Epilog

1K 97 17
                                    

Macie muzyczkę do klimatu, a co.

   Veruca obudziła się w swoim łóżku, w posiadłości Phantomhive. Zmęczona przetarła swoje oczy, oraz powolnie rozejrzała się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu. Okna, komody, szafa, półki i łóżko. Po większym oprzytomnieniu przeciągnęła ramiona oraz głośno ziewnęła. Była sama w pomieszczeniu, dlatego postanowiła wyjść nawet, jeśli jest w samej bieliźnie. W sumie to nie robiło jej żadnej różnicy, bo wiedziała, że wszyscy ją tutaj znają. Wyskoczyła z łóżka od razu kierując się do wyjścia. Po drodze spojrzała w duże lustro obok szafy. Czegoś jej tutaj brakowała, ale nie mogła rozgryźć, czego. Przejechała dłonią po swojej nagiej szyi. Zaraz, nagiej? W sekundzie uśmiech przyozdobił jej bladą twarz, a ze szczęścia aż zatupała małymi stopami o podłogę. Od razu wystrzeliła w stronę korytarza, aby poszukać głównego lokaja domu. Skoro nie miała dusika, także wszystko, co widziała przed utratą przytomności było prawdziwe. Walka Sebastiana z Claude, dziwne opętanie Ciel'a, porwanie przez Hannah. Teraz już wiedziała, że Alois nie żyje. Jest wolna, czym bardzo chciała się pochwalić Sebastianowi.

  -Sebastian!- zawołała na całe gardło, biegnąc przez korytarze posiadłości. Nikt nie odpowiadał na jej wrzaski.-Muszę Ci coś pokazać! Coś bardzo ważnego!- w pewnym momencie z jednego z pokoi wychylił się owy kamerdyner. Na jego widok nie zwolniła, przyspieszyła, a w jej oczach pojawiły się łzy radości. Z impetem na niego wpadła, przewracając się razem z brunetem na podłogę. Nie puściła go, a pociągnęła za fraki i płacząc namiętnie pocałowała demona, zatracając się. On zrobił to samo. Nie odezwał się, nie zaprotestował. Po prostu dał się ponieść chwili. Wydawało się, że on tęsknił bardziej. I tak było. Kiedy zabrakło im obu tchu, dziewczyna oderwała się od demona, wskazując na szyję.-Alois nie żyje! On w końcu nie żyje!- wykrzyczała, dławiąc się łzami.

  -Wiem- wydusił z siebie, a jego ciało całe się trzęsło.

  -Sebastian? Czy Ty płaczesz?- dziewczyna zapytała, patrząc się na lokaja z niedowierzaniem. Faktycznie, z jego kącików oczu leciały łzy. Delikatnie wytarła z jego policzka przezroczystą posokę.

  -Płaczę?- sam natychmiast dotknął się w policzek i to się potwierdziło. Stary demon się rozkleił.-Ja płaczę, Veruca- przyznał oraz bez ogródek ponownie objął dziewczynę.-Ja tak bardzo Cię przepraszam za moje zachowanie. Nie powinienem był wtedy nic mówić- trzymał ją tak, jakby zaraz miał stracić Ru.-T-Tęskniłem- wydukał za jej plecami.

  -Też tęskniłam. Bardzo- bardziej się wtuliła w tors swojego kochanka.

  -Uhm- oboje usłyszeli nad sobą chrząknięcie. Ciel, jakby nic stał obok ucieszonej pary, dziwnie na nich spoglądając.-Proszę was, przecież macie dla siebie cały dzień, rozumiem. Ale chociaż migdalcie się gdzieś indziej, niż na korytarzu. I Ruca! Ubierz coś na siebie!- palcem wskazał na bieliznę dziewczyny, przez co się zaśmiała. Chłopiec jednak tylko przychnął pod nosem oraz odszedł w swoją stronę.

  -Cały dzień dla siebie?- Veruca była szczęśliwa, jak nigdy. Nie wiedziała, co ugryzło Ciel'a, ale może i to lepiej? Wstała oraz później pomogła to samo zrobić lokajowi.-To co chcemy robić przez cały dzień?

  -Znikniemy- rzucił krótko, chytrze uśmiechając się do dziewczyny.

  -Nie wyglądasz poważnie, jak jesteś zapłakany- niebiesko oka zaśmiała się pod nosem oraz dłonią otarła resztki łez kamerdynera. Kiedy już to zrobiła, ten nagle wziął ją na ręce, jak pannę młodą oraz westchnął cicho.

  -Pójdziemy tam, gdzie lubisz- spojrzał w górę i zniknęli z rezydencji.

***

   Kiedy Veruca otworzyła oczy, nie mogła uwierzyć. Brunet zabrał ją na wybrzeże przy porcie, na plażę. Puścił Ru, a ta pisnęła z ekscytacji i radości. Ponownie uwiesiła się na szyi kamerdynera, nie chcąc go puścić.

  -Wiesz co?- zapytała krótko, a on mruknął w odpowiedzi.-Kiedy nie mam uprzęży, pachniesz zupełnie inaczej- zaśmiała się figlarnie i odsunęła się od lokaja.

  -Nie dziwię się- westchnął uśmiechnięty oraz zdjął z siebie marynarkę.-To co? Idziemy do wody, czy będziesz się obijać?- zapytał tym razem, a dziewczyna szeroko uśmiechnęła się.

  -Idziemy!- krzyknęła i nawet nie dała mu zaczekać, ponieważ pierwsza była w oceanie.

   Przez cały czas siedzieli to na plaży, to w wodzie, dopóki nie nadszedł zachód słońca. Veruce nie przeszkadzało nawet to, że promienie słoneczne drażniły jej skórę. Liczyli się to, że w końcu jest z Sebastianem. Po wyczerpującej, jak na demony kąpieli, oboje ciężko dysząc, ale uśmiechnięci wyszli na brzeg i położyli się na piasku. Veruca pewnie złapała zimną dłoń demona, odwracając głowę w jego stronę.

  -Mam do Ciebie jeszcze jedno pytanie- stwierdziła, po czym nabrała więcej powietrza.-Co z Claude i Hannah?

  -Oni- lokaj wydał z siebie głośny świst.-Oni już nie żyją. Odeszli prawie w tym samym czasie- westchnął, zdejmując palcami włosy na nosie.

  -Dziękuję- rzuciła cicho, mocniej ściskając jego dłoń.

  -Nigdy bym Cię nie zostawił- odpowiedział, po czym nachylił się nad dziewczyną i złożył na jej ustach pocałunek. Odsunął się od niej, spoglądając na srebrny zegarek.-Ale chyba musimy już wracać. Panicz się zaniepokoi- pomógł wstać Veruce oraz wziął marynarkę pod pachę.

  -Masz rację, już wrócimy- potwierdziła, zapatrzona w zachód słońca.

***

  -Dobrze, że już jesteście- Ciel stał przy powozie i spoglądał w stronę roześmianej pary. Wbrew zdziwieniu Ru, powóz stał pusty, niezapakowany.-Sebastian, zbieramy się

  -Zaraz, dokąd jedziecie? Sebastian?- Veruca zapytała niespokojna i zdziwiła się, kiedy zobaczyła nagle zasmuconego kamerdynera. Nic jej tutaj nie pasowało.-Ciel, dokąd jedziecie?- powtórzyła.

  -Już tutaj nie wrócimy. Posiadłość przekazuję wam, a firmę Ruce- trzynastolatek powiedział bez ogródek z kamienną twarzą.

  -Dokąd jedziecie?!- mocniej ścisnęła ramię mężczyzny, a jej warga zaczęła drżeć.

  -Veruca- demon nagle odezwał się, ale bardzo cicho. Obrócił ją w swoją stronę oraz smutnym wzrokiem spojrzał prosto w jej oczy.-Musimy jechać- z niezadowolenia przygryzł wargę.

  -A-Ale mówiłeś, że mnie zostawisz! Że nie wykonasz rozkazu!- powiedziała roztrzęsiona i zaczęła się szarpać, przez co kamerdyner przyciągnął ją do swojej piersi.

  -Wrócę do Ciebie- powiedział drżącym głosem, ale powstrzymał się przed rozklejeniem. Raz mu wystarczył.-Idź do Mey, ja muszę już jechać- odsunął ją od siebie, ale szybko pożałował. Widok upłakanej dziewczyny tylko pogorszył rozstanie. Jednak nagle wpadł na dobry pomysł. Szybko ściągnął swoją marynarkę i podał ją niebiesko okiej.-Przyjdę kiedyś ją odebrać- uśmiechnął się do niej, a ta przyjęła część garderoby.

  -Obiecujesz?- zapytała, dławiąc się własnymi łzami.

  -Obiecuję- przymknął oczy i ucałował jej czoło ostatni raz.-Żegnaj, Veruca- szepnął, puszczając dziewczynę. Skłonił się do reszty służby, a oni zrobili to samo.

   Lokaj i jego pan wsiedli do powozu, dosłownie znikając z życia niektórych osób. Ale nie znikną z pamięci Ru. Ona trzyma każdego za słowo i pamięta.

On do niej wróci.

Obiecał.

***

No to co?

Dobrnęliśmy do końca tego opowiadania.

Może zrobię drugą część, kiedyś.

Jak na razie, w tym momencie się żegnamy.

Ale ja wrócę!

Kiedyś

Hybryda || Kuroshitsuji ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz