- Pani doktor, wyniki.
Był środek nocy. Profesor Anna, kilka godzin temu miała już schodzić z dyżuru, kiedy w pokoju Barbary Pudełko rozległ się alarm. Z niewiadomych przyczyn temperatura zaczęła gwałtownie rosnąć a całe ciało pokryła paskudna pokrzywka. Mimo zimnych okładów i kroplówek z chłodną solą fizjologiczną temperatura utrzymywała się na poziomie czterdziestu jeden stopni. Jeszcze pół stopnia wyżej i nastąpią nieodwracalne zmiany w mózgu, a jeśli podniesie się do czterdziestu dwóch pacjentka może umrzeć. Ponownie wykonane badania nie przyniosły żadnych wyjaśnień. Wszystkie parametry były w normie, więc jak to możliwe, aby gorączka trawiące ciało Barbary utrzymywała się już od kilku godzin?
- Temperatura? - Spytała po raz kolejny przeglądając wyniki.
- Czterdzieści jeden i dwa. - Pielęgniarka odczytała z wykresu.
- Rośnie — lekarka zmrużyła oczy. - Tylko dlaczego? CRP i OB są w normie. Nic nie wskazuje na infekcję. I jeszcze ta pokrzywka — mówiła do siebie, przerzucając wyniki jakby spodziewała się, że wartości ulegną zmianie pozwalając odnaleźć przyczynę tego stanu.
- Jakby termostat nawalił. - Siostra Dorota zawiesiła wzrok na Barbarze. Właśnie miała zmieniane okłady.
- Taaa... - Profesor Anna przytaknęła jej w zamyśleniu. Dokładnie tak to wygląda. - Proszę mierzyć temperaturę, co dziesięć minut i poinformować mnie, jeśli zajdą nawet najmniejsze zmiany. Będę w gabinecie. - Chociaż była już po dyżurze i na dobrą sprawę powinna przekazać tę sprawę lekarzowi dyżurnemu a sama wrócić do domu i odpocząć, jakoś nie potrafiła tego zrobić. Coś tu było bardzo nie tak, a ona chciała rozgryźć tę tajemnicę.
- Oczywiście. - Dorota odprowadziła ją wzrokiem.
To będzie długa i ciężka noc.
-----------------
Edward obudził się zlany zimnym potem. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Ostatnie, co pamiętał to wysłany do Tomka sms a później chyba chciał na chwilę przymknąć powieki.
Rozmasowując obolały kark spojrzał na zegarek. Trzecia rano.
- No pięknie — burknął i powlókł się do łazienki. Przemył twarz nie spoglądając w lustro, zrzucił ciuchy i w samych bokserkach poszedł do sypialni.
Walnął się na łóżko wdychając zapach lawendy. Baśka naprawdę miała hopla na jej punkcie.
W sypialni lawendowy był dominującym kolorem, przełamanym białymi i czarnymi wstawkami. Ogromne łóżko, zajmujące niemal całą powierzchnię, przykryte było lawendową, miękką kapą. Przy łóżku, po prawej stronie stała nocna szafka a na niej lampka i w zasadzie to było całe wyposażenie tego pomieszczenia. Nie licząc oczywiście ustawionych na parapetach doniczek z lawendą oraz fioletowymi i białymi storczykami.
Edward rozłożył ręce, rozkoszując się przyjemnym, chłodnym dotykiem kapy. Utkwił wzrok w suficie a jego myśli krążyły wokół snu a w zasadzie to wspomnienia, które czasem go nawiedzało. Znów łzy zapiekły go pod powiekami, a serce ścisnęło się z żalu. Choć minęło już ponad dwa lata od tych wydarzeń, to cały czas bolało tak samo.
Dawid.
Jedyny mężczyzna, którego naprawdę kochał i miał nadzieję spędzić z nim resztę swojego życia.
Edward przetarł oczy chcąc pozbyć się niechcianych łez, przecież nie mógł wówczas postąpić inaczej. Zwyczajnie nie mógł. Już i tak miał wyrzuty sumienia, że to wszystko było przez niego.
Uśmiechnął się do siebie.
Pamięta oślepiające promienie słońca nim pierwszy raz go ujrzał. Nic nie widząc potknął się rozlewając kawę na najnowsze dzieło Baśki. Karykaturę Dawida. Baśka z początku wyglądała na złą, choć raczej nie z powodu zniszczonego rysunku. W kilka sekund katastrofę przekuła w sukces wykorzystując powstałą plamę, jako idealny odcień karnacji Dawida sprawiając, że rysunek był jeszcze lepszy. Cała Baśka. Zawsze potrafiła wykorzystywać zdarzenia na swoją korzyść.
Ich wspólny śmiech. O Boże! Dawid ma tak wspaniały śmiech. Edward mógłby go słuchać całą wieczność. Zatopił się w nim. Przepadł. Miał wrażenie, że ma przed oczami istotę nie z tego świata. Ciemne kręcone włosy kaskadami spływały na jego ramiona i plecy. W zielonych oczach tańczyły iskierki rozbawienia, kiedy rozmawiał z Baśką. Opalenizna podkreślała biel zębów. Był idealny w każdym calu. Obcisły biały podkoszulek, spodenki khaki do kolan i czarne klapki sugerowały, że jest na popołudniowym spacerze. Ni jak nie pasowały do właściciela wydawnictwa, który wybrał się na poszukiwanie nowych talentów. W miarę jak rozmowa Dawida i Barbry się przedłużała on nadal nie mógł oderwać od niego wzroku. Wgapiał się w niego chcąc zapamiętać każdy cal jego twarzy. Baśka musiała go szturchnąć, kiedy Dawid wyciągnął swoją dłoń na przywitanie. Miał taki ciepły i silny uścisk. Pewny siebie. Przytrzymał jego dłoń nieco dłużej, ale nie wyglądało jakby mu to przeszkadzało. Później przekonał się, że te dłonie są równie delikatne i czułe.
Dlaczego więc postawił go w takiej sytuacji? Dlaczego kazał mu wybierać?
Edward westchnął ciężko. To była jedna z najtrudniejszych chwil jego życia. Trudniejsza nawet od rozmowy z rodzicami, kiedy miał piętnaście lat, podczas której przyznał się im, że jest gejem. I choć od tamtej pory miał tylko jednorazowe przygody, nie żałował tej decyzji i gdyby miał to powtórzyć postąpiłby dokładnie tak samo. Kochał Dawida całym swoim sercem, ale Baśkę kocha bardziej.
------------------------
Deszcz zacinał wdzierając się za kołnierz. Przyklejał mokrą koszulę do zziębniętego ciała. Poły ciemnego płaszcza trzepotały targane silnym wiatrem. Dłonie zacisnął w pięści aż zbielały mu kostki. Ciemne włosy kleiły się do twarzy, wpadały do oczu, które teraz przybrały bardziej stalowy odcień. Wpatrywał się jak woda obmywa czarny, granitowy nagrobek. Zbierała się w wyżłobionych, złotych literach. Spływa po krwistoczerwonych różach, które tak uwielbiała za życia. Przynosił je w każdą niedzielę. Od jej śmierci.
- Mamo — szepnął. - Kim się stałem? Czy kochałabyś mnie wiedząc, co jej zrobiłem? Czy mogłabyś mi to wybaczyć?
Głos Pawła się załamał. Czuł jak kolejne słowa coraz bardziej więzną mu w gardle. Palą i rozrywają go od środka. Nienawiść, którą do tej pory czuł do Barbary zaczynała mu ciążyć jak kotwica. Przez czterdzieści lat o wszystko ją obwiniał. Przecież to ona zabrała mu matkę. Tak mówił ojciec. Tak wpajał mu od samego początku, a on mu wierzył, bo dlaczego miałby mieć wątpliwości. Przecież sam tak myślał. Gdyby Baśka się nie urodziła, jego matka nadal by żyła, a on były zupełnie kimś innym. Wiódłby zupełnie inne życie. Mógłby być kimś, mógłby być szczęśliwy, a nie...
Potrząsnął głową odganiając myśli. Jego umysł bronił się przed sformułowaniem tego, kim się stał. Bezdusznym, pozbawionym skrupułów bydlakiem. Niecofającym się przed niczym, aby zniszczyć jej życie. Jakże nienawidził tego, jak po kolejnym ciosie Baśka umiała się podnieść. Odebrał jej praktycznie wszystko. Marzenia, nadzieję, miłość, której tak pragnęła. A ona nadal stała.
Dariusz Pudełko okazał się idealny. Bezwzględny, zimny, wyrachowany. Zero uczuć, no może poza przemożnym pożądaniem pieniędzy. Tak, pieniądze były jego jedyną miłością, a zarazem słabością. Wystarczyło mu pomachać przed nosem czekiem na okrągłą sumkę, a już ślinił się jak pies na widok soczystego steku.
Jednak Baśka była silniejsza niż przypuszczał. Zajęło to dużo więcej czasu i pochłonęło trzy razy więcej finansów niż początkowo planował, jednak w końcu udało się ją złamać. Z pomocą przyszedł mu los, dokładając przysłowiowy „gwoźdź do trumny". Już chciał świętować ostateczne zwycięstwo, kiedy Baśka znowu podniosła głowę. Skąd ona miała tyle siły? Jakim cudem mogą się podnieść po czymś takim? Nie potrafił tego pojąć i za to również jej nienawidził. On był słaby. Nie był w stanie dotrzymać obietnicy złożonej ukochanej matce w ostatnich chwilach jej życia. Nie miał dość odwagi, aby przeciwstawić się ojcu. Nie, było jeszcze gorzej. On nawet nie podjął się próby. Nawet po tym, jak go skatował niemal na śmierć, bezmyślnie podążał drogą nienawiści wyznaczona mu przez Tadeusza, ani razu nie poświęcając nawet jednej sekundy swojego życia na zastanowienie się, czy dobrze robi. Jego umysł był zamknięty, serce i dusza owładnięte żalem i chęcią jego ukojenia a widział tylko jedną drogę, aby to osiągnąć.
Osunął się na kolana, ukrył twarz w dłoniach i głośno zapłakał.
A co jeśli się mylił?
Niebo rozdarła błyskawica, oświetlając zdjęcie Izabeli Dagmary Wiewiórskiej. Płakała razem z ukochanym synem.
CZYTASZ
Za zamkniętymi drzwiami
Mystery / Thriller"- A co tam będzie? - Tajemnica - odparła, nawet na niego nie patrząc. - Kobieta musi mieć swoje tajemnice. - Dodała po chwili, wzruszając ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Edward przyglądał się jeszcze przez chwilę starym...