Rozdział 16

26 4 4
                                    


Baśka nie spuszczała wzroku z malejącej jaśniejszej plamy nad głową. Zdawało się jej, że opada w ślimaczym tempie, choć minęły zaledwie sekundy, kiedy z całą mocą gruchnęła o ziemię. Całkowicie zignorowała ból. Stanęła na równych nogach, gotowa do walki. Przykucnęła, szykując się do skoku. Chciała wrócić z powrotem na górę, jednak nim skoczyła, światło znikło. Zawyła z wściekłości. Suka doprowadziła ją niemal do wrzenia i teraz musiała wyładować wzbierającą furię. Już nie ważne, na kim, czy też, na czym. Ważne, aby się tego pozbyć.

Rozejrzała się dookoła. W pierwszej chwili nie widziała nic. Otaczała ją ciemność, a gdzieś z głębi słyszała sapanie. Z początku myślała, że to może szczuro i koto stwory, ale nie... To był inny dźwięk. Skądś go znała...

- Nie! – W oczach stanęły jej łzy przerażenia i zaczęła gorączkowo szukać drogi ucieczki. – Nie zmusisz mnie! Nie tym razem! – Szeptała macając ściany w poszukiwaniu okna, drzwi czy chociażby mysiej dziury, do której by mogła się schować.

- Nie masz wyjścia. – Zakpiła Suka.

- Zamknij się! Zawsze jest wyjście. Słyszysz! Zawsze jest inne wyjście! Zawsze! – Krzyczała nie przerywając poszukiwań. W tej chwili wolała stanąć twarzą w twarz ze szczuro i koto stworami niż z tym, co kryło się w ciemności.

To był początek jej koszmaru.

Nie znajdując innego wyjścia wcisnęła się pod łóżko, zwinęła w kulkę, zakryła uszy rękoma, zacisnęła z całej siły powieki, spod których nadal lały się strumienie łez. Jeśli kiedykolwiek czegoś w życiu żałowała to właśnie tej nocy. Od tego wszystko się zaczęło.

Dzieciństwo Barbary Marii Wiewiórskiej przemijało pod surowym, wszystkowidzącym i nieznającym litości spojrzeniem stalowych oczu Gertrudy Bzik. Dalekiej kuzynki Tadeusza. Byli w tym samym wieku, choć kiedy patrzyło się w surową twarz Gertrudy, odnosiło się wrażenie, że jest starsza, o co najmniej dziesięć lat. Blond włosy, miała zawsze spięte w ciasny kok, niepozwalający nawet pojedynczym kosmykom na wysunięcie się spod niego. Basia miała wrażenie, że nawet silny wiatr nie byłby w stanie zburzyć ich idealnego wyglądu. Gertruda nie uznawała makijażu ani innych ozdobników, uważając je za atrybuty kobiet lekkich obyczajów. Długie spódnice, Basia nigdy nie widziała jej w spodniach, bluzki z długimi rękawami i wysokimi kołnierzami skutecznie zakrywały bladą skórę nie zależnie od panującej pogody. Zawsze wyprostowana jak świeca, zawsze czujna i zawsze mająca pod ręką rózgę.

Dyscyplina i bojaźń boża to były dwie podstawowe rzeczy, które Gertruda kładła jej do głowy. Grzech czaił się wszędzie a szczególnie w łonie kobiety, dlatego trzeba go z niej wypędzić. Bo to kobieta, sprowadziła grzech na mężczyznę i teraz każda córka Ewy, powinna starać się go odpokutować.

Basia, która, jakby na to nie patrzeć, była jeszcze dzieckiem nie rozumiała co najmniej połowy słów, które słyszała od ciotki Gertrudy, bardzo szybko nauczyła się, że dla niej wszystko było grzechem i obrazą Boga. Znaczy wszystko, co robiła Basia. Paweł miał całkowitą swobodę. Ciotka nie wtrącała się w jego wychowanie, którym w pełni zajął się ojciec. Basia nie raz zastanawiała się, dlaczego ten świat jest tak dziwnie urządzony. Dlaczego jej nie wolno praktycznie nic, za to Paweł zachowywał się jak pan świata. I przede wszystkim gdzie jest jej mamusia? Raz odważyła się nawet o to zapytać ciotki Gertrudy, miała wówczas pięć lat. W odpowiedzi dostała trzydzieści batów na gołą pupę. Dziesięć za odzywanie się bez pozwolenia. Dziesięć za zadawanie pytań. I dodatkowe dziesięć tak na wszelki wypadek, aby dobrze zapamiętała lekcję. Po tej nauce nie mogła siedzieć nie krzywiąc się z bólu, dlatego aż przez tydzień była zamknięta w swoim pokoju, nim pozwolono wrócić jej do przedszkola. Nikt nie mógł się dowiedzieć, co działo się w domu Wiewiórskich.

Za zamkniętymi drzwiamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz