Rozdział 9

12 0 0
                                    




Z trudem się obudziłem. Czułem tylko ból całego ciała. Obrazy rozmazywały mi się przed oczami, z trudem udało mi się wstać. To co widzę odbiera mi mowę...Anton jest w kałuży krwi. Pochylam się nad nim i w skupieniu wyszukuje jakiś oznak życia. Z ulgą wysłuchuje się w jego słabe bicie serca. Szybko wymacuje jego ranę. Podnoszę mu koszulkę i widzę głęboką ranę. Moje ręce się trzęsą, biorę głęboki oddech, aby się uspokoić. Biorę z bukłaka wodę i przemywam mu ranę. Wącham kilka maści od zielarki i ostatecznie wybieram tą, która pomogła mi na nogę. Kiedy maść była już nałożona zacząłem szukać bandaży. Jednak żadnych nie było, wszystkie miałem na plecach. Ostatecznie odrywam ze spodni czysty kawałek materiału i obwijam ranę.

- Anton! Obudź się! - wołam.

Moje ciało jest niezwykle ciężkie, chce otworzyć oczy. Czuje obecność Milla, ale nie potrafie wstać. Czy tak wygląda śmierć?

- Proszę nie umieraj...- mówię załamany, a łzy płyną mi ciurkiem. Trzymam go za silną dłoń, nawet jakby umarł to chce aby wiedział, że jestem obok.

Idę w ciemności, przede mną ktoś stoi. To Irina. Patrzy na mnie z łagodnym uśmiechem na ustach. Łzy spływają mi po twarzy. Zza jej pleców wychodzi moja kochana córeczka i macha do mnie radośnie.

- Umarłem? - pytam się Iriny. Ta kręci głową i wskazuje na coś za mną. Teraz widzę Milla, siedzi nad moim ciałem i rozpaczliwie płacze. Błaga bym nie odchodził. Odwracam się do moich ukochanych, Irina ma zmartwioną minę. Nie wiem co mam ze sobą zrobić.

- Kocham was...i tak się cieszę, że mogłem was ponownie zobaczyć - mówię i ocieram łzy - Ale on mnie potrzebuje. Czy wybaczycie mi jeśli jeszcze trochę na mnie zaczekacie?

Katrina podbiega do mnie i mnie mocno przytula, biorę ją na ręce mocniej do siebie przyciągając. Irina powolnym krokiem zmierza w moją stronę, gdy jest już naprzeciw mnie gładzi ręką mój policzek po czym ciągnie mnie żebym się pochylił i stając na palcach całuje mnie w czoło. Jeszcze raz patrzy na mnie i uśmiecha się, po chwili obie znikają. Zaczynam odczuwać ból. Jęczę pod nosem.

- Anton ty żyjesz - mówię z ulgą i wycieram łzy.

- Nie ruszaj się, twoja rana jest głęboka - mówię gdy próbuje wstać.

- Ty też nie powinieneś się ruszać - mówię słabo ochrypłym głosem. Ściskam mocno jego dłoń.

Kręcę głową.

- Ze mną jest dobrze - przekonuje z bladym uśmiechem.

- Jesteś blady, połóż się, nie trzeba koło mnie latać, jeszcze nie umieram.

- Prawie umarłeś i wyglądasz jak trup. To ty odpoczywaj. - mówię stanowczo.

- Idę po chrust, za chwile wrócę.

Jak dla mnie to jego rany są poważniejsze, ale nic na jego upór nie poradzę. Głodny jestem.

Zbieram gałązki i ustawiam je w stożek. Za niedługo będzie noc więc przyda nam się ciepło. Rozpalam ogień krzemieniem. Widząc, że Anton nie zadaje pytań postanawiam iść na polowanie. Ustawiam wnyki i robię prowizoryczny łuk. Do zmierzchu upolowałem jedynie trzy króliki. Obdzieram zwierzynę ze skóry i nabijam na patyki aby przysmażyć je nad ogniem.

Patrze uważnie na Milla, teraz zachowuje się jakby nic się nie stało, ale widziałem jego łzy.

Nie odzywam się, tylko od czasu do czasu przewracam mięso, aby się nie spaliło. W duchu jeszcze przeżywam dzisiejszą sytuacje, przypominają mi o niej mój własny ból jak i Antona.

Powiązani z WiedźmamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz