ROZDZIAŁ PIERWSZY

10.6K 627 3K
                                    

Harry wpadł do domu i gwałtownie zatrzymał się na środku salonu. Kiedy usłyszał głośny trzask drzwi, zaczął głośno krzyczeć. Sąsiedzi jednak bardziej nazwaliby to rykiem niedźwiedzia na poście. Głośny, zrozpaczony i pełen głodu. Głodu wolności i wytrzymałości psychicznej, która jest już na wykończeniu.

Nienawidził swojego byłego męża.

Nienawidził tego, że mimo ich rozstania ponad dwa lata temu, on nie daje mu spokoju.

Nienawidził tego, że prowadzą razem firmę prawniczą i widzą się codziennie w pracy.

Złapał swoje włosy i zaczął je ciągnąć we frustracji. Nie rozumiał jak to się stało, że w ogóle doszło do ślubu. Ten człowiek to totalna pomyłka. Dlaczego Harry zgodził się na to małżeństwo? Jak ślepy był, że kochał tego człowieka i ciągnął tą farsę przez prawie dwa lata?
Teraz może zwalać winę na swój wiek. On i Alexander poznali się na początku studiów. Można powiedzieć, że to była pierwsza miłość Harry'ego i może właśnie dlatego miał klapki na oczach? Przymykał oczy na wszystkie wady i dziwne zachowania. Nieważne. To absolutny cud, że wytrzymał z nim przez tyle czasu.

Oni byli od początku skazani na porażkę. To było tylko kwestią czasu.

Teraz trzymała ich tylko praca. Chociaż to i tak prawdopodobnie niedługo się zmieni. Harry nie wie ile jeszcze wytrzyma z tym człowiekiem w jednym budynku, pięć dni w tygodniu. Jak on to robił, gdy jeszcze mieszkali razem? Siedem dni w tygodniu, praktycznie non stop? Harry nie wiedział, czy ma się śmiać czy płakać.

Więc krzyczał.

Frustracja była tak wielka, że musiał dać sobie upust. Nie wiedział, czy krzyk jest najlepszą opcją. Na pewno jest najłatwiejszą.

Jego twarz była czerwona, a w jego oczach zgromadziły się łzy. Upadł na kolana. Pochylił się, starając unormować swój oddech. Zamknął oczy i oddychał głęboko. Przypomniał sobie jak uczono go, by w takich chwilach skupić się na liczeniu dopóki się nie uspokoi.

Pierwszy oddech...

Wypuszczenie powietrza.

Drugi oddech..

Wypuszczenie powietrza.

Piąty..

Dwunasty..

Trzydziesty pierwszy..

Harry uśmiechnął się, uświadamiając sobie, że jest mu odrobinę lepiej. Cisza była przyjemna. Jego myśli przestały wirować w takim tempie jak wcześniej. Spięte ciało zaczęło się rozluźniać. Jeszcze powoli. Skupiał się na każdym mięśniu, które powoli opuszczało zdenerwowanie. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Otworzył oczy, chcąc wstać, kiedy w salonie usłyszał głośny dźwięk telefonu stacjonarnego.

- No do kurwy! – Wrzasnął i uderzył pięścią w podłogę. Spiorunował spojrzeniem urządzenie i na ciężkich nogach wstał i podszedł do komody. Zerknął na wyświetlacz i złość znowu się w nim zagotowała.

- Czego jeszcze chcesz? – Krzyknął do słuchawki. Jego ręce zatrzęsły się słysząc wolny głos swojego byłego. Harry wręcz wyobraził sobie jego krzywy uśmieszek.

- Nie skończyliśmy rozmawiać, nie odbierasz swojej komórki. - Harry wywrócił oczami.

- Porozmawiamy w poniedziałek i jeszcze raz usłyszysz, że nigdzie nie jadę. – Jego głos był zimny. Zanim się rozłączył, usłyszał jeszcze „ale posłuchaj". Harry nie chciał słuchać. Chciał gorącą kąpiel pełną różanych płatków i świec. Poszedł do łazienki i puścił wodę do wanny, kiedy telefon znowu się rozdzwonił.

O Rozmiar Za Mały. (Larry) ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz