septyniasdešimt pirmas [full]

578 88 6
                                    

Namjoon mijał kolejne wyglądające identycznie korytarze, podążając za bladoniebieskim światłem szpitalnych lamp, które wskazywały mu drogę. W pewnym momencie stanął jak wryty, dostrzegając chłopaka w białej, szpitalnej piżamie wychodzącego z jednej z sal. Boleśnie mocno zacisnął zęby i spiął wszystkie mięśnie, jednak jego dłonie trzęsły się wystarczająco, żeby sprawiać wrażenie, że zaraz odpadną. Namjoon nie mógł nie rozpoznać pary ciemnych oczu wkomponowanych w twarz spotkanej osoby.

- Hoseok - szepnął, zamierając w bezruchu gdy chłopak podniósł na niego wzrok.

Był to, jakże by inaczej, ten sam Hoseok - ten sam stary przyjaciel Namjoona. Jednocześnie jednak wydawał się jakby całkowicie inny. Brakowało u niego radości, którą zawsze emanował. Wyglądał na niemal zupełnie martwego w środku i z wolna umierającego też zewnętrznie. Kim stał tak przez parę sekund, pojedynkując się wzrokiem ze swoim dawnym przyjacielem, zanim odwrócił się na pięcie.

- Namjoon! - krzyknął za nim Hoseok, ale blondyn nawet nie miał w zamiarze się do niego odwracać. Nie chciał widzieć tego drania już nigdy więcej.

- Jesteś idiotą, Jung. Zostaw mnie w spokoju! - warknął, słysząc coraz głośniejsze kroki za plecami. Rzucił spojrzenie za siebie, upewniając się, że Hoseok idzie w jego stronę. Niezależnie od starań, chłopak w szpitalnych ubraniach nie był w stanie go dogonić.

- Namjoon, poczekaj! - wołał bezskutecznie.

- Jesteś tchórzem, Hoseok! - krzyknął - Jesteś pieprzonym tchórzem - właśnie zamierzał się zatrzymać, odwrócić i umówić swoją pięść na szybką randkę z twarzą, kiedy poczuł uścisk na ramieniu. Ktoś złapał go za bluzę i pociągnął do siebie. Namjoon podniósł zszokowane spojrzenie, napotykając oczy Jina. - Spieprzaj! Myślisz, że co niby robisz?

- A co ty robisz? - starszy potrząsnął jasnowłosym, chcąc przywrócić mu nieco zdrowego rozsądku. Jego oczy były przekrwione i trochę opuchnięte, błyszczały w trupio bladym świetle. Jin szarpnął go jeszcze raz. - Co chciałeś zrobić? Prawie uderzyłeś pacjenta.

Wyraz twarzy Kima złagodniał na chwilę, zaraz wykrzywiony przerażeniem.

- Puszczaj mnie! - podniósł głos na prześladowcę, a ten prawie natychmiast go puścił.

Nie potrafił zmusić się do powiedzenia Namjoonowi tego, kim naprawdę był. W oczach młodszego, Jin był co najwyżej dupkiem, który dzień za dniem obrzydzał mu życie. Nie był jego przyjacielem. Nie był Kim Seokjinem, jego starszym kolegą, którego szanował. Gdy tylko uścisk bruneta osłabł na nadgarstku Joona, ten rzucił się biegiem do wyjścia z torbą pełną owoców, co rusz obijającą się o jego bok.

Kiedy zniknął za zakrętem, Hoseok zachwiał się mocniej i Jin prędko złapał go za ramię, zanim chłopak zdążył się przewrócić.

- Chodź, odprowadzę cię do sali - zaproponował, spotykając się w odpowiedzi ze słabym skinieniem Hoseoka. Zamyślony Seokjin nie zauważył nawet, że ze zdenerwowania przegryzł sobie wargę. Kilka małych kropel krwi poplamiło jego koszulkę.

Nie zwrócił na to uwagi. Pomógł chłopakowi dostać się do odpowiedniego pomieszczenia. Gdy tylko ten zajął miejsce na swoim łóżku, łzy spłynęły po jego policzkach. Nie dbał o to, że właśnie rozpłakał się na oczach starszego kolegi ze szkoły, który wszystkiemu się przyglądał. Chciał po prostu dać wreszcie upust wszystkim tym emocjom, które jak dotąd butelkował.

- Gdzie zabłądziłem? - szepnął. Jin słuchał uważnie, widział przecież jak Hoseok próbował gonić Namjoona i chciał zrozumieć dlaczego. - Zgubiłem przyjaciela gdzieś w całym tym rozgoryczeniu.

Głos chłopaka zadrżał.

- Namjoon...? - Seokjin zawiesił głos w niezadanym pytaniu unoszącym się gdzieś w powietrzu. Siedział na brzegu łóżka Hoseoka, w pokoju parę drzwi od Teahyunga. Ten baran dał się potrącić autobusowi.

- Namjoonnie zawsze był moim przyjacielem - powiedział cicho, a Kim wyprostował się, jakby właśnie strzelił go piorun.

- Namjoon... był?

Hoseok uśmiechnął się słabo i przytaknął. Jin zadrżał, z przerażeniem stwierdzając, że prawdopodobnie właśnie znalazł tego przyjaciela, który zostawił Joona.

- Nie chciałem go w to mieszać. Miałem świadomość tego, że moja terapia będzie wymagała mnóstwo czasu i siły. Chciałem go tylko przed tym wszystkim ochronić.

- Co takiego zrobiłeś? - pytanie padło, nawet jeśli znał już na nie odpowiedź. Tak właściwie, nawet nie spodziewał się, że Hoseok na nie odpowie.

Pomylił się.

Chłopak pozwolił wspomnieniom ujść wolno i opowiedział mu o wszystkim. O tym, jak postawiono przed nim diagnozę, jak nie chciał, żeby Namjoon zaczął panikować. O tym, jak bardzo skrzywdził Mona, żeby ten nigdy nie dowiedział się o jego chorobie. A Jin tylko siedział zszokowany. Hoseok westchnął, kiedy skończył opowiadać.

- Imię Mona to Namjoon? - zapytał brunet.

Wiedział. Wiedział to od chwili, w której usłyszał jego głos na drugim końcu linii, kiedy zadzwonił na numer Namjoona. Mimo to, potrzebował potwierdzenia. Hoseok przekrzywił głowę, patrząc na starszego.

- Kim Namjoon - przytaknął.

*~~*~~*

dotarliśmy do tych rozdziałów, które kocham całym serduszkiem

brakowało mi was, wiecie. Jesteście absolutnie cudowni, luv ya

Satellite | namjin || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz