-Maggie, ktoś do ciebie przyszedł.- oznajmiła moja mama po pojawieniu się w moim pokoju. Pierwsze co zrobiłam, to przejrzałam się w lustrze. Dresowe spodnie, szara bluza z kapturem, każdy mój. Zaśmiałam się pod nosem i skinęłam ręką, aby wpuściła gościa. Nie zdziwiłam się, gdy w progu stanął zdezorientowany Remington... z wiertarką.
-Cześć Mag. Ja tylko na chwilę i nie zawracam ci dłużej głowy.- mówiąc to utrzymywał kontakt z moją mamą. Nie wiedziałam, że potrafi ona wywołać tyle stresu u mężczyzny w jego wieku. Na szczęście zauważyła strach w jego oczach i szybko się pożegnała, zamykając za sobą drzwi.
-Nawet nie zapytam, po co ci wiertarka.- zażartowałam. Czarnowłosy odłożył wszystko na ziemię i stał chwilę zamyślony. Już zaczynałam się o niego martwić.
-Chciałem użyć wymówki, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Pomyślałem, że fajnie będzie zamontować między naszymi oknami ruchomą linkę, tak dla frajdy.- wzruszył ramionami z uśmiechem. To tacy ludzie jeszcze istnieją?
-Będziesz mi wysyłał listy miłosne?- zapytałam żartem. Może odrobinę na poważnie. Skoro miał taki dobry humor, mogłam trochę się z nim podroczyć.
-Istnieje taka możliwość. To jak, dostanę zgodę?- niecierpliwił się. Oczywiście mu ją udzieliłam i chwilę później staraliśmy się znaleźć odpowiednie miejsce na przywiercenie tego haczyka. Po skończonej walce przyniosłam nam po szklance lemoniady, która w podejrzany sposób znalazła się na środku stołu w kuchni.
-Mama nie mogła stracić okazji, musiała zrobić swoją słynną lemoniadę.- podałam mu szklankę i usiadłam na rogu łóżka. Rem odrazu zajął miejscem obok mnie.
-Masz bardzo fajną mamę.- stwierdził biorąc pierwszego łyka napoju. Przygarnęłam mu.
-To nie jest moja prawdziwa mama. Tata też nim nie jest.- przyznałam się, co bardzo go zdziwiło. Wcale nie miał oczu jak 5 złotych.- Zostałam adoptowana w wieku 8 lat. Moi biologiczni rodzice stracili prawa rodzicielskie za zaniedbywanie mnie, a nikt z ich krewnych nie chciał dziecka. Jestem im bardzo wdzięczna za wszystko i traktuję jak swoją prawdziwą rodzinę. Dali mi więcej, niż oczekiwałam.- po tylu latach mówiłam o tym z łatwością.
-Dlatego wszędzie było napisane, że Andy Biersack jest jedynakiem. A ja się zastanawiałem, o co w tym wszystkim chodzi. Już nawet wymyśliłem spisek, w którym zostałaś schowana w piwnicy na czas rozwoju jego kariery, ale to nie miało nawet sensu.- strasznie przy tym gestykulował, aż w pewnym momencie musiałam złapać jego szklankę, która planowała wylądować na ziemi. Jego mina była bezcenna.
-Spokojnie, nie spędziłam młodości w piwnicy, tylko na strychu.- kontynuowałam wygłupy. Cieszyłam się, że obrócił to w żart. Nawet nie pamiętałam swoich biologicznych rodziców, jedynie znałam tą historię. Czułam się bardzo swobodnie w jego towarzystwie, co ułatwiało takie chwile.
-To zaczyna nabierać sensu. Mam nadzieję, ze mnie nie okłamujesz. Stary już jestem i mogę dostać zawału.- przyłożył dłoń w miejsce serca.- Robisz coś wieczorem?- zmienił temat z prędkością światła.
-Tak, spotykam się ze znajomym.- odparłam prawie tak szybko, jak on zadał pytanie. Zamilkł, jakby nie wiedział, co teraz zrobić.- Ty jesteś tym znajomym głuptasie.- szturchnęłam go w ramię ze śmiechem.
-Jak głupio wyglądałem?- mówiąc to zrobił zeza, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej.
-Przypominałeś zazdrosnego kundla. Mieszkam tutaj dosyć krótko i znam tylko was i Lucy ze szkoły, którą ciągle unikam.- wzruszyłam ramionami na samą myśl o niej. Nie wydawała się groźna, zwyczajnie potrafiła zagadać nawet mnie. Remington uważnie mi się przyglądał.- No co?- nie wytrzymałam presji.
CZYTASZ
Too Many People | Lonely (Sequel TMP) | Remington Leith
FanfictionJedna dziewczyna, która pragnie dobra zbyt mocno. Jeden chłopak, który żyje we własnym cieniu. Dwie zagubione dusze, które łączy okno niekoniecznie na świat. Trzech mężczyzn, których nie sposób nie zauważyć. Wiele problemów, smutku i łez. Kilka pró...