3 tygodnie później...
Od 11 dni jestem już w domu.
Lekarz powiedział, że mogę wrócić, jednak muszę uważać na żebra i na nogę, na której mam ortezę, gdyż nogą nie jest jeszcze całkiem sprawna.
Moi chłopcy codziennie się mną opiekują i o dziwo słuchają.
Wczoraj, pierwszy raz od długiego czasu kochałam się z Rye'm. Tej nocy na pewno nie zapomnę, do końca swojego życia.
- Kochanie... - słyszę szept. - Wstawaj. - czuję pocałunki na moim odkrytym ramieniu.
- Rye... Daj mi spać.
- Skarbie, dzisiaj idziesz do lekarza na badanie kontrolne, a później... Zabieram cię na randkę.
- Naprawdę?
- Mhm. Chłopców zawiozę do twoich rodziców i zostaną na noc. Już wszystko ustalone.
- No to dobra... Na którą mam do lekarza?
- Na 11.
- A jest?
- 10.
- Kurwa! Czemu mnie nie budzisz! - zerwałam się z łóżka.
- Właśnie to zrobiłem. - zaczął się śmiać. - No nie denerwuj się. Śniadanie czeka w kuchni.
- Mój ukochany zrobił mi śniadanie? - mruknęłam i zaczęłam do niego podchodzić.
- Mhm... Dla ciebie wszystko.
Podeszłam do niego i usiadłam mu na kolanach i objęłam jego szyję.
- Kocham cię. - powiedziałam.
- Ja ciebie też. - szepnął i pocałował mnie.
***
Właśnie wyszłam z gabinetu.
Ortezy nie mam, żebra się zrosły.
Wróciłam szczęśliwa do domu.
Rye zawiózł chłopców do rodziców i po chwili wrócił z powrotem.
Jest 13, a na 14 mam być gotowa.
No to czas się zbierać...
***
Ubrałam na siebie czerwoną sukienkę do kolan, z dekoltem w serek.
Zrobiłam lekki makijaż i rozpuściłam moje blond loki.
Zeszłam na dół, a tam czekał Rye w garniturze.
- Jesteś śliczna. - uśmiechnął się i dał mi całusa. - Gotowa?
- Jak nigdy. - zaśmiałam się.
***
Randka była cudowna.
Pierwsze poszliśmy do restauracji, zjedliśmy cudowny obiad, a następnie na romantyczny spacer po plaży.
Właśnie dotarliśmy do domu.
Jednak to nie koniec naszej randki...
W ogrodzie rozłożony był koc, na którym były poduszki, szampan, truskawki i inne przekąski.
Wokół całości były porozstawiane świeczki.- Jak pięknie!
- Podoba ci się?- spytał Rye i objął mnie w talii.
- Jest ślicznie.
- Julia...
- Tak?
- Chciałem ci to powiedzieć kilka tygodni temu, jednak pewna sytuacja nas rozdzieliła... Więc chciałbym cię teraz o to zapytać.
- O co chodzi? - spytałam, a on klęknął na jedno kolano.
Zza siebie wyciągnął bukiet róż, a z kieszeni wyjął pierścionek.
- Ty i dzieci jesteście najważniejsi w moim życiu. Bez was byłbym martwy. Kocham cię za to, że zawsze jesteś przy mnie, gdy mam dobry, czy zły dzień. Za to, że jesteś taka opiekuńcza i kochana. Za to, że jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie i za to, że dałaś mi moich synów i mam nadzieję, że dasz ich jeszcze więcej. - zaśmiał się, a mi łzy spływały strumieniami po policzkach. - Pomimo tego, co nas spotkało jesteśmy razem i zawsze będziemy, jeśli tylko powiesz jedno słowo... Julio Correa, wyjdziesz za mnie?
CZYTASZ
✓ Come back... ✓ [ kontynuacja ]
RomanceDruga część: "Is there sb who could..." Dalsza historia Julii Correa, Rye'a Beaumont i Harvey'a Cantwell.