Kolejny dzień. Kolejna kawa z cukrem. Kolejne przypalone tosty z Nutellą. Miałem tego nie robić. Miałem nie narzekać, cieszyć się. Jednak to trudne, gdy od ponad dwóch miesięcy każdy dzień wygląda praktycznie tak samo. Zaczyna mnie to denerwować, przez co jestem jak tykająca bomba. Boję sie, że wybuchnę przy Maggie i zranię ją. Obiecałem sobie, że będę silny dla nas. Musimy coś zmienić, cokolwiek. Raz w tygodniu rozmawiałem z panią psycholog, bo psychiatra już nie pomagał. Okazuje się, że leki to nie wszystko.
-Rem, wychodzę. Postaram się nie siedzieć u Lucy zbyt długo.- w kuchni pojawiła się dziewczyna tylko po to, by za chwilę zniknąć. Umówiła się ze znajomą ze szkoły, która studiowała w naszym mieście. Cieszyłem się, że wyszła z domu. Chociaż ona ma szansę na coś normalnego. Między nami było raczej okej. Nie doszło do kłótni ani ostrej wymiany zdań. Żyliśmy ze sobą jeszcze. Problem był w innym miejscu. Zamknąłem się w tych ścianach, odpycham nawet rodzinę. Kiedy stałem się takim dupkiem? Muszę to wszystko naprawić. Jestem nikim bez rodziny. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że nawet nie pożegnałem się z Mag. W pośpiechu udałem się do pokoju i zadzwoniłem przez Skype do mamy. Dawno serce nie biło mi w taki sposób. Decyzja była tak spontaniczna, że wydawała się nie istnieć. Ostatni raz rozmawiałem z nią tydzień po wyprowadzę. Od tego czasu minęło już kilka miesięcy.
-Skarbie to ty? Coś się stało?- mama brzmiała na zdenerwowaną. Szybko włączyłem kamerkę, by pokazać jej, że jestem cały. Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.- Synku, jakie masz śliczne włosy.- dodała po chwili. No tak, nie zdążyłem się tym pochwalić.
-Dziękuję mamo.- zaśmiałem się nerwowo.- Nic się nie stało, chciałem tylko cię zobaczyć, porozmawiać. Wiem, że ostatnio nie byłem najlepszym synem i pewnie Sebastian zyskał ten tytuł, ale może go odzyskam. Tęsknię za wami.- zrobiłem minę smutnego pieska. Ciężko było mi mówić o emocjach przy niej. Kiedyś nienawidziłem się za to, że nie chciałem życia, które mi dała.
-My za tobą też! Pamiętaj, że to zawsze będzie twój dom. Nie ważne, co się stanie. Możesz przyjechać nawet w środku nocy, postawić nas wszystkich na nogi. Od tego jest rodzina Remington. Nie wolno ci o tym zapomnieć.- zawsze wiedziała, co powiedzieć. Przy niej byłem znowu tym małym, zagubionym chłopcem. Miałem jej tyle do powiedzenia, a jednocześnie nic nie chciało mi przejść przez gardło.
-Przepraszam, że nie przyjechałem na święta.- wypaliłem bez namysłu.
-Nic się nie stało słońce. Przed nami jeszcze wiele świąt, więc na któreś się wyrobisz.- zażartowała.
-Z kim rozmawiasz? Słychać cię aż na górze.- na ekranie pojawił się Emerson, ucałował mamę i spojrzał w kamerkę. Dostrzegłem to zmieszanie w jego oczach.- Cześć! Byłeś ostatnią osobą, której się spodziewałem.- odparł zaskoczony. Mama szturchnęła go w ramię, bo pewnie uważała to za nieodpowiednie.
-Też się cieszę, że Cię widzę bracie.- zaśmiałem się.- Co u was słychać?- starałam się jakoś poprowadzić tą rozmowę, ale była sztywna jak nasz wuj Evan.
-Dużo się nie zmieniło. W sumie to nic się nie zmieniło. Robimy ciągle to samo, co wcześniej. Tylko Sebastiana jest zdecydowanie mniej. Szkoda, że nie doczekałeś się tego spokoju w domu. Że też musiał się ogarnąć dopiero teraz.- starał się brzmieć normalnie, chociaż dostrzegłem ból na jego twarzy. Uśmiechał się, opowiadał głupoty, ale to wszystko było kłamstwem. Skąd ta pewność? Robię to samo każdego dnia.
-Powinniśmy się spotkać w najbliższym czasie. Jeśli masz ochotę Em, możesz do mnie przyjechać. Nie będę zły, jeśli odmówisz...- zaciąłem się. Właściwie to będę wściekły. Jesteś nie tylko moim młodszym bratem, ale i przyjacielem, bratnią duszą. Tylko Ty mnie zrozumiesz, więc nie odmawiaj. Nie masz prawa.
-Przyjadę za tydzień. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia tutaj, a później będę już wolny. Zostanę tak długo, jak będziesz chciał.- takiej odpowiedzi potrzebowałem.
-Bierzesz jeszcze te leki?- zainteresowała się mama. Miało to brzmieć jak normalne pytanie. To przecież nasza rodzina, nic dziwnego.
- Nie martw się, biorę. Zmniejszono mi dawkę, abym powoli odzwyczajał się od ich działania. Czuję się dobrze, jakby niewiele się zmieniło. Jestem w ciągłym kontakcie z psycholog i informuję ją o każdej zmienia nastroju. Kazała mi prowadzić taki dziennik, w którym zapisuję swoje myśli, zachowania i wszystko to, co uważam za istotne.- opowiedziałem w skrócie.
-Em przestał łykać tabletki przed świętami.- poinformowała mnie. Poszło mu znacznie szybciej, ale nadal nie jest sobą. Widzę to.- Ty też zaraz nauczysz się bez nich żyć. Jesteś jedną z najsilniejszych osób, jakie znam kochanie.- starała się mnie pocieszyć, ale nie funkcjonowałem jak normalny człowiek.
-Jeśli zapomnimy o próbach samobójczych, wszystkich upadkach, problemach, które sprawiałem, to tak. Silna baba ze mnie.- było to tak bardzo nie na miejscu, że aż sam to zauważyłem.- Przepraszam. Zdzwonimy się jeszcze, mam coś do zrobienia. Kocham Was.- zamknąłem laptopa i łzy napłynęły mi do oczu. Potrzebowałem świeżego powietrza. Przed atakiem paniki uratowało mnie pukanie do drzwi.
-Hej, byłem w okolicy i pomyślałem, że może masz coś do wysłania.- przywitał się chłopak, który odbiera ode mnie zamówienia. To miłe z jego strony, że przyszedł poza umówionym terminem.
-Wielkie dzięki, ale nic nie mam nawet spakowane.- starałam się brzmieć poważnie, by nic nie zauważył. Chłopak przyjrzał mi się uważnie i zaczął szukać czegoś w torbie.
-Jestem Ci winny papierosa.- prychnął rozbawiony. Otworzyłem szerzej drzwi i wpuściłem go do środka. Udaliśmy się na balkon, więc założyłem kaptur na głowę.- Dominic.- podał mi rękę, a następnie papierosa.
-Remington, ale możesz to skrócić do Rem.- uprzedziłem. Odpaliłem papierosa i podałem chłopakowi zapalniczkę.
-Dzięki. Długo tu mieszkasz?- jak na kogoś obcego wydawał się otwarty i bezpośredni.
-Kilka miesięcy. Strasznie długo się zbierałem do rozpakowania rzeczy z kartonów. Byłem przekonany, że skończyłem, ale to mieszkanie nadal nie ma w sobie tego czegoś.- wyjaśniłem. Nie chciałem go zanudzić swoim pierdoleniem.
-Rozumiem. Ciężko jest o atmosferę, bo chyba o tym mówisz. Wiesz, nie ma rzeczy niemożliwych.- posłał mi ciepły uśmiech.- O, papieros się skończył, uciekam do pracy. Widzimy się zatem za kilka dni, obyś miał coś do wysłania.- poklepał mnie po ramieniu. W ciszy odprowadziłem go do wyjścia. Co za dziwnie fajny chłopak.
Po godzinie Maggie wróciła do domu. Nie opowiedziałem jej o rozmowie z mamą i Emerson'em ani o wizycie Dominic'a. Uważałem, że to nie jest istotne. Zjedliśmy płatki i usiedliśmy na kanapie.
-Zagraj coś, już tak dawno tego nie robiłeś.- poprosiła, więc nie mogłem odmówić. Nie podała konkretnego tytułu, więc chwilę zastanawiałem się nad piosenką. Nie wybrałem jej, zwyczajnie moje palce zaczęły grać znaną do bólu melodię. Ta piosenka zakończyła naszą trasę.- Przestań.- usłyszałem w odpowiedzi.
Co myślicie? 🤔
CZYTASZ
Too Many People | Lonely (Sequel TMP) | Remington Leith
FanfictionJedna dziewczyna, która pragnie dobra zbyt mocno. Jeden chłopak, który żyje we własnym cieniu. Dwie zagubione dusze, które łączy okno niekoniecznie na świat. Trzech mężczyzn, których nie sposób nie zauważyć. Wiele problemów, smutku i łez. Kilka pró...