusiu nie! – Krzyknął chłopczyk, uciekając na drugi koniec sofy. Harry westchnął spoglądając na brązowe plamy na swojej zielonej, całkiem nowej koszuli. W tym domu nie ma dnia bez prania, powinien się już do tego przyzwyczaić.

O Rozmiar Za Mały. (Larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz