26

1.2K 104 29
                                        


  -Własnego brata nie poznajesz?- sobowtór dziewczyny uśmiechnął się przyjaźnie.

  -Kim Ty, do jasnej cholery jesteś?- wrogo na niego spoglądała swoimi smutnymi oczami.-Nikt mi nic nie mówił, że mam rodzeństwo

  -Ah, no tak- chłopak stuknął się w czoło.-Może się przedstawię poprawnie? Jestem Gomez Vladimir Antoni Tepes, Twój starszy brat- wyciągnął do niej dłoń, którą niepewnie chwyciła. Zaraz jednak została szybko przyciągnięta do torsu czerwono okiego i zamknięta w szczelnym uścisku.-Ale Ty wyrosłaś! Pamiętam Cię, jak byłaś dopiero niemowlęciem

  -D-Dusisz mnie- Ru wysapała przez uścisk chłopaka. Chwilę później została puszczona.

  -Przepraszam, przepraszam- podrapał się po policzku, ponownie uśmiechając się.-Rozumiem, że nic o mnie nie wiesz. Uciekłem z domu parę dni po Twoich narodzinach- Gomez wypowiedział to, jakby były to nic nie warte słowa.

  -Wybaczcie, że Wam przerywam rodzinną rozmowę, lecz wciąż nie wiemy, dlaczego tutaj się pojawiłeś, Gomez- Ciel wtrącił się w słowo, unosząc podbródek.

  -Ah, przyszedłem po Mercy

  -Po nią?- niebieskooka zdziwiła się przez chwilę, jednak łącząc wszystko, co powiedziała jej blondynka w szklarni, domyśliła się, że właśnie Gomez jest jej panem.-Nasłałeś na mnie zabójcę?

  -Skąd!- natychmiast zaprzeczył wyciągając ramiona przed siebie.-Chciałem tylko, aby Cię znalazła, nic więcej

  -Mnie mówiła co innego- podejrzliwie spojrzała na brata, który nic sobie z tego nie zrobił.

  -Tak więc, gdzie ona jest?- natychmiast zmienił temat, co powoli irytowało dziewczynę.

  -Jest na dole, pilnowana przez Seb-- urwała nagle, ponieważ imię bruneta nie mogło przejść przez jej gardło. Poczekała parę sekund, aż nieprzyjemny dreszcz opuści jej ciało i pozwoli na dalsze rozmawianie.-Przez lokaja Ciel'a

  -Oh, rozumiem- Gomez przytaknął, ponownie zmieniając swój wyraz twarzy na zdenerwowany.-Będę musiał ją ukarać za nie wykonywanie moich poleceń i działanie na własną rękę. Ja naprawdę nie chciałem, aby Cię atakowała- spokojnie spojrzał na Ru.

  -Pójdę z Panem po Mercy- trzynastolatek zerwał się z siedzenia i podszedł do czerwono okiego.-A Was, drogie Panie, proszę o cierpliwość. Nie odchodźcie nigdzie- kątem oka spojrzał na swoją ciotkę, a do niebieskookiej podszedł, żeby zamienić krótkie słowo.-Czy mam go tutaj poprosić? Życzysz sobie czegoś?

  -Nie chcę go tutaj widzieć- odpowiedziała chłodno, aż chłopca przeszły nieprzyjemne ciarki.

  -W takim razie, proszę wybaczyć- obaj odeszli z altany oraz przez krótki czas widać było obu mężczyzn u stóp rezydencji.

  Niebieskooka dopiero po kilku minutach zasiadła obok starszej kobiety, która wpatrywała się w nią ze smutkiem i żalem w oczach przez to, co przeszła. Ta, aby jej nie postrzegano jako bardzo poszkodowanej, wysiliła się na delikatny uśmiech, jednak było dobrze widać, że jest on sztuczny.

  -Wtedy, jak mnie poprosiłaś o zmianę jego opatrunku, rozmawiałam z nim- rudowłosa odezwała się nagle, cicho stukając o oparcie krzesła, w którym siedziała.-Jest zły na siebie

  -To nie był on- odpowiedziała cicho, przeplatając między palcami fałdę sukni.-On by na mnie nie krzyczał za głupią błahostkę. Próbowałam sobie wmówić, że to moja wina, jednak wcale tak nie jest- przygryzła dolną wargę.

  -Bo się martwił o Ciebie- Madame uśmiechnęła się delikatnie, kładąc swoją dłoń na dłoni niebieskookiej.-Może nie jestem psychologiem, ale powiedz mi, czy kiedyś był równie agresywny, jak wtedy?- zapytała ostrożnie, aby nie pogrążać Ru'ki jeszcze bardziej.

Hybryda || Kuroshitsuji ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz