Rozdział 49

2.5K 160 27
                                    

Kiedy myślałam, że moje życie nie może być lepsze stało się to co miało się stać...

Jako zawsze dotrzymujący słowa człowiek, udałam się z blondynem na skocznie narciarską. Najlepsze jest to, że z samego rana. 6:00 nie jest moją ulubioną godziną pobudki, ale dla niego robię wyjątki.

- Jeszcze raz- spojrzałam na niego przez moje ulubione okulary przeciwsłoneczne. Nie miałam czasu zrobić chociaż lekkiego makijażu, bo „spóźnimy się"- Czemu jedziemy tam przed wschodem słońca?- westchnęłam.

- Jesteś marudna- zaśmiał się. Chciał się pochylić żeby mnie pocałować.

- Andreas! Prowadzisz!- wskazałam ręka na drogę. Poza tym drogi dalej są pokryte lodem.

Jeśli ktoś się spodziewał, że będziemy mieli wypadek rodem z „zostań jeśli kochasz", czy z innego ckliwego dramatu, to się przeliczył.
Andi jest świetnym kierowca, wiec nie zginęliśmy.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie- oparłam się o zagłówek, dokładnie go obserwując, czytaj „ulubione zajęcie Bianci w wolnych chwilach, a nawet hobby". W końcu założył swoją zielona kurtkę, która nosi na każdych zawodach oraz treningach. Długo go w niej nie widziałam. Chociaż zakładając adidasy przesadził. Wciąż na zewnątrz jest masa śniegu, wiele razy mu to mówiłam, ale on tak się ubiera przez cały rok, 365 dni. Może sportowcy tak mają?

- Nasz techniczny wyjeżdża po południu na zawody juniorów w Szwajcarii- uniósł brew- A on ma cały sprzęt, wiec jest niezbędny i musimy się dostosować.

Dobrze, że nie jestem sportowcem...
Bóg zapłać za moja kondycję.

- Jesteśmy!- cały podniecony krzyknął, wjeżdżając na parking.

- No to do roboty!- owinęłam się mocniej szalikiem, po czym udałam się za nim do drewnianego domku będącego technicznym garażem- Czemu jeszcze nikogo nie ma?- rozejrzałam się.

- Tak na prawdę... Mieliśmy być na 8:00, ale chciałem być pierwszy- powiedział szybko, jakby myślał, że przez to nic nie zrozumiem.

- No chyba cie!...- nie zdążyłam dokończyć bo poślizgnęłam się na schodach i upadłam.

- Bianca!- odrzucił narty, które trzymał na ramieniu w śnieg, by następnie rzucić mi się na pomoc- O Boże!- otworzył usta podnosząc mnie- Umm może wejdziemy do środka i ci to opatrzę?- objął mnie w pasie.

- Chyba nie jest aż tak źle, prawda?- starałam się wyobrazić sobie najlepsze scenariusze.

- Nie tylko... Tylko się nie wystrasz okej? Poczekaj tutaj- posadził mnie na skrzyni- Zaraz przyniosę apteczkę.

Stram się nie panikować, wręcz sądzę, że on bardziej się wystraszył niż ja.

Kocham go.
Przysięgam i na pewno miałam racje co do tego, że byłby świetnym ojcem.

- Jestem! Wziąłem bandaże i... i jakieś waciki, wodę utleniona... Cholera- ręce trzęsły mu się jak starszemu panu. Nigdy jeszcze tak nie miał.

- Mogę się zobaczyć?- chciałam zejść, ale on mnie przytrzymał.

- Poczekaj- spojrzał na mnie TYM troskliwym wzrokiem, który sprawił, że wszystkie moje obawy wyparowały.

Ale ja, jak to ja szukałam choćby najmniejszego kawałka szkła, w którym mogłabym się przejrzeć.
W końcu wyjęłam z kieszeni płaszcza telefon.

Gdyby nie to, że miałam na sobie okulary, może nie byłoby aż tak źle.
Miałam wielkiego siniaka i zadrapanie na lewym oku. Poza tym ulubione okulary zostały roztrzaskane w drobny mak.

- To nie wyglada za dobrze- spojrzałam na niego w górę.

- Mówiłem ci żebyś nie patrzyła- powrócił do mnie, bo wcześniej szukał czegoś w apteczce.

- Od kiedy umiesz opatrywać ludzi?- zmieniłam temat, głównie z oczywistego powodu: chciałam odwrócić swoją uwagę od piekącej rany.

- Jestem skoczkiem- zachichotał- No i kiedyś wydawałem się w wiele bójek. Z reszta, pamiętasz sytuacje z Planicy...

Kiedy mówi do mnie przybiera tak łagodny wyraz twarzy. Kocham jego słomiano- złote, postawione na żel włosy, jego uśmiech, oczy... wszystko.

Sądzę, że jest piękny.

- Dlaczego? Nie musisz wszystkiego załatwiać przemocą- brzmiałam trochę jak pedagog szkolny, ale po prostu chce żeby pracował nad sobą.

- Po prostu... W końcu doszło do tego, że trafiłem do szpitala. Mama cały czas płakała, tata był wściekły, opuściłem się w skokach... Na szczęście wszytko jest już w porządku. Dzięki tobie chce być lepszy- pocałował mnie w nos.

Nawet nie usłyszeliśmy, że w domku pojawiło się więcej osób.
Więcej, mam na myśli wszedł Richard.
Od tego się zaczęło. Zauważył to co chciał zauważyć.

- Co ty jej zrobiłeś?!- wytrzeszczył oczy.

- Richard uspokój się!- zeskoczyłam na ziemie, przytrzymując opatrunek.

- Za kogo ty mnie masz?!- Andreas zaczął iść w jego kierunku. Dopadłby go gdybym nie przytrzymała jego klatki piersiowej łokciem- Odpieprz się od niej! Czas dorosnąć!

- Chłopaki, proszę was!- zaczęłam panikować.

- Mam cie za kogoś kim jesteś! Sądzę, że ona jeszcze cie nie poznała z tej najlepszej strony!- ruszył spod drzwi w nasza stronę.

- Słuchaj mnie, to że mały Rysiu znalazł sobie w końcu kogoś kto go chciał, nie oznacza, że pozjadał wszystkie rozumy!- minął mnie, po czym złapał bruneta za kaptur kurtki. Zdecydowanie górował nad nim wzrostem.

- Andreas, zostaw go!- próbowałam uwolnić przyjaciela z jego uścisku.

W końcu wyszarpał się, a następnie wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie mając pojęcia co teraz zrobić, odruchowo pobiegłam za uciekającym.

- Richard!- ZESZŁAM po moich pechowych schodach.

- Wiedziałem! Po prostu wiedziałem!- zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.

- Co wiedziałeś?! Upadłam na schodach! Za kogo ty go masz?! Opatrywał mi rany!- ze zdenerwowania zacisnęłam pieści najmocniej jak mogłam- Jak ty się w ogóle zachowujesz?! Wparowujesz do środka i oceniasz sytuacje na pierwszy rzut oka!? Nie poznaje cie...- pokręciłam głowa- Mam nadzieje, że to nie jest spowodowane nasze ostatnia rozmowa- odwróciłam się na pięcie, by odejść w stronę domku, w którym czekał na mnie chłopak rzeczywiście, popełniający błędy. Został niesłusznie oskarżony. Kocham go i nie pozwolę na takie coś, nawet jeśli chodzi o najlepszego przyjaciela.

***
Ha! Kolejny rozdział, który wzbudził we mnie niemałe emocje! Aj kochani chciałam tylko powiedzieć, że to zaszczyt posiadać was jako moich czytelników, dziękuje ❤️

„OH, shut up Wellinger" - Andreas Wellinger Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz