Rozdział 18 - Kamień Filozoficzny #2

35 1 0
                                    

Harry zaczął lecieć na miotle, machając ręką, żeby odgonić się od kluczy. Obgryzałam paznokcie, czując niepokój. Chciałam i potrzebowałam tego, żeby złapał ten klucz.
- Dawaj, Harry! - wyszeptała do siebie Hermiona.
Westchnęłam i nie spuszczałam wzroku z Harry'ego, obserwując jak leci w stronę zardzewiałego klucza. Udało mu się wyprzedzić klucze i złapać ten stary.
- Patrzcie! Ma go! - wskazałam. Ron i Hermiona westchnęli z ulgą.

- Łapcie klucz! - powiedział Harry i rzucił go. Podskoczyłam, łapiąc klucz moją zdrową ręką. Podeszłam do starych drzwi i próbowałam je otworzyć.
- Szybciej! - krzyknął Ron.
- Robię to tak szybko, jak potrafię, Wieprzlej! Przestań mnie poganiać! - warknęłam, a po chwili zamek ustąpił. Trzymałam je otwarte, gwałtownie pociągając Rona i Hermionę za sobą do środka. Wkrótce Harry wleciał do pokoju. Ron i Hermiona pomogli mi zamknąć drzwi, gdy klucze leciał prosto na nas. Moje oczy się rozszerzyły, gdy udało się nam zamknąć drzwi. Usłyszałam, jak klucze mocno uderzają o drzwi.
- Dobry Boże.
Ruszyliśmy i przeszliśmy przez coś z bardzo dużymi figurami. Spojrzałam na podłogę, która była wyłożona kafelkami.
- Ale strasznie. Nie podoba mi się tu. - powiedziała Hermiona.
Spojrzałam na nią. Miała wielkie oczy, a jej włosy były bardziej kręcone niż zwykle. Bała się... i denerwowała. Lekko się uśmiechnęłam.
- Co to jest? - spytał Harry - Cmentarz?
Zerknęłam na Rona, który również wyglądał na przestraszonego i zdenerwowanego. Patrzył w górę i wokoło.
- Jaki tam cmentarz. To szachownica. - wszedł na kafelek.
- Szachownica?! Ale nie możemy grać w szachy! Nie mamy czasu! - zawołałam i, tak jak Harry i moja siostra, weszłam na szachownicę.

- Widzę drzwi! - wskazał Harry. Zaczęliśmy podchodzić, ale już po chwili pionki wyciągnęły swoje miecze, blokując nas. Krzyknęłam i odskoczyłam w tył. Teraz naprawdę pomyślałam, że możemy umrzeć ale coś jeszcze przeważyło tę myśl.
- Okej. Może jednak MUSIMY zagrać? - spytałam i oczy mi się rozszerzyły.
Kiedy cofnęliśmy się o parę kroków, figury schowały swoje miecze i wróciły do swojej normalnej pozycji.
- Taa... trzeba wygrać dojście do drzwi. - powiedział Ron, spoglądając na nas całkiem... pewny siebie - Dobra, Harry, zajmiesz puste miejsce gońca. Hermiona, staniesz na polu wieży. A ja poprowadzę konia.
Wyrzuciłam ręce w powietrze.
- A co ze mną?!
- Zapomniałem, że tu jesteś - Ron spojrzał na mnie - Ty też stań na polu wieży.
Pokiwałam głową i stanęłam na innym polu.
- Jak się w to gra? - spytała moja siostra.

- Czekaj, białe muszą zacząć - wyjaśnił Ron - a dalej... zobaczy się.
Moje oczy lekko się rozszerzyły i mocno przełknęłam ślinę. Wkrótce białe zaczęły się ruszać. Spojrzałam na Rona.
- Ron, czy to przypadkiem nie będzie tak, jak w prawdziwych szachach czarodziejów? Widziałam w co graliście, na początku przerwy świątecznej i to było brutalne.
Ron przygryzł wargę w zamyśleniu.
- Ej ty, d5!
Pionek zaczął się poruszać do wyznaczonego miejsca. Natychmiast biały wyciągnął swój miecz i uderzył w pionek. Krzyknęłam, a moje oczy się rozszerzyły.
- Tak, Aurora, najwyraźniej to będzie dokładnie tak samo. - rzekł Ron.
- To jest szalone! - spojrzałam na niego wielkimi oczami - Co, jeśli przegramy!
- Nie przegramy - Harry pokręcił głową - Ron wie, co robi.
Po usłyszeniu tego, miałam taką nadzieję.

Gra się toczyła, a ja byłam przerażona w każdym calu. Rzeczy latały wszędzie wokół, po tym, jak miecze rozwalały i rozwalały wszystko, sprawiając, że odłamki odlatywały w każdą stronę. Zostałam trafiona kilka razy, ale niezbyt mocno. Na tyle, żeby spowodować zadrapania, po których nie zostaną blizny. Dzięki Bogu. Jedyne, co słyszałam to tylko "Wieża na e4!" "Pion na c3!". Gra dłużyła się w nieskończoność, a ja przygryzłam wargę, czując, jak rośnie mój lęk. A to wyglądało jakbyśmy wcale nie wygrywali.
- O nie - wyszeptałam. Spojrzałam na Rona. Wtedy Harry coś zarejestrował.
- To niemożliwe.
- Dobrze mnie wyczułeś. - powiedział Ron - Jak ja zrobię mój ruch, Królowa mnie zabije. A wtedy wy szachujecie Króla.

- Nie! Ron nie! - zawołał Harry.
- O co chodzi? - wysyczała Hermiona.
Moje oczy się rozszerzyły.
- Chce się wariat poświęcić!
- Nie zgadzam się! - Hermiona z trudem łapała powietrze - Musi być inne wyjście! - zawołała, a Ron się do niej odwrócił.
- Chcesz, żeby Snape dorwał się do tego kamienia?!
Już miałam mu powiedzieć, że to nie Snape, ale to nie był dobry moment. Tylko się skrzywiłam. Ron spojrzał na Harry'ego.
- Harry, to ty musisz iść dalej. Jasne? Nie ja. Nie Hermiona. Nie Aurora. Ty!
Harry pokiwał głową, milcząc, choć mogłam powiedzieć, że się martwił.

Ron wziął głęboki oddech.
- Koń na h3! - zaczął się poruszać.
- O nie... - wymamrotałam, a moje oczy się rozszerzyły, gdy patrzyłam, jak przemieszcza się do Królowej. Wtedy Królowa poruszyła się powoli w stronę Rona. Im bliżej była, tym bardziej się bałam. Szczerze, nie chciałam, żeby Ron zginął. Potrzebowałam kogoś wrażliwego do denerwowania. Królowa niedługo dotarła do Rona i wyciągnęła swój miecz, uderzając nim w konia, bez żadnego wahania, gdy Ron krzyknął i spadł, uderzając o podłogę nieprzytomny.
- RON! - wrzasnął Harry. Hermiona zaczęła iść w jego kierunku.
- Nie! Nie ruszaj się! I pamiętaj, gra się toczy.
Harry podszedł powoli w stronę Króla, żeby sprawdzić i spojrzeć na Rona. Widziałam, że nadal oddycha, co było dobrą wiadomością. To było dla mnie zbyt wiele, żeby sobie z tym poradzić, ale musiałam zdobyć ten kamień. Pójdę z Harrym. Nie obchodzą mnie słowa Rona, że ma iść tylko on. Ja też idę.

- Szach mat - powiedział Harry, a miecz opadł na podłogę z głośnym łoskotem, który odbijał się echem po pokoju. Podbiegliśmy do Rona.
- Nic mu nie będzie. Ty leć do sowiarni, zawiadom Dumbledore'a. Ron ma rację. Idę dalej.
Stałam tam niezręcznie.
- Na pewno ci się uda. Przecież jesteś świetnym czarodziejem.
Cicho się zakrztusiłam i skrzyżowałam ramiona, czekając aż ta przesłodzona przyjacielska rzecz minie.
- Nie takim jak ty. - odparł Harry, a Hermiona zachichotała.
- Ja? Spryt i książki. To nie jest najważniejsze. Przyjaźń i odwaga. Ale, Harry, uważaj teraz.
Jęknęłam i przewróciłam oczami.
- Och dajcie spokój!
Obydwoje spojrzeli na mnie gniewnie.
- Chodź, Aurora. Idziesz ze mną.
- Tak właśnie planowałam - powiedziałam i zerknęłam na niego.

Chwycił mnie, na szczęście, za moją zdrową rękę i odciągnął mnie.
- Aurora! - zawołała Hermiona.
Spojrzałam na nią. Co znowu? Zawahała się i właściwie wymusiła z ust, to co powiedziała.
- Możemy się nienawidzić, ale jesteś moją siostrą. Ty też uważaj.
- Nieważne - przewróciłam oczami.
Wtedy wybiegłam przez drzwi, a Harry za mną. Szliśmy w dół po ciemnych schodach. Wydawało się, że co sekundę to miejsce robi się ciemniejsze.
- Co jest z tobą i Hermioną? - spytał Harry, a ja na niego spojrzałam.
- Po prostu się nienawidzimy. Jesteśmy dwiema różnymi osobami.
Harry westchnął.
- Ale jesteście bliźniaczkami.

Przewróciłam. No to zaczynamy.
- Spójrz, Harry, tylko dlatego, że jesteśmy bliźniaczkami nie oznacza, że jesteśmy takie same. Jestem pewna, że przydzielenie do Gryffindoru i Slytherinu to rozwiązuje.
- Taa - Harry parsknął - Jesteś prawdziwą ślizgonką.
- I jestem z tego dumna - uśmiechnęłam się głupawo do samej siebie - Ale nie martw się. Nie mam zamiaru stać się zła, jak to Wieprzlej śmiał sądzić. - odgryzłam się.
Wtedy ujrzałam kogoś, stojącego przed lustrem.
- Patrz! - szepnęłam i wskazałam. Harry'emu lekko zaparło dech i zabolała go blizna, gdy podchodził bliżej. Poczułam się nieswojo, więc chwyciłam się brzuch, starając się nie zwymiotować wszędzie wokół.

Wtedy przyjrzałam się bliżej odbiciu w lustrze.
- To pan? - Harry i ja spytaliśmy w tym samym momencie, a moje oczy się rozszerzyły.

Przeciwna Granger (Rok 1)Where stories live. Discover now