Rozdział 7

2.6K 147 60
                                    

Bella

Samolot przybył do Włoch, gdy słońce wschodziło nad toskańską wioską. Na niebie rozlewały się przeróżne odcienie czerwieni, złota i różu, rozświetlając, rozjaśniając wschód w efektownym pokazie kolorów. Wylądowaliśmy w pobliżu miasta Piza. Ziewnęłam, po czym wstałam, żeby wyciągnąć moją torbę ze schowka, który znajdował się nad moją głową. Byłam bardzo zaniepokojona nadchodzącym spotkaniem, więc nie mogłam w ogóle zasnąć podczas podróży. Odnalazłam mój bagaż, a następnie skierowałam się w kierunku rejestracji wypożyczalni samochodów. Postanowiłam wynająć samochód i od razu udać się do Volterry. Po podpisaniu odpowiedniej dokumentacji znalazłam się za kierownicą małego, żółtego Porsche. To było trochę ekstrawaganckie ze względu na mój osobisty gust i zapewne przykułoby to trochę uwagę.

Jakiś czas później jechałam krętymi drogami Toskanii, słuchając uważnie wskazówek GPS oraz sporadycznie spoglądając na mapę Włoch. Zbliżałam się do Volterry, w oddali widziałam wysoką ścianę, usytuowaną na szczycie wzgórza z wąską drogą prowadzącą do wejścia do miasta. Dotarłam do bramy, przejechałam przez nią bez żadnych przeszkód. Trochę trudniej było manewrować samochodem po wąskich uliczkach, niż się spodziewałam, ale na szczęście udało mi się. Nie byłam do końca pewna, dokąd zmierzałam. Zewsząd otaczały mnie wypalone słońcem, ceglane budynki. Zauważyłam także kilku tubylców, którzy byli pogrążeni we własnych myślach, a idąc chodnikiem, od czasu do czasu zerkali na mnie oraz obserwowali, jak ich mijam. Porsche kontynuowało wspinaczkę po stromej jezdni, aż nagle wjechało na ogromny plac. Pośrodku stała ogromna fontanna z bulgoczącą wodą połyskującą w jasnym słońcu. Dalej znajdowała się wieża zegarowa zbudowana ze starożytnego kamienia, stojąca nad miastem niczym milczący strażnik. Zegar wskazywał siedemnastą trzydzieści. Na brzegach były ustawione stoiska, na których handlarze sprzedawali swoje towary... włoskie szale, biżuterię, owoce, warzywa itp. Kilka pojazdów było zaparkowanych na poboczu drogi, więc zdecydowałam się postąpić tak samo. Zaparkowałam w wolnym miejscu, po czym wysiadłam, wciągając duży powiew świeżego, włoskiego powietrza. Zostawiłam swoje rzeczy w pojeździe, gdybym przeżyła moje zbliżające się spotkanie, zawsze mogłabym je odzyskać później. Teraz kiedy przybyłam, nie wiedziałam do końca, gdzie powinnam się zameldować, zgłosić. Przygryzłam wargę i rozejrzałam się, mając nadzieję, iż natrafię na coś, co dałoby mi wskazówkę.

Dostrzegłam wiele grupek ludzi, istny tłum, jak przypuszczałam, byli to turyści, niektórzy stali, obserwowali otoczenie, inni robili zdjęcia i podziwiali ogólną wspaniałość, świetność, którym jest Volterra. Lecz gdy dokładniej się przyjrzałam, zauważyłam kilka posągowych postaci zdecydowanie się wyróżniających. Byli ubrani w długie, czarne płaszcze, które całkowicie okrywały ich od stóp do głów. Udało mi się jednak dostrzec jedną twarz, śmiertelnie bladą w popołudniowym świetle. Stali w cieniu pod starą wieżą zegarową bez ruchu, niewidoczni dla nieświadomych ludzi. — "Wampiry" — szepnął mój umysł. Kiedy przyglądałam się tej grupce, zobaczyłam inną osobę – kobietę, która wyszła przez podwójne drzwi znajdujące się pod zegarem. Podobnie jak reszta, była blada i nieludzko piękna, przypominając mi Rosalie. Miała na sobie krótką, czerwoną sukienkę, która wcale nie była skromna, i czarne szpilki, co sprawiło, że wzdrygnęłam się na myśl o noszeniu ich. Jej mahoniowe włosy spływały po plecach długimi falami, a szary płaszcz, podobny do tych, jakie nosili inni, okrywał jej smukłe ramiona. Uniosła nad głowę czarny parasol i otworzyła go, kiedy wychodziła na zewnątrz, bez wątpienia chroniąc skórę przed zachodzącym słońcem. Inni, których zauważyłam, zniknęli.

Kobieta dumnie kroczyła ulicą, a potem usłyszałam jej głos podobny do dzwonka.
— Wycieczki! Wycieczki! Darmowe wycieczki po zamku Volturi! — zawołała.
Słowo "Volturi" naturalnie przykuło moją uwagę, więc skierowałam się w jej stronę. Kilku turystów zaczęło się zbierać wokół niej, a gdy się zbliżyłam, mogłam usłyszeć, jak podekscytowani rozmawiali między sobą, nieświadomi, rozkojarzeni i zdekoncentrowani. To była moja najlepsza szansa na rozmowę z przewodnikiem bez bycia podsłuchanym. Podeszłam do wampirzycy. Odwróciła się do mnie, jej fioletowe oczy były szeroko otwarte i pytające, badawcze. Jak się domyślałam, a następnie okazało się to poprawne, myślała, że ​​jestem turystą, który chce zadać zwykłe pytanie.
— Witam, jak mogę ci pomóc? Masz pytanie dotyczące trasy? — zapytała grzecznie.
— Jestem tu, aby zobaczyć się z Aro — powiedziałam wprost.
Jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia oraz z zaskoczenia.
— Nie wiem, kto to jest... — zaczęła mnie zbywać.
— Wiem, kim jesteś i wiem, kim są Volturi, a Aro już o mnie wie — wyjaśniłam. — Miałam się tutaj stawić.
Szybko zerknęła w stronę tłumu ludzi, a potem wróciła spojrzeniem do mnie.
— Podążaj za turystami, później możesz poczekać z recepcjonistką — doradziła mi.
— Dziękuję — odpowiedziałam, mój umysł był zbyt zajęty, pochłonięty, aby naprawdę zrozumieć znaczenie jej słów. Skinęła mi głową, a potem odwróciła się do reszty.
— W porządku, czy wszyscy są gotowi, aby zacząć? — zawołała do turystów, którzy albo wymamrotali "tak", albo skinęli głową, aby potwierdzić. — Możemy, panie i panowie?

Set My Soul Alight ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz