Upuszczam pióro na pergamin i odchodzę od biurka. Kieruję swoją różdżkę na twoją i mówię półgłosem:
-Ego!- z przedmiotu leci biała mgła. Ponownie zamykam oczy, gdyż blask jest oślepiający.
Gdy po chwili znów je otwieram, siedzisz na krześle przy biurku z uśmiechem na ustach.
-Cześć, bracie — witasz się, patrząc na mnie swoimi dużymi, zielonymi, wciąż wesołymi oczami.
Uśmiecham się równie szeroko i podchodzę do ciebie, a ty wstajesz.
-Hej, Fred - odpowiadam, a w moich oczach stają łzy. Przytulam cię mocno, a ty uspokajająco gładzisz mnie po włosach.
-Jak minął ci dzień? - pytasz cicho, a ja kręcę głową i ukrywam twarz w twoim ramieniu.
-Było... Okay. Możesz się pokazać rodzicom?- przełykam ślinę.
Odsuwasz się ode mnie i patrzysz zły w moje oczy.
-Nigdy nie mów nikomu, że mnie widzisz, jasne? Tylko ty mnie możesz zobaczyć, wbrew pozorom to ty najbardziej cierpisz po mojej stracie. To ty mnie teraz najbardziej potrzebujesz, rozumiesz?
Kiwam głową, a ty ponownie przyciągasz mnie do uścisku.
-Kocham Cię, Freddie...- mówię cicho, a po moim policzku toczy się kilka łez.
-Spokojnie, Georgie - przesuwasz dłonią w górę i w dół po moich plecach, a ja cicho łkam. Teraz sam nie wiem, dlaczego. Po prostu świadomość, że nie żyjesz, a ja cię przytulam, zasmuca mnie.
W tej chwili dałbym wszystko, by móc zostać z tobą tak zawsze, ale rozlega się pukanie do moich drzwi.
-Wrócę - zapewniasz, składając pocałunek na moim czole i rozpływasz się w powietrzu.
Podchodzę do drzwi i nawet nie próbując ocierać łez, otwieram je.
Widzę Lunę Lovegood, która teraz patrzy na mnie swoimi dużymi, radosnymi, niebieskimi oczami i uśmiecha się w nieodgadniony sposób.
-Cześć - wita się, wchodząc do pokoju i patrząc po nim z żalem wymalowanym na twarzy.
Również się rozglądam. Faktycznie, nie jest tutaj zbyt czysto...
-Przepraszam, jeśli to zabrzmi niegrzecznie, ale po co przyszłaś?- pytam, a blondynka siada na moim łóżku.
-Spokojnie, rozumiem. Przyszłam tutaj po to, by wyciągnąć cię na spacer - Osiemnastolatka uśmiecha się, a ja lekko to odwzajemniam. -Dasz mi chwilę...? Muszę się przebrać - przyznaję, a moje oczy patrzą w jej.
-Jasne. Poczekam na dole - kiwa głową i wychodzi, delikatnie zamykając drzwi.
-Ego!- wzdycham, kierując różdżkę w stronę biurka. Stajesz obok mnie, ale podchodzisz do szafy.
-No, no...- cmokasz, biorąc z mebla czarne rurki i duży, niebieski sweter.- Widzę, że wyjdziesz na prostą.
Uśmiechasz się i podajesz mi ciuchy, a ja bez skrępowania zaczynam się przebierać.
-To znaczy...?- pytam, naciągając spodnie na biodra.
-To znaczy, że Luna jest najbardziej odpowiednią osobą, z którą miałbym cię wyswatać. I jakoś to zrobię - mówisz, uśmiechając się szeroko.
-Jesteś idiotą, Fredzie Weasley.- mruczę rozbawiony, rzucając w ciebie moim t-shirtem i zakładając sweter.
-Pa, pa, Georgusiu!- chichoczesz, gdy wychodzę z pokoju.
Może masz rację?
CZYTASZ
Dear brother ✔
FanfictionNie mogąc poradzić sobie po śmierci kogoś bliskiego, ludzie sięgają pomocy psychologa. Ja zacząłem pisać listy. [Nowa wersja starego "Freddie...", obecnego na moim profilu w jego "poprzednim wcieleniu"]