Trzydzieści trzy/ Pytania do bohaterów

8.8K 425 147
                                    

Od dziwnego dnia, gdzie razem z Clark'iem dyskutowaliśmy o jego byciu przystojnym, minął tydzień. Ten okres czasowy okazał się najbardziej szalonym, szybkim i stresującym jaki tylko mógł się znaleźć w moim całym życiu. Ciągle tylko dom, praca i przygotowania do ślubu, który jak ustalono ostateczną datę ma być w marcu. Jednak to nie jedyne co czekało mnie w tym tygodniu, w sobotę ma się odbyć się bankiet z okazji zakończenia nagrań. Oczywiście Alex i Irene się dowiedziały od mojej mamy, której powiedziała Ronnie, to naprawdę jakiś łańcuszek. Tak czy inaczej przez to mam dodatkowe zadania.

A uwierzcie ciężko mieć na głowie pracę w studio i radiu, zajmowanie się domem, córką, ślubem, swoim bratem, przyjaciółką, durnym debilem i jeszcze do tego kupnem sukienki na bankiet, kiedy dzień ma dwadzieścia cztery godziny z czego pięć wykorzystuje na sen. Inaczej mówiąc byłam beznadziejna w panowaniu nad swoim życiem.

Przetarłam oczy ze zmęczenia i wpatrywałam się w satynowe obrusy, które niestety były okropne. Jednak chyba tylko dla mnie, inni w tym Irenę i organizatorka ślubna były zaskoczone. Skoro mówię o organizatorce, to od razu wyjaśnię. Ze swojej dobroci serca zostałam wrobiona do pilnowania przyszłej Pani Knight, która powoli dostawała świra.

- Co o tym sądzisz, Sophie? - uszlachcam głos Irene, który wydarł mnie z myśli.

- Ja sądzę, że to będzie pasować idealnie. Lekki odcień złota będzie idealny...

- Proszę cię choć ten jeden raz. - rudowłosa przerwała kobiecie. - Chce posłuchać opinii kogoś, kto nienawidzi ślubów, a nie je kocha. - na te słowa od razu się zarumieniła. - To co sądzisz, Sophie?

- Jaaa... Eee... - jak powiedzieć subtelnie, że ten kolor wygląda jak kupa i rzygi razem wzięte. - Jest ładne.

- Serio? - zdziwiła się i posłała kobiecie, którego imienia nie pamiętam, porozumiewawcze spojrzenie.

- No tak... chyba? - patrząc na twarz Irene naprawdę nie wiedziałam jak mam się zachować.

- Przecież to jest okropne. - powiedziały w tym samym momencie.

Chwila... Przecież Sheila parę chwil temu mówiła inaczej. Dlaczego wszyscy robią wszystko na opak? Tak samo jak Clark, tydzień temu. Zaszantażował mnie, że nie wyjdzie z mojego domu dopóki nie przyznam, że jest przystojny. Wszystko było by nawet dobrze póki nie zaczął śpiewać, znaczy wyć jak hiena czy coś, jedną piosenkę non stop. Kiedy tracąc resztki cierpliwości, prawie wykrzyknęłam, że oczywiście jest przystojny, ale niech przestanie wydawać niezbyt przyjemne dźwięki. Oczywiście wyszedł z mieszkania, ale zanim to zrobił powiedział, że nie mogę takich rzeczy mówić, bo jesteśmy przyjaciółmi.

Cały wszechświat mnie nienawidzi. Dosłownie. Jestem ciekawa co będzie następne.

- To po co mówiłyście inaczej? - naprawdę nie rozumiem ludzi.

- Chciałam sprawdzić czy uważasz i jesteś ze mną szczera. - dopowiedziała Irene.

- To jest jakieś chore. - naprawdę uwielbiam Irene, ale ostatnio działała mi na nerwy. Ciągle żądanie uwagi w jej kierunku, wszelkie humorki, zmiana nastrojów, żądanie niemożliwego w krótkim odstępie czasowym.

- Słucham? - zdziwiła się, tym marszcząc czoło.

- Te wszystkie przygotowania. Naprawdę jest to tak ważne aby jakieś durne serwetki, które i tak pójdą do kosza miały jakiś wymyślny kształt, kolor i ewentualne cięcie? Bo jak dla mnie to nie jest ważne i mam to gdzieś. Zresztą jak się wszyscy upiją, to na pewno zwrócą uwagę na jakiś skrawek papieru, który i tak będzie służył do wycierania potu i brudu.

(Nie) Powiem TakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz