- Chłopaki! Chodźcie! Idziemy do taty!
- Idzemy, mamo!
- Macie rysunki? - spytałam.
- Ocywiście!
- No to buty i idziemy!
+ + +
- No to chłopaki powiedzcie tacie, co tam namalowaliście.
- Mamo, ale... On ma zamknięte ocy. Spi. Nie slysy nas.
- Skarby wy moje... Tatuś was słyszy. Naprawdę. Nic nie mówi, ale was słyszy. I jeśli mu opowiecie co tam macie, to będzie chciał się szybciej obudzić.
- No dobla...
Rye
Nie wiem ile tak leżę. Nie mogę wstać, poruszać się. Nie mogę nic powiedzieć i widzieć. Jedynie słyszę. Tak, wszystko słyszę. Jak za każdym razem przychodzi do mnie Julia, trzyma mnie za rękę i płacze, żebym jej nie zostawiał. Cholernie mnie to boli. Bardzo.
Dzisiaj przyszli chłopcy. Moje kochane robaczki. A na nawet nie wiem jak wyglądają. Na pewno się zmienili, bo potrafią już mówić. Wow! Julia opowiedziała mi o całej sytuacji z Harvey'em. Debil cholerny. Ale jestem szczęśliwy, że to ja jestem ojcem. Kocham ich całym moim sercem. I walczę ze sobą, żebym mógł otworzyć oczy.
- Więc, tatusu... Ja narysowałem cebe, mne i Mateò. - byłem już pewny, że zaczął Ivò. - Sedzimy na podłodze i układamy wielkąąąąąą wieze z klocków!
- A ja... Narysowałem cebe, mne i Ivò, jak glamy lazem w piłke.
W głębi duszy zacząłem płakać. Byłem naprawdę wzruszony.
- Chłopcy, macie tu kredki i pomalujcie sobie troszkę przy tym stoliczku, okej?
- Dobze, mamo. - odpowiedział... Mateò (?).
Ciężko ich było rozpoznać po głosie.
- Rye, kiedy się w końcu obudzisz...
Ja tu jestem! Halo!
- Chłopcy codziennie pytają się, kiedy pobawisz się z nimi. Ja już nie wiem co mam im mówić. Skarbie, proszę obudź się. Błagam. - mówiła. Słyszałem, że jej głos zaczął się załamywać.
Nie płacz, Julia! Nie płacz! Proszę!
- Ja już nie daje rady sama. Mam niby rodziców, ale to nie to samo. Potrzebuje kogoś, ciebie. Chcę wreszcie się do ciebie przytulić, czuć twoje piękne perfumy... Kocham cię, Rye. Pamiętaj...
Po chwili nikogo nie słyszałem. Najprawdopodobniej wyszli.
Dlaczego nie mogę nic powiedzieć? Co się do cholery ze mną dzieje!?Następny dzień...
Julia
Zostawiłam chłopaków, u rodziców. Musiałam trochę ogarnąć mieszkanie i pojechać do Rye'a.
+ + +
- Rye... Obudź się... - szepnęłam, trzymając jego dłoń.
Po chwili do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry. Muszę z panią porozmawiać.
- Tak?
- Proszę niech się pani nie denerwuje. Chodzi o to, że... - zaczął lekarz.
- O co chodzi?
- Powiem prosto z mostu. Chcemy odłączyć Rye'a od aparatury.
- Ale, że to... Koniec?
- Niestety tak. Już dwa lata jest w śpiączce i nie ma żadnej poprawy.
- Proszę, nie... Błagam... Zawsze jest szansa...
- Proszę mi uwierzyć, że już nie... Za długo. Przepraszam.
- Rye, proszę nie odchodź. Obudź się. - zaczęłam krzyczeć i lekko nim trząść. - Rye!
Poczułam jak ktoś mnie odciąga i przytula.
- To nie ma sensu, Julia. Nam też jest przykro. - powiedział Andy wraz z Donną.
Zaczęłam głośniej płakać.
To koniec.
Koniec.
CZYTASZ
✓ Come back... ✓ [ kontynuacja ]
RomanceDruga część: "Is there sb who could..." Dalsza historia Julii Correa, Rye'a Beaumont i Harvey'a Cantwell.