Rozdział 3

2.6K 154 35
                                    

Bella

Obudziłam się z pierwszymi promieniami pochmurnego świtu, zresztą jak zawsze. Noc była podobna do każdej poprzedniej – beznadziejnie nieszczęśliwa i przygnębiająca. Miałam wrażenie, że ciągnęła się w nieskończoność. Usiadłam, ziewając na łóżku, przetarłam dłońmi oczy, próbując pozbyć się uczucia senności z mojej zmęczonej, znużonej twarzy, jednocześnie rzucając okiem na rzadko używany budzik. Ku mojemu przerażeniu odkryłam, że była dopiero piąta rano. Jęknęłam. Nikt nie powinien obudzić się tak wcześnie w sobotę.          

Potem, gdy mój pozbawiony snu umysł w końcu oczyścił się z zamętu, przypomniałam sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Czułam paraliżujący, paniczny strach, wiedząc, że któryś z tych czterech mężczyzn mógł mnie zabić... albo gorzej. Ale nie mogłam zrozumieć, co ich powstrzymało przed dalszym ściganiem nas? Co im przeszkodziło? Z pewnością nie byliby tacy skorzy, by tak szybko porzucić taką szansę, okazję, gdyby coś innego ich nie rozproszyło. Ale co? Nie byłam w pełni pewna, czy chciałabym wiedzieć. Jednak pytania krążyły w mojej głowie, a wspomnienia powróciły. Przypomniałam sobie, jak byłam bezlitośnie ścigana przez inną grupę mężczyzn. Srebrne Volvo stojące za rogiem, jego obraz, jak wysiadł z samochodu, wyznanie, które nastąpiło później, wszystko przemknęło przez mój umysł. Poczułam łzy czające się w oczach. — Nigdy więcej go nie zobaczę — pomyślałam. Wtedy, gdy moja całkowita rozpacz groziła mi przytłoczeniem, zdecydowałam udać się do miejsca, gdzie mogłam go sobie łatwo przywołać z zapomnienia – na łąkę.

Wstałam z łóżka, po wysłuchaniu opowieści Charliego na temat jego wyprawy wędkarskiej z Harrym Clearwaterem, udałam się do łazienki, aby wziąć prysznic, a następnie się ubrałam. Jakiś czas później skończyłam swoją zwyczajną, poranną rutynę i naciągnęłam buty trekkingowe na nogi. Chwyciłam batonika muesli, po czym zjadłam go. W tym czasie znalazłam kilka rzeczy, które uważałam za potrzebne. Umieściłam je w plecaku. Czułam się trochę winna, gdy zdałam sobie sprawę, jak Charlie czułby się podczas moich samotnych wędrówek, lecz zignorowałam to dręczące uczucie. Po prostu nie mogłam dłużej zostać w domu. Wyszłam na zewnątrz, wówczas poczułam rześkie, poranne powietrze, wsiadłam do auta i pojechałam w kierunku, w którym kazał mi jechać kilka miesięcy temu. Tam, gdzie wszystko się skończyło. Nagle zdałam sobie sprawę, iż uczucie bycia obserwowaną powróciło, stale dręcząc mnie w zakątkach mojego umysłu, tak jak to miało miejsce poprzedniego dnia. Aczkolwiek kontynuowałam podróż, aż w końcu zatrzymałam się na poboczu znajomej, brudnej jezdni. 

Był pochmurny, szary dzień, ale o dziwo nie padał deszcz. Bardzo miły, całkiem ciepły dzień jak na Forks. Kilka minut zajęło mi przestudiowanie igły kompasu oraz oznaczeń na przetartej, zniszczonej mapie, zanim zorientowałam się, gdzie powinnam się kierować. Ruszyłam bez żadnych zastrzeżeń, czy też wątpliwości w las, który był pełen życia. Gdy szłam, słuchałam dźwięków, odgłosów natury: ptaków, które ćwierkały słodko nad głową, owadów brzęczących głośno i maleńkich myszek polnych, które słychać było w zaroślach. Mimo wszystko las wydawał się... bardziej przerażający niż zwykle, przyprawiający o gęsią skórkę. Zaczęło mi to przypominać mój ostatni koszmar. Poczucie niepokoju wciąż rosło, kiedy szłam głębiej, dalej. Coraz trudniej było mi oddychać, nie z powodu nadmiernego wysiłku, ale dlatego, że dziura w klatce piersiowej otwierała się coraz szerzej. Starałam się jak najlepiej wyrzucić ból z moich myśli, jednak niestety zawsze tam był, w głębi mojego umysłu, w podświadomości.

Jakiś czas później las się przerzedził, a szare światło z góry znów świeciło wśród drzew. Odetchnęłam głęboko, kiedy dotarłam do krawędzi znanej polany. Zamknęłam kurczowo oczy i zrobiłam krok do przodu. Gdy wreszcie nabrałam odwagi, by je otworzyć, mój wzrok napotkał widok, który był przygnębiający. Wszystko – trawa, drzewa, kwiaty polne było zwiędłe, obumarłe. Przypominające w pewnym sensie to, czym stało się moje życie. Przytłoczona emocjami upadłam na kolana, ściskając brązową trawę bladymi knykciami, podczas gdy pozwalałam tłumionym łzom spływać swobodnie.

Set My Soul Alight ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz