Słońce wdzierało się do mojego pokoju od 5.06, przez co miałam problem z ponownym zaśnięciem. Nie szłam do szkoły, bo była sobota, więc planowałam odespać cały tydzień, co nie było mi dane. Po godzinie 9 wzięłam prysznic i ubrana w dresowe spodenki oraz koszulkę brata zeszłam na dół. Włosy wciąż miałam wilgotne i pojedyncza kropla spływała mi wzdłuż kręgosłupa. Po drodze do kuchni nie spotkałam nikogo, co wydawało się dosyć dziwne w tym domu. W ciszy zrobiłam sobie kanapki z serem i zjadłam je, słuchając radia. Mimo to nadal byłam sama. Po śniadaniu poszłam rozejrzeć się po parterze i zauważyłam, że kluczyki od auta zniknęły. To tłumaczyło ciszę. Wróciłam do swojego pokoju i sięgnęłam po jedną z ulubionych książek. Zapowiada się interesujący dzień. Usiadłam na parapecie i otworzyłam w zaznaczonym miejscu, aby kontynuować historię, którą dobrze znałam.
-Trochę wyżej Sebastian. On nie jest taki mały, przywali głową w baner.- usłyszałam głos Emersona. Stał dwa metry przed swoim domem i bacznie mu się przyglądał. Niestety daszek nad ich drzwiami zasłaniał mi wszystko.
-Przejdź pod nim i sam zobacz, że jest na odpowiedniej wysokości. Jak go uniosę, to nie będzie widać napisu.- zaczął się bronić najstarszy. Byłam ciekawa, co takiego robią.
-To może i lepiej, bo 'Wszystkiego najlepszego Remington' brzmi dosyć sztucznie. Próbował odebrać sobie życie, a ty unikasz tego jak ognia. Trzeba było zgodzić się na moje 'Witamy w domu'.- byłam pewna, że przewrócił oczami w tym momencie.
-Wszystko świetnie, tylko nie zapominaj, że dziś są jego urodziny. Chciałem to podkreślić.- po tych słowach Seb podszedł do brata i odwrócił się w kierunku, z którego przybył.- Wygląda super. Uśmiechnij się, bo już jadą.- wskazał na zbliżający się samochód. W tym momencie ja i szyba stworzyliśmy jedność. Przywarłam twarzą do okna i z niecierpliwością czekałam, aż pojazd zatrzyma się pod ich domem. Od strony kierowcy wyszła ich mama i z prędkością światła popędziła otworzyć drzwi pasażerowi. Chwilę później ujrzałam Remingtona z niezadowoloną miną. Miał na sobie czarne rurki i koszulkę z długim rękawem w tym samym kolorze. Sebastian odrazu rzucił mu się w ramiona, za to Emerson jedynie podszedł bliżej, jakby bał się naruszyć jego prywatność. Zamarłam, gdy wzrok czarnowłosego przeniósł się na mnie. Musiałam wyglądać co najmniej głupio. Nie trwało to długo, bo powitanie dobiegło końca i wszyscy weszli do środka.
Przy okazji moi rodzice również znaleźli się już w domu. Tata chciał zrobić mi niespodziankę i pojechał razem z mamą do mojej ulubionej restauracji po sushi. Zjadłam razem z nimi posiłek, a później obejrzeliśmy jakąś komedię, której tytułu nie mogłam zapamiętać. Oddaliłam się do swojego pokoju pod wieczór, aby dokończyć czytanie. Nie ukrywam, że chciałam też zobaczyć, co słychać u sąsiadów. Usiadłam ponownie na parapecie i czekałam. Niestety mam szczęście.
-Przestań traktować mnie jak małe dziecko! Wracam do siebie i daj mi spokój!- krzyknął Remington i wszedł do pokoju.
-Synku, nie zamykaj chociaż drzwi, żebyśmy mogli bez problemu do ciebie wejść.- prosiła jego mama zatroskanym głosem.
-Zrobię to, na co będę miał ochotę.- odparł szorstko i trzasnął drzwiami, po czym zamknął je na klucz i opadł bezsilnie na łóżko. Rozumiałam jego gniew, może nie do końca, ale rozumiałam. Zabrałam kilka kamyczków z akwarium i próbowałam dorzucić do niego. Miał otwarte okno, więc liczyłam, że trafię chociaż w nogi. Gdy dostał w plecy, automatycznie się podniósł.
-Hej.- pomachałam mu nieśmiało. Chłopak pokiwał głową z niedowierzaniem.- Jak się czujesz?- zapytałam, gdy nawet się ze mną nie przywitał. Remington zamknął okno i zasłonił żaluzje. Byłam w szoku. Nie po to czekałam tyle dni na jego powrót. Bez namysłu wyszłam z domu i ruszyłam w stronę drzwi sąsiadów. Zapukałam, jakby się paliło.
-Tak?- przede mną stanął Sebastian.
-Muszę z nim porozmawiać.- oznajmiłam. Chłopak zawahał się, widziałam to w jego oczach. Spojrzał na mnie, później na wnętrze domu i uśmiechnął się.
-Wejdź, ale nie chcę tego żałować.- wyszeptał i przepuścił mnie w drzwiach. Powoli szłam przez korytarz, bo podświadomie nie chciałam zostać usłyszała przez resztę domowników. Serce biło mi znacznie szybciej niż jeszcze minutę temu. Gdy znalazłam się pod drzwiami, które nie kojarzyły mi się najlepiej, wzięłam głęboki oddech i zapukałam.
-Czego?- odburknął Remy zza drzwi. Nawet nie starał się być miły dla domowników.
-To ja, Maggie.- poinformowałam go i nasłuchiwałam reakcji. Odgłos kroków dawał mi nadzieję.
-Taki kawał się fatygowałaś?- zapytał z uśmiechem i odrazu zaprosił mnie do środka. Ten człowiek jest zmienny jak kobieta podczas okresu.
-Dobrze się czujesz?- byłam zdezorientowana. Nawet stanęłam na palcach i przyłożyłam dłoń do jego czoła, aby sprawdzić, czy czasami nie ma gorączki.
-Wszystko jest okej. Chciałem się trochę z tobą podroczyć, dlatego zasłoniłem okno. Chwilę później je odsłoniłem, a ciebie już nie było.- opowiedział o swoim genialnym pomyśle.
-Myślałam, że strzelasz fochy i się zdenerwowałam. Nie rób tak, bo martwiłam się o ciebie codziennie. Żaden z twoich głupich braci nie chciał ze mną rozmawiać.- spoważniałam na tą chwilę.
-Bo im nie kazałem. Ja też się martwiłem, gdy z łzami w oczach zasłoniłaś okno i zniknęłaś. Można powiedzieć, że się odwdzięczyłem.- wzruszył ramionami i usiadł na łóżku.
-Nie kazałeś? Co ty sobie wyobrażasz? Ratuję ci życie, a ty wpadasz na taki genialny pomysł?! Już razem weszłam w czyjeś życie za bardzo i tego pożałowałam, więc drugi raz się nie dam. Wtedy nie miałam tyle szczęścia i znalazłam ją martwą.- wycedziłam przez zęby ze złości. Wyraz jego twarzy dał mi do zrozumienia, że nie ma pojęcia, o czym mówię.- Znałam dziewczynę, która tak bardzo nienawidziła siebie i tego świata, że postanowiła odebrać sobie życie, chociaż tak długo próbowałam zmienić jej zdanie. Przekroczyłam granicę jej prywatności, bo czułam potrzebę niesienia pomocy, a zamiast tego wmieszałam się w jej samobójstwo. Do ciebie zdążyłam dotrzeć, przez moją wstrętną ciekawość, a ty odgradzasz się ode mnie, bo chciałeś się odwdzięczyć? Równie dobrze mogłam zasłonić okno i udawać, że tego nie widzę. Wtedy raczej byś nie siedział taki zadowolony z siebie.- skończyłam wypowiedź i odrazu tego pożałowałam. Czarnowłosego zamurowało, a mnie zaczęło palić w klatce piersiowej z nerwów. Teraz byłam zła na siebie, bo przesadziłam. Nie wiem, jak bardzo pozbierał się po tamtym wydarzeniu, ale czułam, że dolałam oliwy do ognia i automatycznie zaczęłam płakać. Takiej reakcji się nie spodziewał.
-Hej, nie płacz.- zerwał się na równe nogi i podszedł do mnie. Był zmieszany i nie widział, co ma zrobić. Najpierw położył rękę na moim ramieniu. Rozpłakałam się jeszcze bardziej i schowałam twarz w dłoniach.- Maggie, proszę.- złapał mnie za ręce i przyciągnął do siebie, aby mnie przytulić.
-Przepraszam za to, co powiedziałam.- udało mi się wydusić z siebie to jedno zdanie.
-Wszystko jest w porządku Mag.- wsłuchałam się w bicie jego serca, aby się uspokoić. Stał obok mnie żywy i tylko to się teraz liczyło. Musiałam jak najszybciej się uspokoić. Pociągnęłam nosem jeszcze kilka razy i odsunęłam się od niego, aby wytrzeć mokre oczy.- Już ci przeszło?- zapytał roześmianym głosem. Oczy błyszczały mu jak diamenty, a uśmiech miał tak szeroki, jakby kochał życie od urodzenia i nigdy nie zaznał bólu. Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Sylwetką przypominał mojego brata, byli tej samej kościotrupowej budowy ciała. Miał jednak w sobie coś uroczego. Kształt nosa, którego końcówka przypominała małą kuleczkę. Zaczęłam zastanawiać się, czy czasami nie martwiłam się tak o niego, bo był dosyć interesującym chłopakiem.
-Lepiej pójdę już do domu, bo pewnie jesteś zmęczony, a ja muszę się ogarnąć po tym wybuchu.- odparłam i wyszłam z jego pokoju bez czekania na odpowiedź.
-Do zobaczenia Mag.- krzyknął za mną.
-Do zobaczenia Rem.- pożegnałam się cicho i przyspieszyłam kroku.
Nie zabiłam go, brawa dla mnie haha
CZYTASZ
Too Many People | Lonely (Sequel TMP) | Remington Leith
FanfictionJedna dziewczyna, która pragnie dobra zbyt mocno. Jeden chłopak, który żyje we własnym cieniu. Dwie zagubione dusze, które łączy okno niekoniecznie na świat. Trzech mężczyzn, których nie sposób nie zauważyć. Wiele problemów, smutku i łez. Kilka pró...