septyniasdešimt penktas [full]

634 86 3
                                    

Namjoon biegł przez miasto ze łzami w oczach. Prawdę mówiąc, nawet nie wiedział, gdzie dokładnie próbuje dotrzeć, dopóki nie zatrzymał się zdyszany przed wejściem do szpitala. Wszedł do środka, mają w głowie tylko jeden obraz. To, jak Seokjin próbował zatrzymać go przed uderzeniem Hoseoka. Jak Jin próbował go zatrzymać. Jego własny prześladowca próbował zachować się dobrze. Ale nigdy mu się to nie udało. Wszystko było jedynie maską.

Wszedł do sali bez pukania. Jung siedział na łóżku szpitalnym i przeglądał jakiś magazyn. Leniwie podniósł głowę, słysząc zbliżające się kroki. Wytrzeszczył oczy, kiedy rozpoznał odwiedzającego. Namjoon tylko rozejrzał się dookoła, analizując całą sytuację. Naprawdę nietrudno było się w tym wszystkim połapać. Białe ubranie, które Hoseok miał na sobie. Łóżko, na którym siedział. Leki na stoliku tuż obok.

Oczywista.

Kim nie zaprzątał sobie głowy zbędnymi wstępami. Podniesiony głos opuścił jego gardło szybciej, niż on sam się spodziewał.

- Dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś!? - jego ton był przepełniony frustracją. Nie tylko dlatego, że wciąż czuł się zdradzony przez swojego najlepszego przyjaciela, Hosoeka, ale i dlatego, że zwyczajnie czuł się samotny. Porzucony przez jedyną osobę, która wyciągnęła go z całej tej ciemności, kiedy najbardziej tego potrzebował. Przez Seokjina.

Kilka pierwszych sekund wypełniało milczenie. Jung nie odezwał się ani słowem, jakby mentalnie przygotowując się na wszystko, co miało się zaraz wydarzyć. Musiał zrozumieć to, że Namjoon naprawdę przyszedł się z nim zobaczyć.

- Miałem świadomość tego, że nie będę potrafił wytrzymać cierpienia w twoich oczach, gdybym jednak musiał się z tobą pożegnać.

Jego głos był słaby. Prawie załamał się, kiedy mówił i chłopak wyciągnął rękę po tabletki czekające przy łóżku. Wziął leki do ust i westchnął, zdając sobie sprawę z tego, że jego szklanka była pusta. Namjoon bez słowa podniósł się z miejsca i napełnił ją przy zlewie lodowatą wodą.

Usiadł z powrotem. I w tym wszystkim, przez chwilę nawet wydawał się spokojny. Ale cale taki nie był. Odczekał chwilę, pozwalając chłopakowi w spokoju zażyć tabletki. Wziął oddech zanim znów się odezwał. Ani trochę nie upuścił z tonu.

- I naprawdę sądziłeś, że to będzie lepsze rozwiązanie? - oczy jasnowłosego wciąż były niebezpiecznie szkliste przez jego starego przyjaciela. Albo może tak właściwie byli sobie zupełnie obcy?

- Przynajmniej nie musiałeś mnie oglądać w tym stanie.

- Co zrobiłem źle? - jęknął z frustracją, wbijając paznokcie w skórę na twarzy - Straciłem przyjaciela gdzieś w całym tym rozgoryczeniu - chwycił Hoseoka za ramiona i potrząsnął. Wzdrygnął się. Jung był tylko skórą i kośćmi. - Siedziałbym przy tobie dzień i noc, gdybym tylko wiedział, jak uratować życie. Musiałeś mi o tym powiedzieć.

- Wtedy zachowywałbyś się tak od samego początku - odparł, strząsając ręce Kima. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Powiedz mi, Namjoon, - zaczął błagalnie - ty naprawdę uwierzyłeś we wszystko, co napisałem? Nie próbuj kłamać - zamilkł na chwilę, żeby wziąć głębszy oddech. - Przepraszam za cały ten ból, który ci to sprawiło, ale nie żałuję tego, co zrobiłem - uciszył gestem blondyna, zanim ten zdążył się odezwać. - Uważam, że właśnie to powinienem był wtedy zrobić.

- Musiałeś mi o tym wtedy powiedzieć! Dlaczego tego nie zrobiłeś!? Byłbym przy tobie przez cały ten czas! Dla ciebie!

Gorączkowo szukał wzrokiem choćby cienia żalu w oczach swojego przyjaciela. Nie odnalazł go.

- Nie, Namjoon. To był czas dla ciebie. Miałeś prowadzić szczęśliwe życie. Swoje życie. Nie moje. Miałeś czas na to, żeby pogodzić się z tym wszystkim i ruszyć do przodu. Znaleźć kogoś dobrego. Kogoś jak Jin - chłopak uśmiechnął się nieświadomie, a serce Namjoona, które zaczęło już bić nieco szybciej, natychmiastowo zamarło w bezruchu.

- On nie jest w porządku, Hoseok. Nie jest.

Jung przekrzywił głowę, badając wzrokiem twarz przyjaciela. Wyszczerzył się krótką chwilę potem.

- Nonsens. Słyszałem jak o tobie mówił. Nigdy wcześniej nie słyszałem nikogo, żeby mówił w ten sposób o kimkolwiek. To było coś całkowicie szczerego.

Może gdyby to wszystko działo się jakiegoś innego dnia. W zupełnie innym czasie, w innym miejscu, może wtedy Namjoon uśmiechnąłby się, słuchając tych słów. Teraz czuł tylko ogarniającą go złość.

- Hej, Namjoon.

- Ta?

- Nasze serca są stworzone żeby kochać. Nie nienawidzić - zachichotał tajemniczo. - I jeśli masz w sercu choć odrobinę nienawiści, równie dobrze możesz znaleźć króliki na księżycu.

Hoseok wzruszył ramionami.

- To największa bzdura jaką kiedykolwiek słyszałem - Namjoon przewrócił oczami.

- Może i tak, ale dokładnie tak wygląda dla mnie nienawiść. Nie powinieneś jej mieć w sercu.

- Na księżycu i tak są króliki - przerwał im zduszony głos zza zasłonki. Jung zmarszczył brwi, a jasnowłosy odchylił się nieco na bok, bezskutecznie próbując zobaczyć, kto to powiedział. Hoseok odciągnął materiał na bok, odsłaniając szeroko uśmiechniętego chłopaka.

- Cześć - rzucił krótko i od razu przeszył blondyna Namjoona spojrzeniem. - Jestem Kim Taehyung. Albo Tae. Młodszy brat Seokjina - serce blondyna zabiło szybciej, kiedy chłopak się przedstawił.

- Na księżycu są króliki - oznajmił poważnie Taehyung. - I może któregoś dnia jeden z tych satelitów, o których Seokjin hyung nigdy nie przestaje gadać w końcu je nagra.

Hoseok wdał się w dyskusję co do gatunków królików, ale Namjoon nawet ich nie słyszał. Wbijał wzrok w pustą ścianę, jakby była arcydziełem tego stulecia. Jeden z tych satelitów, o których Seokjin hyung nigdy nie przestaje gadać. On wiedział; wiedział, że satelity nie były stworzone do nagrywania księżycowych królików. One kontrolowały ludzkie życzenia. Właśnie to powiedział mu Jin.

Namjoon podniósł spojrzenie na sufit. Nawet jeśli nie mógł dostrzec nieba, zamknął oczy i wstrzymał oddech.

Spraw, żeby moje życzenie mogło się spełnić.


*~~*~~*

emocjonalny rollercoaster.

Satellite | namjin || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz