Dwa dni później...
Poczułam mocny ból głowy.
Otworzyłam najpierw jedno oko, a potem drugie.
Ktoś siedział przy mnie i trzymał za rękę.- Julia? Kochanie? - mówił... RYE!
- Rye! Skarbie! - przyciągnęłam jego głowę i mocno pocałowałam. - Tak się bałam. - płakałam. - Bałam się, że tego nie przeżyje.
- Cii... Nie płacz, kwiatuszku. Już wszystko dobrze...
- Rye... Ja... Ja jestem mordercą. Zabiłam go, rozumiesz? Zabiłam go!!! - wpadłam w jakiś szał.
- Kochanie, spokojnie. Nie jesteś mordercą. On na to zasługiwał. Policja powiedziała, że nie będziesz za to ukarana, bo działałaś w obronie własnej. Nie płacz już. Błagam. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - powiedziałam i znowu załączyliśmy nasze wargi. - Chłopcy. Boże, Rye, co z chłopakami?
- Julia, spokojnie, chłopcy czekają na korytarzu z twoją rodziną. Przyjechali wszyscy.
- Naprawdę?
- Tak, skarbie.
- Zawołasz najpierw chłopców?
- Jasne. - powiedział Rye i wyszedł.
Po chwili chłopcy wpadli do sali.
- Mama!
- Ivó, Mateó! Moje dzieciaki.
- Tęskniliśmy za tobą. - powiedział Mat.
- Ja za wami też. Bardzo. Kocham was.
- My ciebie też. A wies, ze babcia psyjechała?- spytał Mat.
- No właśnie tatuś mi powiedział. To idźcie ich wszystkich zawołać.
- Okej!
- Skąd oni mają tyle energii? - zaśmiałam się i pociągnęłam nosem.
- Po nas, kochanie. - uśmiechnął się Rye i mnie pocałował.
- Jesteśmy! - wszyscy weszli do sali.
-Leila! Amy! Mama! Tata! - ucieszyłam się i wszyscy mnie przytulili. - Dziewczyny jak wy wyrosłyście!
- Kochanie, jak dobrze, że wam nic nie jest.
- No nie całkiem... - mruknął Rye. - Przecież Julia została postrzelona.
- Co!? - pisnęła mama. - Gdzie!?
- W nogę...
- Boże, skarbie... - zaczęła płakać i mnie przytulać.
- Mamuś, spokojnie, już jest wszystko dobrze.
- Kiedy wychodzisz? - spytał tata.
- Lekarz powiedział, że jeszcze tydzień minimum. Muszą się upewnić, że wszystko jest dobrze.
- Jasne, rozumiem.
- A u was, co tam słychać? - spytałam.
Tak się zaczęła rozmowa. Dziewczyny mi opowiadały o swoich sukcesach muzycznych. Jestem z nich bardzo dumna.
Rodzice poszli koło 17, a Rye z chłopcami zostali do 19. Poniżej chłopcy byli zmęczeni i chcieli iść spać, ale obiecali, że przyjadą jutro z rana.
,, Bycie rodziną oznacza, że jesteś częścią czegoś pięknego, oznacza, że kochasz i będziesz kochany do końca swojego życia."
Na dzisiaj już to już ostatni.
Kochani! Zbliżamy się powoli do końca książki!
❤️❤️❤️❤️
CZYTASZ
✓ Come back... ✓ [ kontynuacja ]
RomanceDruga część: "Is there sb who could..." Dalsza historia Julii Correa, Rye'a Beaumont i Harvey'a Cantwell.