SEN PIERWSZY.

334 49 5
                                    

Siedzimy na wzgórzu za naszym domem. Ty schodzisz z huśtawki, a ja siedzę na trawie. Lipcowe słońce ogrzewa nasze twarze i ciała, więc mamy na sobie białe podkoszulki i niebieskie spodenki.
Po moich policzkach płyną łzy, histeryzuję, że zabiją nas na wojnie.
— Georgie, wstań...- mówisz, a ja dźwigam się na nogi.
Kładziesz ręce na moich ramionach, a ja na twojej talii. Wtulam się w ciebie, a ty głaszczesz mnie uspakajająco po włosach, całując w czoło.
— Spokojnie, George. To, że nie ma mnie na świecie, nie znaczy, że nie ma mnie tu — odsuwasz mnie od swojego ciała i dotykasz ręką miejsca nad sercem.
— Kocham cię, Freddie... — szepczę prawie niedosłyszalnie, patrząc w twoje zielone oczy.
— Ja ciebie też, George — mówisz równie cicho i odchodzisz ode mnie po chwili, by rozpłynąć się kompletnie w powietrzu, od tak. Wzdycham cicho, zamykając oczy i ukrywając twarz w dłoniach.

Otworzyłem oczy szeroko, rozglądając się po pokoju.
Jasna cholera! Byłem tak blisko ciebie, dotykałem cię, czułem twoje ciepło...
Otarłem policzki, dociskając pięści do powiek, aż zabolało. Jasna cholera.

Dear brother ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz