Rozdział 17 - Kamień Filozoficzny #1

31 1 0
                                    

Była noc, a ja nie spałam i czytałam książkę, czekając aż Pansy i Milicenta zasną i będę mogła spotkać się z Harrym, Ronem i Hermioną. Nadal ich nie lubię, więc nie radzę zakładać, że zostaniemy po tym świetnymi przyjaciółmi. Po prostu nie mogę dopuścić do tego, żeby Hogwart się zrujnował. Ja jestem ze Slytherinu, a oni z Gryffindoru. Wrogowie i całkowicie inni ludzie.

Minęły wieki, zanim zasnęły, ale kiedy już to zrobiły przebrałam się w czarny sweter i jeansy, po czym wyśliznęłam się z dormitorium i salonu. Podbiegłam do obrazu, który był wejściem do pokoju wspólnego Gryffindoru, żeby czekać na trio. Zajęło im to chwilę, więc zmarszczyłam brwi ale wzruszyłam ramionami, wierzgając nogami, gdy czekałam. Czy umrę? Zmarszczyłam brwi na samą myśl, ale zlekceważyłam to. Nie, dam sobie radę. Niedługo wyszli.
- Nareszcie! Co wam tak długo zajęło?
- Mieliśmy problem - Hermiona westchnęła - Dlaczego w ogóle tu jesteś?
Przewróciłam oczami.
- Nie chcę, żeby Hogwart się zrujnował przez jakiś głupi kamień.
Harry przerwał Hermionie, która chciała coś powiedzieć.
- Słuchajcie, koniec kłótni. Jesteśmy w tym razem, więc zakończmy to, żebyśmy mogli wrócić do naszej normalnej nienawiści. Ślizgonka, wchodź pod pelerynę.

Uniosłam brew.
- Przynajmniej najpierw zabierz mnie na obiad.
Weszłam pod pelerynę z trio i zaczęliśmy iść.
- Au! Wlazłeś mi na nogę. - syknęła Hermiona.
- Nie chciałem... - wymamrotał Ron.

Szliśmy do drzwi na trzecim piętrze. Przełknęłam ślinę, czując się nieco przestraszona.
- Jeżeli ta bestia za drzwiami nas pożre, zabiję waszą trójkę i sprawię, że będziecie jeszcze bardziej martwi! - syknęłam.
Zignorowali mnie, a Hermiona wyciągnęła swoją różdżkę i otworzyła drzwi.
- Alohomora.
Weszliśmy do środka i zdjęliśmy pelerynę. Patrzyłam na Puszka. Już spał.
- On chrapie! - powiedział Harry, a ja zmarszczyłam brwi, a Harry westchnął - Znaczy Snape tu już był. Zaczarował harfę.
Uderzyłam Harry'ego mocno w klatkę piersiową.
- To nie Snape!
- Nieważne - spojrzał na mnie gniewnie - Ja myślę, że tak.
- Tylko dlatego, że cię nie lubi! - przewróciłam oczami.
- Dosyć! Chodźcie! - warknęła Hermiona.

Trio i ja podeszliśmy do psa.
- Ble. Ale mu jedzie z pysków - zawołał Ron, wyraźnie źle się z tym czując.
Zobaczyłam, że jego łapa leży na klapie. Harry najwyraźniej też, bo się odezwał.
- Trzeba przesunąć łapę.
- Co? - Ron wyglądał na zszokowanego i wystraszonego.
Harry tylko westchnął.
- Lepiej rusz się! - przykucnął razem z Ronem i Hermioną. Przyłączyłam się i pomogłam im przesunąć łapę z klapy.

Cofnęliśmy się, obserwując ją ostrożnie. W tym momencie modliłam się o swoje życie. Wolałam trzymać części ciała blisko siebie. Wtedy otworzyliśmy klapę, patrząc w dół.
- Ja pójdę pierwszy. - powiedział Harry - Zaczekajcie, aż dam wam znak. Jeśli coś pójdzie nie tak to stąd uciekajcie. - nie słyszałam już harfy - Zrobiło się jakoś dziwnie cicho.
Kilka sekund później, na ramieniu Rona wylądowała gęsta ślina.
- Bleee. Ee, uu.
Podniosłam wzrok i ujrzałam bestię, zaczynającą warczeć.
- Skaczcie! - usłyszałam.

Harry skoczył pierwszy, po nim Hermiona i wkrótce potem Ron. Wskoczyłam za nimi, ale pies zdążył ugryźć mnie w ramię. Zapłakałam, uderzając w coś miękkiego, a moje ramię mocno krwawiło.
- Jeju, dobrze, że to coś tutaj rośnie. - powiedział Ron.
Byłam zbyt zajęta patrzeniem na moją rękę.
- Aurora, ty krwawisz! - zawołał Harry, a ja pokręciłam głową.
- W porządku.
- Ale to krwawi... i to mocno. - powiedział Ron, po spojrzeniu na to.
Wtedy roślina zaczęła się ruszać, owijając się wokół moich nóg i tułowia.
- Diabelskie sidła! - krzyknęłam, a moje oczy się rozszerzyły.
- Spokojnie, słyszycie? Wyluzujcie się, a jak nie to szybciej was zabije. - powiedziała moja siostra. To nie będzie dobre dla Rona.
- Zabije szybciej? Och, już się czuję luźniej.
Ona tylko posłała mu współczujące spojrzenie i zsunęła się w dół. Wszyscy wrzasnęliśmy.
- HERMIONA!
- Wyluzujcie się! - krzyknęła.
- Hermiona, gdzie jesteś? - spytał Harry.
- Róbcie co każę! Jasne?

Harry'emu i mi udało się zrelaksować i opadliśmy, uderzając o twardą powierzchnię pod nami. Od razu, gdy się ześliznęliśmy, usłyszałam krzyki Rona.
- AAA HARRY, AURORA!
Harry podniósł się z ziemi, a ja krzyknęłam z bólu, przez moją rękę. Harry do mnie podszedł i pomógł mi wstać, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. On też na mnie spojrzał.
- Po tym wszystkim się nienawidzimy, pamiętasz? Ale teraz jesteśmy w tym razem.
Pokiwałam głową. Podniosłam wzrok, słysząc coraz głośniejsze krzyki Rona.
- Nie może się wyluzować - powiedziałam.
- Widać nie może. - Harry spojrzał na mnie, kręcąc głową.
Westchnęłam i zerknęłam na moją siostrę.
- Czytasz książki. Jakie zaklęcie go z tego wyciągnie?
- Chyba czytałam kiedyś coś na Zielarstwie - jej oczy się rozszerzyły - Ee... diabelskie sidła kochają cień... ale światła nie! No jasne! Światło zaraz je załatwi. - wyciągnęła swoją różdżkę i powiedziała - Lumos Solem!
Natychmiast wyleciał z niej snop światła, a diabelskie sidła wypuściły go, sprawiając, że Ron uderzył w ziemię.

- Ron, wszystko gra? - spytał Harry.
- Tak. - Ron pokiwał głową, po czym podniósł się trochę boleśnie i powoli - Fiu! Szczęście, że wyluzowałem. - powiedział, patrząc w górę.
- Wyluzowałeś? - uniosłam brew - Serio? Że niby ty? Boże, jesteś takim idiotą.
- Szczęście, że Hermiona zakuła Zielarstwo. - Harry westchnął.
Usłyszałam szum skrzydeł.
- Ludzie, cisza. Słyszycie to?
Spojrzeli na mnie, jakbym była szalona, ale po chwili też musieli to usłyszeć.
- Co to jest? - spytała Hermiona.
- Szum skrzydeł - powiedział Harry.
Przytaknęłam i ruszyłam w stronę dźwięku, trio za mną. Spojrzałam w górę, widząc dziwne latające rzeczy.
- Czy to są... klucze? - zmarszczyłam brwi.
Lekko się potknęłam, ale Hermiona mnie złapała, wbijając paznokcie w moje rozcięcie.
- AU! - wrzasnęłam, a ona mnie puściła.
- Przepraszam! - syknęła.
- Po prostu patrz, jak chodzisz.

Wskazałam na miotłę.
- Patrzcie. - podeszliśmy bliżej.
- O co tutaj chodzi? - spytała Hermiona.
- Nie wiem... - Harry wzruszył ramionami.
Rozejrzałam się, a później zerknęłam na Harry'ego, który obserwował miotłę, marszcząc brwi. Ron wyciągnął swoją różdżkę, ruszając się w stronę drzwi.
- Alohomora! - krzyknął.
Jedyne co usłyszeliśmy, to grzechot zamka, który się nie otworzył. Odwrócił się i westchnął.
- No co, chciałem spróbować.
- No, w takim razie koniec. - Hermiona jęknęła z frustracji - Chyba z tysiąc jest tych kluczy.
Przygryzłam wargę w zamyśleniu.
- Jak wygląda zamek? - spytałam.
Ron spojrzał na zamek i odpowiedział,
- Nas interesuje duży i stary. Odrobinę zardzewiały.
Spojrzałam na klucze i wskazałam jeden ze złamanym skrzydłem. Był duży, a nawet zardzewiały i poruszał się wolniej niż reszta.
- Jest! To ten ze złamanym skrzydłem!
Spojrzałam na miotłę, a potem znów na klucze.
- Jedyne co mamy zrobić to wsiąść na miotłę i złapać go. Jak trudne to może być?
Harry spojrzał na nas, a zaraz z powrotem na miotłę.
- Co się dzieje? - spytała Hermiona.
- Tak jak mówiła Aurora... - westchnął Harry - Czy to nie za proste?
- Harry, jesteś szukającym. - westchnęłam - Najmłodszym szukającym w tym stuleciu. Jestem pewna, że możesz to złapać, i to szybko.
- Czy ty mnie komplementujesz? - Harry uniósł brew.
- Nie. - parsknęłam - Po prostu chcę znaleźć ten kamień i rozwiązać ten problem, tak szybko jak się da.

- Och wskakuj i leć! - zawołał zniecierpliwiony Ron - Jak Snape dał radę go złapać to ty tym bardziej!
- Ostatni raz mówię, to nie jest Snape, Wieprzlej! - posłałam mu spojrzenie i chwyciłam go za koszulkę - Przestań tak myśleć! - puściłam go.
Harry powoli dotknął miotłę. Jak tylko to zrobił, trzepot skrzydeł stał się głośniejszy i mocniejszy, a klucze zaczęły lecieć w stronę Harry'ego. Przełknęłam ślinę i oczy mi się rozszerzyły.
- To komplikuje sprawę. - odparł Ron lekko trzęsącym się głosem.

Ron miał rację. To trochę komplikowało sprawę. Moje ramię uniosło się z bólu. Zapomniałam, że zostałam ugryziona. Rozejrzałam się i udało mi się znaleźć jakąś starą szmatę. Podbiegłam i mocno zacisnęłam nią ramię, żeby zatrzymać krwawienie. Z tym, jak brudna była, prawdopodobnie będę miała zakażenie ale nieważne.

Wtedy spojrzałam w górę i obserwowałam scenę, rozgrywającą się przede mną.

Przeciwna Granger (Rok 1)Where stories live. Discover now