Rozdział 15

35 4 12
                                    


Edward stał przed ogromnymi szklanymi drzwiami do Warsaw Financial Center, gdzie już od ponad dziesięciu lat, dwudzieste ósme piętro było niemal jak jego drugi dom. Uśmiechnął się na wspomnienie pierwszego dnia, kiedy stanął w dokładnie tym samym miejscu. Ubrany w swój najlepszy garnitur, ściskając w dłoniach teczkę, w której miał długopis, wydrukowane w kilkunastu egzemplarzach CV, świeżo zdobytą licencje maklera, zaświadczenie o niekaralności, butelkę wody niegazowanej oraz drugie śniadanie przygotowane przez Dawida. Pamiętał jak bardzo pociły mu się dłonie. Jak bardzo waliło serce. Jak bardzo się denerwował. W końcu, po licznych próbach na różnych kierunkach studiów, pracując na zmywaku, w barze czy jako goniec, udało mu się odkryć swoje miejsce na ziemi. Finanse! A ściślej biorąc giełda. Jasne, zdawał sobie sprawę, że dzisiejsza, a w dodatku polska giełda to nie to samo, co Wall Street i to jeszcze ukazana jak w ostatniej scenie filmu z 1983 pt. „Nieoczekiwana zmiana miejsc" z Eddiem Murphym i Danem Aykroidem, choć musiał przyznać, że to właśnie podczas jego oglądania doznał olśnienia, ale giełda to giełda! Ta adrenalina! To napięcie! Ta walka! Ach to było to!

Rzucił wówczas socjologię, która i tak przestała go interesować w połowie pierwszego semestru i poszedł na rachunkowość i finanse. Tam poczuł się jak ryba w wodzie. To był strzał w dziesiątkę. I chociaż tak naprawdę te studia nie były mu niezbędne do osiągnięcia celu to bardzo mu pomogły. Egzamin na maklera jest piekielnie trudny i zdaje go zaledwie około pięciu procent kandydatów. Gdyby nie Baśka i Dawid, pewnie nie dałby rady a teraz stoi oto przed Warsaw Financial Center gdzie na dwudziestym ósmym piętrze mieścił się jeden z czołowych domów maklerskich w Warszawie. W końcu jak już spadać to z wysokiego konia!

Jak na razie nie spadł!

Odetchnął głęboko i pewnie przekroczył próg.

- Bartek, przechowaj mi to proszę. – Zwrócił się do ochroniarza, podając mu sportową torbę, w której miał kilka najpotrzebniejszych rzeczy.

Bartek, który pracował tu mniej więcej tyle samo, co Edward, uniósł w zdziwieniu brwi. Niepewnie wziął do ręki torbę i odprowadził wzrokiem Edwarda. Zamrugał kilkukrotnie chcąc się upewnić czy nie miał właśnie halucynacji i gdyby nietrzymana w dłoni czarna torba z białym napisem ADIDAS zaklinałby się na wszystkie świętości, że Edward był tylko złudzeniem. Bo jakże to, czołowy w tej chwili makler nadzorujący firmy BDM pojawia się w pracy po cywilnemu i wygląda jak zdjęty z krzyża? Edward zawsze, nawet jak opuszczał biuro w środku nocy i wracał po kilku godzinach, był świeży jakby dopiero wrócił z urlopu. Uśmiechnięty, pod krawatem w idealnie dopasowanym garniturze. A dziś? Cienie pod oczami, włosy w nieładzie i w dodatku ten strój? Nie, nie chodzi, że wyglądał niechlujnie, ale dżinsy, adidasy i krótka skórzana kurtka nie bardzo do niego pasowały. A może tak się Bartkowi wydawało?

Edward, zanim udał się na spotkanie z Kosą, najpierw wstąpił do kadrowej, a następnie do swojego gabinetu. Mniej więcej ułożył sobie w głowie najważniejsze rzeczy, którymi musi się zająć. Przede wszystkim zadbać o dobro klientów, którymi zajmują się podlegający mu maklerzy. Nie może zszargać dobrego imienia firmy jak również własnego. Jakby nie patrzeć włożył w to kawał swojego życia i tysiące godzin ciężkiej pracy.

Trzymając w dłoni teczki z analizą i przewidywaniami ruchów na giełdzie, listą wszystkich klientów oraz propozycjami, kto, jego zdaniem najlepiej poprowadzi ich interesy spojrzał na swoje biuro tak jakby miał już tu nigdy nie wracać.

- No i jest nasz zaginiony! – Kosa, a dokładniej Angelika Czerwiec-Kosińska, spojrzała na stojącego w drzwiach Edwarda. Zmrużyła swoje piwne oczy taksując go od stóp do głów. – Jak ty wyglądasz? – Skrzywiła się z niesmakiem.

Za zamkniętymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz