Obudziły go odgłosy ćwierkających ptaków. Była szósta trzydzieści, czyli czas wstawania do pracy. Czwartek był dobrym dniem, tuż przed piątkiem i wymarzonym weekendem. Na dobrą sprawę, kolejnego dnia mógłby zrobić sobie wolne. Jeśli dziś uda mu się doprowadzić wszystkie sprawy do końca, mógłby zrobić sobie wolne i iść tylko na jedno, krótkie i mało ważne spotkanie z klientem. Potrzebuje kilku podpisów i tyle. Może się odprężyć. Zregenerować siły...
Uśmiechnął się na myśl, że w końcu odpocznie. Dwa dni bez Alexandra, który jest coraz gorszy z każdym kolejnym dniem. Wolne od jego głupiutkiej sekretarki, której nie może zwolnić ze względu na wstrzymanie decyzji przez swojego byłego męża. Dwa dni bez odbierania telefonów od swojej mamy...
Jedyne telefony które odbierze, będą od Louisa. Jeśli mężczyzna zadzwoni, Harry nie da mu się rozłączyć tak łatwo. Chciałby go poznać. Chciałby wiedzieć o nim wszystko. Zadający dziwne pytania nieznajomy całkowicie zawrócił mu w głowie.
Wiedział tylko, że jest bogaty, że ma niebieskie oczy i wspaniałe poczucie humoru. Jego głos jest wysoki i koi zszargane nerwy kręconowłosego. Wiedział, że nieważne jak Louis będzie wyglądał, nie wypuści go z rąk.
Właśnie takiego kogoś potrzebował Harry. Kogoś opiekuńczego, kto będzie go rozbawiał i uszczęśliwiał najdrobniejszymi rzeczami. Zupełne przeciwieństwo Alexandra.
Westchnął i podniósł się. Czuł, że dzisiejszy dzień będzie dobrym dniem.
2**
Godzinę później z uśmiechem witał się z Danielle, która siedziała przed kontuarem, wpatrując się w przeciwległą ścianę z szeroko otwartymi oczami. Harry powinien przyzwyczaić się do jej małych dziwactw i to zignorować, jednak nie potrafił.
Spojrzał najpierw na obraz, który wisiał tuż obok drzwi, jednak nie zobaczył na nim nic niepokojącego. Zerknął jeszcze na kanapę pod nim, jednak była czysta, bez żadnego wgniecenia. Dokładanie taka, jaka powinna być.
Wzruszył ramionami i stanął przed kontuarem. Dziewczyna nawet nie mrugała, więc pomachał jej ręką przed oczami.
– Oh nie! – krzyknęła, łapiąc się za serce – Ale mnie nastrachałeś!
– Coś ty taka zamyślona? – zapytał ze śmiechem. Miał naprawdę dobry humor. Dziewczyna pokręciła głową i westchnęła dramatycznie.
– Czarne chmury nade mną zawisły... Nie masz parasolki?
Harry pokręcił głową – Przykro mi, została w samochodzie. Dlaczego uważasz, że... – lekko pomachał ręką – Nad tobą zawisły ciemne chmury?
– Ciemne? – jej oczy były rozszerzone – One były czarne! Czarne jak słoma!
– Um.. Chyba smoła...– mruknął, jednak dziewczyna machnęła ręką i oparła łokcie na biurku. W dłoni trzymała długopis, którym w niego celowała
– Słuchaj, moja by fy fy, wiesz. To ten skrót od "była fajnym friendem". No wiesz, kiedyś jak jeszcze była młoda i pięknisia. W każdym bądź razie miała karnet i mi go oddała. Mówię ci, joga z rana jak śmietana. Od razu poprawiłam sobie humor – spoważniała – Ale nie jogurtem, oczywiście. Jogą.
Harry nie potrafił powstrzymać prychnięcia. Oparł się o blat i kiwał głową, przysłuchując się tej fascynującej historii. Przeszło mu przez myśl, że także może zapisałby się na jogę. Dawno niczego takiego nie robił.
– No i wtedy... – jej ręce zrobiły okrąg, a oczy zaświeciły – Zobaczyłam ją.
– Kogo?
CZYTASZ
O Rozmiar Za Mały. (Larry) ✔
FanfictionHarry ma poważny zawód i zdanie innych ma z tym coś wspólnego. Ah! I wtedy ktoś znajduje jego telefon i sprawy zaczynają przybierać inny obrót. Krótkie i lekkie. miłość męsko- męska