● 2 ●

2.4K 144 42
                                    

— Co robiłaś tydzień temu w Waszyngtonie? — usłyszałam, siłując się z zamkiem torby.

Odgarnęłam krótki kosmyk ciemnych włosów za ucho.
— Zarabiałam.
Nie chcąc odpowiadać na więcej pytań, szarpnęłam suwakiem, w końcu zamykając bagaż.

— Oczywiście — prychnęła. — Pytanie w jaki sposób.

— Daj spokój. Najważniejsze, że mam za co wyjechać z tej dziury — odwróciłam się w stronę osoby stojącej pod ścianą. — Wiesz, że jeśli chcesz, możesz lecieć ze mną.

Przy kremowej ścianie stała niska kobieta o pełnych kształtach. Ubrana była w białą bluzkę na ramiączkach, jeansowe rybaczki, a na stopach miała jakże stylowe, skórzane sandałki.
Rita Szisz — węgierka, dziennikarka, wdowa, właścicielka czwórki kotów i była agentka Tarczy. Trzydziestoletnia blondynka z orzechowymi oczami przez ostatni miesiąc dawała mi schronienie przed policją.

— Uważaj, co mówisz o moim domu — posłała mi przeciągłe spojrzenie, wychodząc z pokoju. — Mam nadzieję, że nie wylecisz bez słowa pożegnania.

Patrzyłam jak jej sylwetka znika za rogiem, po czym jeszcze raz zerknęłam na torbę, leżącą przede mną. Węgry nie są najgorsze, naprawdę. Po prostu musiałam zmienić miejsce swojego pobytu. Zapewne gdybym się trochę postarała, Rita załatwiłaby mi pracę. Po odłożeniu pieniędzy miałabym szansę kupić sobie jakieś własne lokum.

Mogłabym zacząć nowe życie.

Tyle, że w ciągu ostatniego miesiąca przekonałam się, że takie funkcjonowanie nie jest dla mnie. Kocham uczucie adrenaliny krążącej w żyłach. Przyjemne ciarki, sunące po plecach, towarzyszące niebezpiecznym akcjom - to jest prawdziwe życie.

Dlatego tydzień temu zrobiłam sobie mały wypad, który gdyby poszedł źle, prawdopodobnie skutkowałby teraźniejszym siedzeniem w więzieniu. Jednak misja zakończyła się powodzeniem, a ja przypomniałam sobie o bardzo ważnej sprawie, którą miesiąc temu postanowiłam zostawić w spokoju.

Tajemnica mojego pochodzenia.
Oczywiście wiem jak mam na imię, ile mam lat i skąd pochodzę.
Chodzi mi jednak o tą bardziej nadzwyczajną część mnie.
Moje zdolności.

Nie tak dawno dowiedziałam się o istnieniu Kamieni Nieskończoności. Ot, sześć kamyków, każdy o innych możliwościach. Trochę gorzej, jeśli ktoś próbowałby użyć ich we własnym celu. Cóż, przyznam, że zniesmaczyła mnie ta perspektywa, kiedy mi ją przedstawiono.

Kamień Przestrzeni pozwala podróżować przez dowolny wymiar.
Kamień Czasu umożliwia ujrzenie przyszłości i - z tego co się dowiedziałam - zmienienia przeszłości.
Kamień Duszy kontroluje życie i śmierć.
Kamień Mocy ma w zwyczaju niszczyć wszystko, co stanie mu na drodze.
Kamień Umysłu może tworzyć i zmieniać świadomość.
Kamień Rzeczywistości (według mnie najpotężniejszy) daje możliwość naginania rzeczywistości do swojej woli.

Do wygrzebania tych informacji skłoniła mnie świadomość, że mogą mieć coś wspólnego z moimi zdolnościami i Lokim. Pomyszkowałam więc jeszcze trochę i dowiedziałam się o ataku dziwnych stworzeń na Nowy Jork. Następnie skorzystałam ze swojego dostępu do danych Avengers (Tony zapewne zapomniał, aby zablokować mój dostęp) i właśnie wtedy dowiedziałam się o pierwszym z sześciu kamieni.

Miesiąc temu porzuciłam poszukiwania lodowego olbrzyma, ponieważ nie było sposobu, aby się z nim spotkać. Chyba, że planuje kolejny atak na świat.
Dlatego moje poszukiwania utknęły w martwym punkcie.

Z cichym westchnieniem podnoszę się z klęczek i przenoszę torbę w kąt pokoju. Przebieram się w luźną żółtą bluzkę i szare spodenki, służące mi za piżamę i spoglądam na lustro zawieszone po mojej prawej.

𝐃𝐄𝐀𝐃𝐋𝐘 𝐅𝐀𝐋𝐋Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz