✓ Seis ✓ Zarosłeś

56 2 1
                                    

Miesiąc później...

Dokładnie 2 tygodnie temu wprowadziliśmy się do naszego domu. Trochę zamieszania przy przeprowadzce było, ale daliśmy radę.
Zaczęły się wakacje i myślimy o tym, żeby gdzieś wyjechać.

- Hawaje?

- Nie. Oklepane. Może... Kuba?

- Nie... - jęknął Rye.

I tak od godziny...

-  Czyli ustalone?

- Tak. Ipanema beach w Brazylii. To będą świetne wakacje. - stwierdził brunet.

- Ooo tak. - uśmiechnęłam się i pocałowaliśmy się w usta.

Zerknęliśmy do pokoju chłopaków. Dwa diabełki, grzecznie spały.

Po chwili leżeliśmy wtuleni w siebie na łóżku.

- Muszę jutro jechać do fryzjera. - powiedziałam. - Tobie też by się przydało. Zarosłeś. - zaśmiałam się.

- Nie podobam ci się? No wiesz ty co?

- Jesteś zajebisty, ale.... Mógłbyś je trochę przyciąć.

- No dobra, dobra. Pojedziemy jutro razem. Cała rodzinka. Chłopcy też.

- Okej.

- Okej.

- Kocham cię.

- Ja ciebie też skarbie.

***

.

- Ale mamy piękną rodzinkę... - powiedział Rye, gdy wszyscy przeglądaliśmy się lustrze po fryzjerze.

Ja skróciłam włosy do ramion i lekko rozjaśniłam końcówki, Rye zrobił sobie blond pasemka, a chłopacy mieli postawione grzywki na żelu.

***


- Spakowani wszyscy?

- Tak!

- Jedziemy?

- Jedziemy!

Dzisiaj wylatujemy do Brazylii na dwa tygodnie.
Spakowaliśmy walizki do samochodu i pojechaliśmy na lotnisko.

Bez żadnych problemów wsiedliśmy na pokład samolotu i kilkanaście minut potem wylecieliśmy.

***


- Mamuś... A jak się rozbijemy?

- Ivó, wszystko będzie dobrze. Nie rozbijemy się.

- A skąd wies?

- Bo wiem. Zaufaj mi. Prześpij się, bo przed nami jeszcze 4 godziny lotu.

- Ale ja oglądałem taki film, gdzie samolot miał uszkodzony... Selnik?

- Silnik.

- No właśnie. No i potem...

- Ivó, błagam cię idź spać. Widzisz? Mateó i tatuś śpią.

- Och. No dobla.

Już nigdy nie pozwolę oglądać mi filmów o samolotach. Naprawdę.

Przykryłam go kocem i po chwili sama odpłynęłam.

***


- Pięknie tu. - szepnęłam, gdy stałam na balkonie i patrzyłam się na plażę i morze.

- Jutro pójdziemy na plażę, a teraz musimy się rozpakować i się zdrzemnąć. Jest już 21. - powiedział Rye, przytulając mnie od tyłu.

- Okej... Kocham cię.

- Ja ciebie bardziej, ale teraz gdy chłopcy śpią... - zaczął i jeździł mi nosem po szyi.

- No co pan wymyślił panie Beaumont? - zaśmiałam się.

- Pobawmy się...

- Klockami LEGO? Chętnie.

- O nie, nie. LEGO trzymaj ode mnie z daleka. Wystarczy, że bawie się z chłopakami średnio 4 razy dziennie.

- To w takim razie co ma pan w planach? - spytałam i się odwróciłam.

Przejechałam palcem wskazującym po jego klatce piersiowej i przygryzłam wargę.

- Chodźmy na żywioł. - powiedział brunet i mnie podniósł.

Owinęłam go nogami w pasie.
Rye położył mnie na łóżku i zaczął namiętnie całować. Ściągnął ze mnie koszulkę i zaczął zjeżdżać pocałunkami coraz niżej.

Później wszystko działo się szybko. Po chwili opadliśmy na siebie głośno dysząc.

- Kocham cię. - powiedzieliśmy równocześnie.

Szybko ubraliśmy piżamy, bo raczej chłopcy nie chcieli by zastać gołych rodziców w łóżku. Dobrze, że chociaż mieliśmy osobne pokoje.

Po chwili Rye położył się obok mnie, a ja wtuliłam się w jego pierś. Pocałował mnie w czoło i zasnęliśmy.

✓ Come back... ✓ [ kontynuacja ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz