Rozdział 50

2.7K 158 27
                                    

- Kochanie, widziałaś moja koszulkę?

Ostatnie miesiąc zimy spędziliśmy w naszym rodzinnym mieście. Andreas trenował, a ja chodziłam na uczelnie, której swoją drogą drugi rok skończyłam tydzień temu. Zastanowię się czy będę chciała na nią wracać z uwagi na kolejny sezon narciarski, bo nie sądzę, że da się to pogodzić. Dowodem tego był ostatni rok.

Przez ten cały miesiąc, czyli 31 dni, jak kto woli 4 tygodnie, nie widziałam się z Richardem. Jakby zniknął z powierzchni ziemi. Dowiedziałam się, że nie pojawia się na treningach, jego rodzice również nie wiedzą co się z nim dzieje.

Teraz mam poczucie winy. Przez pierwszy tydzień kierowała mną złość. Nie chciałam mieć z nim żadnego kontaktu, głównie dla świetego spokoju. Wie co zrobił i wie jak bardzo tego nienawidzę.

Po tym miesiącu wyszłam z założenia, że gdy będzie chciał ze mną porozmawiać, zrobi to. Bardziej martwi mnie jego zaległość w treningach. Trener na pewno nie jest zachwycony. W najgorszym przypadku nie dopuści go do kadry narodowej.

- Nie jest trochę za zimno na koszulkę?- oderwałam się od pisania. Pisze prace na zaliczenie semestru. Mam na to dwa tygodnie, ale znając siebie zaczęłabym dwa dni przed terminem.

- Jest maj- założył ręce na klatkę piersiowa. Czuje się z nim jak matka z dzieckiem. Zawsze się wykłóca i musi postawić na swoim.

- Jak chcesz zachorować to proszę bardzo. Przypominam ci, że masz treningi.

- Czyli mogę?- uniósł brwi.

- Cokolwiek- potrząsnęłam bezradnie głowa- Gdzie idziesz?!- odłożyłam laptop z kolan na kanapę.

- My idziemy- specjalnie podkreślił „my"- Zabieram cie na jedzenie. Co powiesz na burgery?- zajrzał do salonu ubierając koszulkę.

- Andreas mówiłam ci tysiąc razy, że muszę to napisać! Nie mam czasu. Dopiero jak skończę, będziemy mogli coś robić...

- A o czym piszesz?- zjechał po oparciu kanapy na siedzenie koło mnie.

- O roli telewizji przy nadawaniu transmisji sportowych- pisałam dalej.

- Kto wymyśla takie głupie tematy?- zaczął mnie całować po szyi.

- Wykładowcy- odepchnęłam go, starając się skupić- Andi, proszę cie, im szybciej skończę tym szybciej znajdę dla ciebie trochę czasu- westchnęłam.

- W takim razie może któraś z twoich koleżanek znajdzie dla mnie czas- krzyknął będąc przy wyjściu.

Bezczelny.

- O napewno!- rzuciłam laptopem w poduszki, po czym przeskakując stolik kawowy byłam tuż przy nim- No chodźmy- założyłam kurtkę dżinsową.

- Zazdrość zawsze na ciebie działa- cmoknął mnie w usta.

- Ale szybkie jedzenie i wracamy- popatrzyłam mu w oczy.

- Sportowcy nie mogą jeść za szybko- uśmiechnął się półgębkiem.

- Nie żartuje- zmarszczyłam brwi.

- Ja tez- złapał mnie za rękę.

Ku mojemu zdziwieniu nie pojechaliśmy w stronę miasta, lecz lasu.

Boże zamorduje mnie tutaj. Wywiezie i zamorduje. Nie byłam idealna dziewczyna, ale bez przesady. Jemu w sumie bardziej by się należało.

- Nie zabije cie, spokojnie- powiedział nagle.

- Co?- wyrwałam się z zamyślenia.

- Wiem co ci chodzi po głowie. Zawsze masz jakieś dziwne pomysły- odwrócił się w moja stronę, po tym jak zaparkował przy jeziorze.

„OH, shut up Wellinger" - Andreas Wellinger Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz