Kierując w czasie śnieżycy, na dodatek w nocy, miałam jedynie nadzieje, że nie pomyliłam trasy, bo Schuster ich zabije jeśli nie będą na czas. Dlatego zdając się na kobiecy instynkt (którego podobno nie mam), jadę przed siebie z pomocą drogowskazów, które są na szczęście (do tej pory) cały czas po niemiecku.
- Gdzie jesteśmy?- usłyszałam z tyłu bardzo dobrze znamy mi głos. Na dodatek zachrypnięty, czyli taki jaki jest zawsze po przebudzeniu.
- Umm... zostało jeszcze 50 kilometrów do granicy austriacko- słoweńskiej- pogłosiłam lekko radio, w którym puszczali „I say a little prayer". Odwróciłam się uśmiechnięta w stronę blondyna. Miał rozstrzepane włosy, a cały zaspany wizerunek podkreślały podkrążone oczy.
- Nie chcesz się zamienić?- owinął ramiona wokół mojej szyi czym mnie lekko rozproszył. Nie oszukujmy się- to było bardzo przyjemne.
W tym momencie zgasł silnik.
Ale nie dlatego, że źle zmieniłam bieg czy coś takiego.
Nie. On po prostu się zatrzymał z powodu- o zgrozobraku paliwa.
Zdawało mi się, przepraszam BYŁAM PEWNA tego jak wiele nam go jeszcze zostało. Nawet niedawno pytałam Richarda.
- Nie krzycz- zamknęłam oczy błagając o to żeby nie robił afery. Obudziłby resztę, a nie uśmiecha mi się słuchanie ich kazań, albo panicznej rozpaczy- Po prostu wysiądź i zepchnij nas na pobocze- zacisnęłam ręce na kierownicy udając jaka to ja nie jestem profesjonalna w zachowywaniu zimnej krwi.
Słyszałam jak zakłada zielona kurtkę reprezentacji, po czym wysiada z samochodu tak jak go o to poprosiłam.
To nie moja wina. Tak dobrze mi się jechało, że aż zapomniałam sprawdzić licznik.
Czując jak zaczyna pchać pojazd skręciłam kierownica w stronę zjazdu znajdującego się po prawej stronie drogi. Zaciągając ręczny hamulec, wysiadłam z samochodu starając się nie trzaskać drzwiami.
Świetnie. Stoimy na punkcie widokowym, znajdującym się na górskiej skarpie. Czyli teoretycznie w środku wielkiego, pustego niczego.- Jesteś niepoważna?!- podniósł głos. Aha, czyli tak chcesz się bawić? Podobno ja wszczynam wszystkie nasze kłótnie...
Stałam cicho, powstrzymując się jak najbardziej potrafię. Normalnie gdyby mi na nim nie zależało, wygarnęłabym cokolwiek bym chciała. Jednak nie w tym wypadku...
Zaciskam usta odwracając się od niego.- Czemu nic nie mówisz?! Bianca, spóźnimy się?! Gdzie my w ogóle jesteśmy?! Czy jest tu stacja benzynowa?!- zaczął pociągać za swoje włosy, chodząc w kółko jak pies na łańcuchu.
W tym czasie wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni. Najbliższa stacja jest 5 kilometrów stąd. Ktoś będzie musiał iść po paliwo. Oczywiście, że spowolni to nasza podróż, ale nie trzeba panikować, czy płakać tak?
Wciąż się nie odzywając, udaje się w stronę bagażnika, wyciągam kanister, naciągam kaptur na głowę, by w końcu udać się w dól drogi.- Chwila- pobiegł za mną- chyba nie myślisz, że puszczę cie sama?!- złapał mnie za ramie.
- Nic nie stoi na przeszkodzie żebyś szedł ze mną- wzruszyłam ramionami. Kiedy wspomniałam, że pada śnieg nie miałam na myśli ślicznych, romantycznie spadających płatków. O nie. Jest cholerna śnieżyca, która jak igła kłuje w twarz.
- Nie możemy ich zostawić samych- wskazał ręka na zaparkowany samochód, znajdujący się już spory kawałek dalej.
- Napisz do nich smsa. Będą na nas czekali- przymrużyłam oczy patrząc na niego w górę. Jak to jest możliwe, że nawet podczas śnieżycy, zapakowany w gruba kurtkę wciąż wyglada tak pociągająco???
CZYTASZ
„OH, shut up Wellinger" - Andreas Wellinger
Fiksi PenggemarOna- wieloletnia przyjaciółka Richarda Freitaga, która dzięki swojemu przyjacielowi dostaje szanse na rozwiniecie kariery dziennikarskiej u boku niemieckiej drużyny. On- zarozumiały dupek, który dzięki tej jedynej zmieni się Jak się poznają? Czy...