13.

354 45 7
                                    

Niestety pech uwielbia nas prześladować. Było już sporo po północy, siedzieliśmy na dywanie w salonie i dalej graliśmy w pijackiego chińczyka. Byłam już zmęczona, do tego alkohol przejął kontrolę nie tylko nad moim ciałem. Cody już ponad godzinę spał na kanapie po zaliczonym zgonie. Emerson opowiadał o jakimś filozofie, którego nazwiska nie potrafił nawet wymówić. Nie jestem pewna, czy ktoś oprócz Shy go słuchał. Nikt nie pilnował kolejki i rzucaliśmy kostką, gdy komuś się o tym przypomniało. Lucy przestała kontaktować kilkanaście minut temu. Zwyczajnie nagle oparła się plecami o kanapę i zasnęła. Przyglądałam jej się od tamtej pory, lecz zaczęła mnie boleć szyja. Dosyć niezgrabnie podniosłam się z ziemi i przetarłam oczy. Właśnie w tej samej chwili wytrzeźwiałam.

Remington siedział blady jak trup, ze wzrokiem utkwionym w jednym miejscu. Podeszłam do niego i poklepałam po policzku, jednak nie zareagował. Wręcz przeciwnie, zamknął oczy i upadł na ziemię.  Sama zaczęłam panikować, przez co nie mogłam wydusić z siebie słowa. Przykucnęłam przy nim i poklepałam ponownie po twarzy.

-Boże, Remington.- wyszeptałam.- Emerson... Emerson!- łzy spływały mi po policzkach.- Nie tym razem Rem, to jeszcze nie pora.- bardziej uspokajałam siebie, niż go. Przecież był nieprzytomny.- Emerson kurwa!- dopiero teraz brunet zareagował.- Pomóż mi, zadzwoń na pogotowie!- ogarniał mnie coraz większy strach. Em szturchnął Shy i skorzystał z jej telefonu. Dziewczyna szybko podeszła do mnie.

-Maggie, uspokój się troszeczkę. Paniką nic nie zdziałasz, oddychaj spokojniej.- głaskała mnie po ramieniu.- Wszystko będzie dobrze. Emerson już wzywa pomoc. Poczekaj, pomóż mi ułożyć go w bezpiecznej pozycji, na wypadek gdyby zaczął się dławić śliną.- cieszyłam sę, że nie byłam teraz sama. Zupełnie zapomniałam o tym zagrożeniu.

-Są już w drodze.- chłopak złapał się za głowę.- Co mu się stało? Nawet nie zauważyłem, że odleciał.- usiadł obok nas. Reszta towarzystwa niestety nam nie pomogła. Byli kompletnie zalani i spali jak zabici.- Może on też tylko śpi?- sam nie wierzył w to, co powiedział. Widziałam to w jego spojrzeniu.

-Siedział jak marionetka z otwartymi oczami, po czym upadł. Zresztą zobacz jaki jest blady.- wskazałam na czarnowłosego. Emerson poderwał się nagle i zaczął sprawdzać oddech i bicie serca brata. Odetchnął z ulgą.

-Gdzie ta pomoc?! Nie wiemy, co mamy robić, a oni się nawet nie spieszą!- Shy zaczęły puszczać nerwy.- Pomóż mi go podnieść Emerson, sami go tam dostarczymy.- rozkazała chłopakowi.

-Zaczynasz wariować Shy. Zaraz przyjadą specjaliści i się nim zajmą. Musimy czuwać, żeby nic mu się nie stało i obserwować jego stan.- starał się ją uspokoić, przez co dziewczyna mierzyła go wzrokiem.

Czas płynął zupełnie inaczej. Miałam wrażenie, że siedzimy tak już kilka godzin. Byłam w takim szoku, że ledwo przyjęłam do siebie przyjazd pogotowia. Pozostali uczestnicy się przebudzili, ale nie na tyle, by zrozumieć, co się stało. Ratownicy zabrali Remingtona na noszach do pojazdu. Oczywiście naszą trójką ruszyliśmy za nimi.

-Tylko jedna osoba może jechać z nami. Najlepiej ktoś, kto udzieli nam jakichkolwiek informacji o tym, co tutaj zaszło.- poinformował nas mężczyzna w średnim wieku. Spojrzeliśmy po sobie, ale czas nas gonił.

-Jedź. Zadzwonię po Sebastiana i pojawimy się jak najszybciej się da.- pośpieszył mnie Emerson. Bez słowa weszłam za ratownikiem do ambulansu. Odjechaliśmy na sygnale tak szybko, że zrobiło mi się niedobrze.

-Co się wydarzyło?- zapytał mnie, gdy podłączał chłopaka do jakiejś maszyny, a drugi świecił mu latarką po oczach i sprawdzał reakcję źrenic.

-Sama nie wiem. Byliśmy na urodzinach, trochę wypiliśmy. Nagle on zrobił się blady i straciłam z nim kontak. Później upadł na ziemię i został w tym stanie do waszego przyjazdu. Normalnie z nami grał i nagle to...- urwałam, bo znowu zaczęłam płakać.

Too Many People | Lonely (Sequel TMP) | Remington LeithOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz