Rozdział 35

3.5K 182 33
                                    

W Planicy, przywitało nas piękne popołudnie. Przejeżdżając przez miasto z zachwytem obserwowałam rodziny, które przybyły tutaj specjalnie na zakończenie Pucharu Świata. Połowa wracała z nart, druga szła na obiad, gdyż zdecydowanie trwała już pora obiadowa. Wraz ze zmniejszająca się odległością do naszego hotelu, zmniejszała się liczba turystów. Tutaj wśród lasu i gór panowała kojąca atmosfera. Szkoda tylko, że mina Wernera Schustera nie była równie przyjemna jak wszystko inne co wcześniej opisałam...

Podjeżdżając pod budynek od razu zobaczyliśmy go, stojącego w okularach przeciwsłonecznych i tej mydlasto- zielonej kurtce. Mówiąc, że wyglądał na wkurzonego, skłamałabym- on był wściekły. Widziałam tez po minach chłopaków jak bardzo nie uśmiecha im się bezpośrednia konfrontacja z trenerem, z reszta nie dziwie im się. Wspominałam kiedyś o tym, że Werner nie jest tak strasznym na jakiego wyglada. Może zapomniałam dodać, iż w takich sytuacjach wychodzi z niego bestia.

- Gdzie wy do cholery byliście tyle czasu?!- zdjął okulary, zakładając je na głowę- wakacje to wy dopiero będziecie mieli! Co wy sobie wyobrażacie?! Mieliście być tutaj wczoraj wieczorem!- zaczął przeglądać jakieś papiery, które trzymał wcześniej pod pachą.

Nie wierząc w ich umiejętności mediatorskie, musiałam wkroczyć do akcji. Karcił ich jak trójkę chłopców z podstawówki, a oni nawet nie pomyśleli o tym żeby spróbować się jakoś z tego wytłumaczyć.

- Panie Schuster...- westchnęłam kończąc wyciąganie mojej torby z bagażnika- to wszystko moja wina- popatrzyłam na mężczyznę- prowadziłam w nocy i zgubiłam drogę. Musieliśmy zawracać, tracąc przy tym dobre pare godzin. Byłam śpiąca, może dlatego. Oni nie mieli z tym nic wspólnego- opuściłam ręce starając się być przy tym wszystkiem jak najbardziej promienna i pozytywna, jednocześnie okazując skruchę.

Zmarszczka powstała pomiędzy brwiami mężczyzny wygładziła się. Grymas na jego twarzy zmienił się w pewnego rodzaju współczucie.

- Bianca- zdaje mi się, że wcześniej nie byłam przez niego zauważona, był raczej skupionym a opieprzaniu chłopaków - Chyba w tym wypadku mogę przymknąć oko na całą sprawę- uśmiechnął się półgębkiem- ale niech to się więcej nie powtórzy, inaczej ty ich będziesz trenowała- zostawił mnie wracając wzrokiem do męskiego grona- dołączacie do reszty. Trening jest dzisiaj o 17:00. Widzę tam KAŻDEGO.

Poburczał coś tam jeszcze pod nosem, po czym udał się do środka, zostawiajac ich w totalnych szoku.

- Okej- zaczął Richard- jak ty to zrobiłaś?!- spojrzał na kolegów- nigdy nikomu nie udało się go udobruchać.

- Dobrze, że z nią chodzisz- Markus dał Andiemu kuksańca w brzuch. Ten tylko zaśmiał się, a następnie objął mnie mocno.

- Lepiej odsunąć żarty na bok i zająć się na poważnie jutrzejszym turniejem- zaśmiałam się- liczę na was- spojrzałam na każdego- w ramach zadośćuczynienia możecie zając się moją walizką- kiwnęłam głowa w stronę leżącej na śniegu torby.

Nim się obejrzałam, uświadomiłam sobie, że zostałam sama w pokoju, który dziele z Andreasem. Nie sądzę żeby miał wrócić zbyt prędko, dlatego nawet się nie rozpakowałam. Mówił żebym sama nie opuszczała pokoju, ale błagam. Co może się niby stać? Myśli, że jestem dzieckiem? Założyłam na siebie cieplejsze ubrania i wyszłam z pokoju.

Na początku postanowiłam, że udam się na skocznie. Nie zawsze jest mi dane zobaczenie przygotowań do turnieju, wiec skoro nadarzyła się taka okazja i mam czas to czemu nie?
Idąc wzdłuż trybun zauważyłam bardzo dobrze znaną mi postać.

- Stefan- uśmiechnęłam się na widok mężczyzny, który był mniej więcej mojego wzrostu.

- Bianca?- przytulił mnie od razu- słyszałem, że były u was jakieś problemy z dojazdem. Schuster chodził po ośrodku jak tykająca bomba- zaśmialiśmy się na jego porównanie.

„OH, shut up Wellinger" - Andreas Wellinger Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz