10.

458 62 30
                                    

-Maggie, ktoś do ciebie przyszedł.- oznajmiła moja mama po pojawieniu się w moim pokoju. Pierwsze co zrobiłam, to przejrzałam się w lustrze. Dresowe spodnie, szara bluza z kapturem, każdy mój. Zaśmiałam się pod nosem i skinęłam ręką, aby wpuściła gościa. Nie zdziwiłam się, gdy w progu stanął zdezorientowany Remington... z wiertarką.

-Cześć Mag. Ja tylko na chwilę i nie zawracam ci dłużej głowy.- mówiąc to utrzymywał kontakt z moją mamą. Nie wiedziałam, że potrafi ona wywołać tyle stresu u mężczyzny w jego wieku. Na szczęście zauważyła strach w jego oczach i szybko się pożegnała, zamykając za sobą drzwi.

-Nawet nie zapytam, po co ci wiertarka.- zażartowałam. Czarnowłosy odłożył wszystko na ziemię i stał chwilę zamyślony. Już zaczynałam się o niego martwić.

-Chciałem użyć wymówki, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Pomyślałem, że fajnie będzie zamontować między naszymi oknami ruchomą linkę, tak dla frajdy.- wzruszył ramionami z uśmiechem. To tacy ludzie jeszcze istnieją?

-Będziesz mi wysyłał listy miłosne?- zapytałam żartem. Może odrobinę na poważnie. Skoro miał taki dobry humor, mogłam trochę się z nim podroczyć.

-Istnieje taka możliwość. To jak, dostanę zgodę?- niecierpliwił się. Oczywiście mu ją udzieliłam i chwilę później staraliśmy się znaleźć odpowiednie miejsce na przywiercenie tego haczyka. Po skończonej walce przyniosłam nam po szklance lemoniady, która w podejrzany sposób znalazła się na środku stołu w kuchni.

-Mama nie mogła stracić okazji, musiała zrobić swoją słynną lemoniadę.- podałam mu szklankę i usiadłam na rogu łóżka. Rem odrazu zajął miejscem obok mnie.

-Masz bardzo fajną mamę.- stwierdził biorąc pierwszego łyka napoju. Przygarnęłam mu.

-To nie jest moja prawdziwa mama. Tata też nim nie jest.- przyznałam się, co bardzo go zdziwiło. Wcale nie miał oczu jak 5 złotych.- Zostałam adoptowana w wieku 8 lat. Moi biologiczni rodzice stracili prawa rodzicielskie za zaniedbywanie mnie, a nikt z ich krewnych nie chciał dziecka. Jestem im bardzo wdzięczna za wszystko i traktuję jak swoją prawdziwą rodzinę. Dali mi więcej, niż oczekiwałam.- po tylu latach mówiłam o tym z łatwością.

-Dlatego wszędzie było napisane, że Andy Biersack jest jedynakiem. A ja się zastanawiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Już nawet wymyśliłem spisek, w którym zostałaś schowana w piwnicy na czas rozwoju jego kariery, ale to nie miało nawet sensu.- strasznie przy tym gestykulował, aż w pewnym momencie musiałam złapać jego szklankę, która planowała wylądować na ziemi. Jego mina była bezcenna.

-Spokojnie, nie spędziłam młodości w piwnicy, tylko na strychu.- kontynuowałam wygłupy. Cieszyłam się, że obrócił to w żart. Nawet nie pamiętałam swoich biologicznych rodziców, jedynie znałam tą historię. Czułam się bardzo swobodnie w jego towarzystwie, co ułatwiało takie chwile.

-To zaczyna nabierać sensu. Mam nadzieję, ze mnie nie okłamujesz. Stary już jestem i mogę dostać zawału.- przyłożył dłoń w miejsce serca.- Robisz coś wieczorem?- zmienił temat z prędkością światła.

-Tak, spotykam się ze znajomym.- odparłam prawie tak szybko, jak on zadał pytanie. Zamilkł, jakby nie wiedział, co teraz zrobić.- Ty jesteś tym znajomym głuptasie.- szturchnęłam go w ramię ze śmiechem.

-Jak głupio wyglądałem?- mówiąc to zrobił zeza, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.

-Przypominałeś zazdrosnego kundla. Mieszkam tutaj dosyć krótko i znam tylko was i Lucy ze szkoły, którą ciągle unikam.- wzruszyłam ramionami na samą myśl o niej. Nie wydawała się groźna, zwyczajnie potrafiła zagadać nawet mnie. Remington uważnie mi się przyglądał.- No co?- nie wytrzymałam presji.

Too Many People | Lonely (Sequel TMP) | Remington LeithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz