Rye
Do sali wszedł lekarz.
- Powiem prosto z mostu. Chcemy odłączyć Rye'a od aparatury.
- Ale, że to... Koniec?
- Niestety tak. Już dwa lata jest w śpiączce i nie ma żadnej poprawy.
- Proszę, nie... Błagam... Zawsze jest szansa...
- Proszę mi uwierzyć, że już nie... Za długo. Przepraszam.
- Rye, proszę nie odchodź. Obudź się. - Julia zaczęła krzyczeć i lekko mną trząść. - Rye!
Trzymała mnie za rękę. Po chwili poczułem, że ktoś ją odsunął.
- To nie ma sensu, Julia. Nam też jest przykro. - powiedział Andy wraz z Donną.
Nie mogłem umrzeć. Nie mogłem na to pozwolić.
Spiąłem wszystkie moje mięśnie.Udało mi się zgiąć rękę w pięść. Drugą to samo.
- Ej, patrzcie! - krzyknęła Donna.
Uchyliłem lekko oczy. Poraziło mnie białe światło. Umarłem.
Jednak... Po chwili moje oczy się przyzwyczaiły i zacząłem się rozglądać po pokoju.
Zauważyłem Julię, Andy'iego, Donnę i lekarza. Wszyscy mieli zdziwione miny.- Rye! - krzyknęła Julia.
Podbiegła do mnie, chwyciła moją dłoń i zaczęła płakać. Ścisnąłem ją lekko.
- Nie płacz... Jestem tu... - wyszeptałem.
- I to jest właśnie cud. - powiedział lekarz.
Uśmiechnąłem się słabo.
- Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam. - płakała Julia.
- Wiem i jestem tu. - lekko usiadłem. - Przytul mnie.
Dwa razy nie trzeba było jej mówić. Ścisnęła mnie mocno, a ja ją.
- Chlopcy się ucieszą... Zresztą... Mam ci tyle do powiedzenia... - wyszeptała.
- Ja to wszystko wiem, ale o tym co opowiem potem. Mamy całe życie przed sobą.
- Tęskniłam z tobą.
- Ja też. Bardzo.
+ + +
Kilka godzin minęło bardzo głośno, że tak powiem. Wszyscy mnie odwiedzali. Nareszcie udało mi się zostać sam na sam z Julią.
- Rye... Wiesz ile się działo przez ten czas?
- Wiem, skarbie.
- Skąd?
- Ja wszystko słyszałem. Każdą historię, nawet kazdą łzę. Gdy płakałaś, moje serce coraz bardziej się łamało. Nie mogłem znieść tego uczucia, że nie mogę się odezwać. Nie mogę się ruszyć. Nic.
- Czyli wiesz, że chłopcy są towimi dziećmi?
- Wiem i cholernie mnie to cieszy. A tak w ogóle gdzie są obrazki, które chłopcy namalowali?
- Tutaj.
Otworzyła szufladę zapełnioną kartkami. Było pełno rysunków. Na przykład jak jeździmy razem na rowerach. Jak gramy w piłkę. Jak śpiewamy!
Nie miałem okazji jeszcze ich dzisiaj zobaczyć, ale Julia ma za chwilę po nich jechać. Nie mogę się już doczekać.- Bardzo za tobą tęskniłem.
- Ja też.
- Kocham cię. - powiedziałem i zbliżyłem się do jej twarzy.
- Ja ciebie też, Rye. - uśmiechnęła się.
Po chwili nasze usta złączyły się w pocałunku.
- Czyli zostaniesz moją dziewczyną? - poruszyłem zabawnie brwiami.
- Oczywiście, głuptasie. - zaśmiała się.
Znowu się pocałowaliśmy, jednak naszą chwilę czułości przerwał nam lekarz.
- Przepraszam, że przeszkodziłem, ale mam pewne informacje.
- Tak?
- Jak badania wyjadą dobrze, to będzie mógł pan wyjść jutro wieczorem ze szpitala, jednak... Nie będzie pan mógł przez pewien czas chodzić. Chodzi o to, że nie chodził pan dwa lata, wie pan o co chodzi?
- Tak, wiem.
- Damy pani wózek na pewien okres czasu. Proszę, załatwić sobie rehabilitanta. Wtedy szybciej pan dojdzie do pełnego zdrowia.
- Jasne, rozumiem.
- Rye? - spytała Julia.
- Tak, kochanie?
- Zamieszkasz z nami? Chłopcy się ucieszą i...
- Oczywiście. - przerwałem jej.
- Zrozumiem, jeśli nie... Co? Naprawdę?
- Jasne, poza tym twoje mieszkanie ma windę. Łatwiej mi będzie się poruszać.
- Kocham cię!
- Ja ciebie bardziej.
CZYTASZ
✓ Come back... ✓ [ kontynuacja ]
RomanceDruga część: "Is there sb who could..." Dalsza historia Julii Correa, Rye'a Beaumont i Harvey'a Cantwell.