- I co z nią?
To były pierwsze słowa, jakie Paweł usłyszał po powrocie. Dominika stała w progu kuchni. Jak zawsze wyniosła, w eleganckim kostiumie i nienaganną fryzurą jakby dopiero co wróciła z salonu fryzjerskiego.
- Wylew - odparł beznamiętnie. Zdjął buty i odwiesił kurtkę.
- Miałam nadzieję, że umarła. Mówiłam ci, żebyś nie jechał, teraz pewnie będą chcieli, abyś się nią zajął i obyś nie wpadł na taki idiotyczny pomysł. Nie życzę sobie, abyś więcej ją odwiedzał. Ciekawe czy zostawiła testament? Bo jeśli nie, to jesteś jej jedynym spadkobiercą, w innym przypadku pewnie wszystko przepisała temu pedałowi, ale to zawsze można obalić. Przecież to wariatka. - Jej głos był oschły, jakby recytowała listę zakupów, a nie mówiła o swojej szwagierce. Jednak czegóż innego można się spodziewać po Dominice Wiewiórskiej. Obrzuciła męża wyniosłym spojrzeniem. - Myj ręce, zaraz będzie kolacja.
- Oczywiście kochanie - szepnął do pustego już korytarza, wsłuchując się w miarowy stukot obcasów. - Jak sobie życzysz.
----------------------------------
Edwarda obudził potężny ból. Z trudem wyprostował zesztywniałe kończyny, rozmasował obolały kark i przewrócił się na plecy. W głowie mu pulsowało i czuł mdłości. Sięgnął po wodę i upił porządnego łyka, niemal się krztusząc. Odetchnął kilka razy, po czym powlókł się do łazienki. Chwytając się mebli, krzywiąc przy każdym kroku. Odwrócił wzrok od lustra, bojąc się co może w nim ujrzeć. W głowie wciąż przelatywały mu fragmenty listu, jak również obraz Baśki w szpitalnym łóżku. Wiele by dał, aby to wszystko okazało się jakimś cholernym koszmarem, jednak doskonale wiedział co leży na jego ławie.
- Kurwa, Baśka! Dlaczego nic nie powiedziałaś?! Przecież jesteśmy przyjaciółmi, do jasnej cholery! - Zacisnął pięści. - Właśnie! - Uniósł głowę a w oczach pojawił się błysk. - Musi być jakiś sposób, aby ci pomóc! Musi! I ja go znajdę! Możesz na mnie liczyć! - Wstał gwałtownie, aż zakręciło mu się w głowie i zaplątał się we własne spodnie. - Ale najpierw, prysznic.
Do jej mieszkania pojechał taksówką z samego rana. Swój samochód zostawił w Poznaniu, gdzie był na konferencji. Nie chciał wracać nim do Warszawy z dwóch powodów. Po pierwsze był zbyt zdenerwowany, aby prowadzić, po drugie, samolotem był na miejscu w godzinę. Umówił się, że kolega przyprowadzi mu auto, ale to będzie dopiero za trzy dni.
Od momentu przebudzenia się, szukał w internecie wszystkiego, co wiadomo o osobach po wylewach, jak również tych przebywających w śpiączce. Różnych eksperymentalnych metodach, tym co dzieje się z człowiekiem podczas śpiączki i przede wszystkim, czy jest nadzieja? Trzeba działać od razu, gdyż im dłużej będzie w tym stanie, tym większe mogą być uszkodzenia, szczególnie że niewiedzą, jakich spustoszeń dokonał wylew. Nawet jak Baśka odzyska przytomność, może mieć problemy z mową, z poruszaniem się, czy w ogóle może być oderwana od rzeczywistości. Ale nawet i na to jest rada. Rehabilitacja ruchowa i umysłowa. Zapewni jej najlepszą opiekę i nie opuści, dopóki nie stanie na własnych nogach.
Etap pierwszy - wybudzenie ze śpiączki. Czytał, że ludzie nawet z minimalną świadomością, reagują na otoczenie, a w szczególności na znane im dźwięki, zapachy czy dotyk. Dlatego chciał zabrać z jej mieszkania jak najwięcej rzeczy, które lubiła.
Zamarł w pół ruchu trzymając jej klucze. Odetchnął kilkukrotnie nim przekręcił klucz. Choć nie raz gościł w tych progach, czuł się niemal jak włamywacz. Drzwi ustąpiły z cichym skrzypnięciem.
Mieszkanie było tak ciche, że wydawało się wręcz oderwane od rzeczywistości. Gdy wszedł do środka, uderzył w niego zapach lawendy. Baśka go uwielbiała i parapety uginały się od doniczek z tymi przepięknymi kwiatami, a na półkach ustawione były świece zapachowe. Edwardowi przez chwilę zakręciło się w głowie, ale szybko wrócił do siebie, kiedy jego wzrok padł na drewniane drzwi.
„Po trzecie i najważniejsze, jak sam tam będziesz pod żadnym pozorem nie otwieraj zamkniętych drzwi! Obiecaj tu i teraz, że będziesz trzymał się od nich z daleka! OBIECAJ!!! MIŁOBORZE EDWARDZIE NIEBORAKU, OBIECAJ!"
2015
- W samochodzie coś jeszcze zostało? - Baśka odebrała od niego jedno z pudeł.
- Nie - odparł wycierając pot z czoła. - To już ostatnie. - Oparł się o futrynę. - Na całe szczęście. Nie wiem ile jeszcze bym zniósł. Że też akurat dzisiaj winda musiała nawalić. Wykończysz mnie.
- Och nie jęcz! - Baśka klepnęła go w ramię. - Trochę mięśni ci się przyda. Będziesz bardziej atrakcyjny dla innych. - Puściła mu oczko uśmiechając się dwuznacznie.
- Ożeż ty! Uważasz, że brakuje mi krzepy? - Złapał ją w pasie, przerzucił przez ramie i zaniósł do salonu.
- Puszczaj mnie! - Krzyczała przez salwy śmiechu. - Puszczaj natychmiast albo cię ugryzę w ten twój tyłek.
- Chciałabyś! Za wysokie progi na twoje nogi - zaśmiał się zrzucając ją na kanapę.
- Jesteś okropny! - walnęła go poduszką.
- Wiem. - Opadł obok. Już dawno nie widział jej takiej szczęśliwej. Cieszył się, że wraca do formy. - I za to mnie kochasz. - Szepnął odgarniając z jej czoła niesforne loczki.
- Masz za wysokie mniemanie o sobie - burknęła, choć na jej ustach drgał powstrzymywany uśmiech. - Dzięki za pomoc. - Dodała po chwili, siadając na brzegu. Uśmiech znikł jej z twarzy.
- Będzie dobrze. - Usiadł obok niej i szturchnął ramieniem. - To już zamknięty rozdział. Zapomnij o wszystkim. Czas zacząć nowe życie.
- Taa... Tylko ile razy można zaczynać wszystko od nowa? - Wzięła go za rękę i położyła głowę na ramieniu. - Ile razy?
- Ile będzie trzeba - odparł całując ją w czubek głowy.
- Wiesz, jedyną stałą mojego życia jesteś ty. Dziękuję.
- To jakie masz plany? - Nie wypuszczał jej dłoni ze swojej.
- Jeszcze nie wiem. Chyba na razie nic konkretnego. Rozpakuję ten cały bałagan. Poszukam jakiejś pracy. Rozejrzę się po mieście, zobaczę co się zmieniło. Coś wymyślę. - Wzruszyła ramionami, lecz bez przekonania.
- Spotkasz się z bratem i ojcem? - Spytał nim pomyślał. Miał ochotę sam sobie za to przyłożyć.
- Nie. - Odparła po chwili. -Nie chcę ich widzieć!
- No dobra! - Edward uśmiechnął się, chcąc zmienić temat. - Chodź, pomogę ci z tymi gratami a później zabieram cię na kolację. Masz ochotę na kuchnię tajską czy włoską?
- Na pizze i maraton łzawych komedii romantycznych. - Zdobyła się na uśmiech. Rozumiała, dlaczego o to pytał. Przecież nie znał całej prawdy. Spojrzała mu w oczy. Może czas powiedzieć wszystko, nie owijając w bawełnę? Może to by pomogło? Tylko komu miałoby to pomóc? Na pewno nie jemu, a czy sama poczułaby ulgę? To ją właśnie powstrzymywało. Już i tak dużo zwaliła mu na głowę. Zresztą musi radzić sobie sama.
Jak się później okazało, był to kolejny błąd, którego będzie gorzko żałować.
- Nie, błagam! Tylko nie te horrory! Zabijesz mnie nimi! - Złapał się za serce i opadł na posłanie udając trupa.
- To za karę. - Uszczypnęła go.
- Najpierw chciałaś mnie gryźć, później mnie biłaś, a teraz jeszcze szczypiesz. - Spojrzał z wyrzutem, rozmasowując obolałe ramię. - Od kiedy używasz tyle przemocy?
- Nie marudź tylko mi pomóż. Jak się postaramy to do wieczora będzie po sprawie.
Edward uśmiechnął się i powlókł za Baśką.
- A co tam będzie? - Zapytał, kiedy już kończyli.
Mieszkanie, jakie kupiła miało w sumie cztery pokoje: sypialnie, gabinet-pracownie, salon połączony z kuchnią oraz ostatni, który znajdował się za zamkniętymi na klucz drzwiami. Baśka ani razu nie zbliżyła się do nich, choć rozpakowali już niemal wszystko.
- Tajemnica - odparła, nawet na niego nie patrząc. - Kobieta musi mieć swoje tajemnice. - Dodała po chwili, wzruszając ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Edward przyglądał się jeszcze przez chwilę starym, drewnianym drzwiom, całkowicie odmiennym od pozostałych. Z jednej strony Baśka ma rację, każdy ma prawo do swoich tajemnic, jednak z drugiej... Czyż przyjaciółka nie miała ich już nazbyt wiele? Kiedyś mówili sobie wszystko, teraz... Teraz każde z nich coś ukrywa. Westchnął ciężko „Później z niej to wyciągnę".
- To, co zamawiamy? - spytał, wchodząc do kuchni.
----------------------
Miau...
Edward oderwał się od wspomnień i rozejrzał dookoła.
Miau...
Usłyszał ponownie gdzieś z prawej strony.
- Kici, kici, kici... - przykląkł przy regale z książkami skąd, jak mu się wydawało dobiegało miauczenie. - Gdzie jesteś sierściuchu? - Przytknął twarz do podłogi zaglądając pod mebel.
Kot się więcej nie odezwał, a i Edward więcej na siłę nie próbował „z początku może być nieufny"- wspomniał słowa Baśki.
- No dobra, może wyjdziesz do żarcia - mruknął, kierując się do kuchni. Odnalazł jego karmę, nałożył do miseczki i zwołał. Nie doczekawszy się futrzaka ruszył do sypialni.
Pakowanie wszystkich rzeczy, które chciał zabrać do szpitala, zajęło mu dobrą godzinę. Na szczęście Baśka nie zmieniała swoich przyzwyczajeń i wszystko było tam gdzie zapamiętał. Kiedy schował również Melę, która już nawet nie przypominała owcy a wyliniały kawałek materiału, poszedł do stojaka z płytami. Uśmiechnął się na widok archaicznych nośników. Kto w roku dwa tysiące osiemnastym ma jeszcze płyty CD oraz kasety? Co więcej, obok nich znajdowało się kilkanaście kaset VHS z nagranymi ważnymi wydarzeniami z jej życia. Przejechał palcami po napisach: „Studniówka", „Osiemnastka", „Osiemnastka Milusia", „Pierwsze mieszkanie" „Wakacje 2000", „Hiszpania 1998". To od niego dostała pierwszą kamerę, w prezencie na piętnaste urodziny i od tamtej pory praktycznie się z nią nie rozstawała. Jakby chciała udokumentować całe swoje życie. Tyle razy jej mówił, aby wszystko przegrała na DVD jednak, jak twierdziła, że wówczas stracą tę magię. Dlatego, tuż przy dekoderze stał, zabytkowy już w tych czasach, srebrny magnetowid firmy Panasonic. Edward nie mógł uwierzyć, że ten sprzęt jeszcze działa.
Baśka zawsze miała słabość do „antyków". Edward nie raz z tego żartował, chociaż sam był dumnym posiadaczem sporej kolekcji płyt winylowych, których nie oddałby za żadne skarby świata. Jednak Barbara była niepoprawną romantyczką, która nie potrafiła się rozstać z rzeczami, dlatego w rogu pokoju, w szklanej gablocie można było podziwiać takie rarytasy jak aparat fotograficzny Smiena czy Zenit, rzutnik do slajdów ze sporą ich kolekcją, kamerę Panasonic, jak i magnetofon szpulowy SONY TC-7960, którego Baśka znalazła na jakiś śmietniku, przytargała do domu i miesiącami naprawiała, aż w końcu udało się go uruchomić.
Edward uśmiechnął się na to wspomnienie i otarł łzy. Baśka musi wrócić! Wrócić do niego, aby mogli sobie wszystko wyjaśnić i wrócić do czasów, kiedy nie mieli przed sobą żadnych tajemnic.
Wyciągnął z gabloty odtwarzacz CD, schował do torby kilka jej ulubionych płyt i po raz ostatni rozejrzał się po mieszkaniu.
Kot ani razu się nie pokazał.
- Dzień dobry, Edwardzie. - Dobiegło go zza pleców, kiedy zamykał drzwi.
- Dzień dobry, pani Adelo. - Odwrócił się z uśmiechem.
Pani Adela Szymańska to przemiła staruszka, która traktuje Baśkę niemal jak swoją wnuczkę. Już od pierwszego dnia między nimi powstała więź, która z biegiem lat się umacniała. Jak przypuszczał przyjaciółka uprzedziła ją, że wybiera się do szpitala, chociaż w liście nic o tym nie wspominała.
- Co u Basi?
- Wszystko będzie dobrze. - Edward zbliżył się do niej i położył ręce na ramionach. - Proszę się nie martwić. A teraz muszę już jechać.
- Przyjdź do mnie wieczorem i wszystko mi opowiedz. - Położyła mu lekko drżącą dłoń na policzku. Obiecaj, że to zrobisz. - W jej wyblakłych oczach czaiły się łzy.
- Obiecuje. - Ujął jej dłoń w swoje, uścisnął, po czym chwycił torbę i zbiegł po schodach.
Adela Szymańska stała jeszcze przez chwilę w progu własnego mieszkania, wsłuchując się w szybkie, miarowe kroki Edwarda.
- Boże miej ją w swojej opiece. - Przeżegnała się, zanim znikła za drzwiami.
CZYTASZ
Za zamkniętymi drzwiami
Misterio / Suspenso"- A co tam będzie? - Tajemnica - odparła, nawet na niego nie patrząc. - Kobieta musi mieć swoje tajemnice. - Dodała po chwili, wzruszając ramionami jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Edward przyglądał się jeszcze przez chwilę starym...