● 6 ●

1.7K 137 20
                                    

— Wystygła ci jajecznica — usłyszałam głos należący do Wonga.

Kiwnęłam tylko głową, zajmując swoje miejsce. Rzuciłam krótkie spojrzenie za okno i z lekką ulgą zauważyłam, że nikt mnie nie obserwował, a kobieta zniknęła.
Szybko zaczęłam pochłaniać posiłek, co jakiś czas sięgając po biały kubek, wypełniony życiodajnym napojem.

Czułam na sobie podejrzliwe spojrzenia towarzyszy, nagle zdając sobie sprawę, że musieli wszystko widzieć. Ale czy słyszeli?

Pokręciłam lekko głową, nie przykładając do tego większej wagi.
Po zapłaceniu, w ciszy wróciliśmy do Sanktuarium.

Zaaferowana wiadomością od kobiety, zaczęłam szukać swojego telefonu. Chciałam jak najszybciej skontaktować się z królem Wakandy. Zdaję sobie sprawę, że Barnes to wyszkolony zabójca, ale z drugiej strony - jak można zgubić wysokiego na blisko dwa metry i ważącego sto kilogramów mężczyznę?

Zostawała jeszcze jedna kwestia — dlaczego James uciekł?
I czy to co mówiła ta kobieta jest prawdą?

Z tego co mi wiadomo, to nie mógł narzekać na warunki. Ponadto miał zapewnione bezpieczeństwo i swobodę. Ucieczka w takim momencie była totalną głupotą.

Może był źle traktowany?
Zaraz jednak przegoniłam tę myśl. Poznałam T'Challę — nie przejawiał oznak wrogości, czy wrażenia jakby chciał zrobić James'owi krzywdę. A nawet jeśli chciałby to zrobić — już dawno by mu zaszkodził.

Sfrustrowana usiadłam na łóżku, ukrywając twarz w dłoniach.
Barnes, przysięgam, że kiedy tylko cię znajdę, rozprawię się z tobą osobiście.

— Szukasz tego? — usłyszałam.

Podniosłam wzrok na Strange'a, stojącego w progu pokoju, w dłoni trzymający mój telefon. Powoli podniosłam się z miejsca i podeszłam do niego, wyciągając rękę po swoją własność. Jednak Stephen miał inne plany. Zamiast jak dobry przyjaciel — oddać urządzenie, to prawdopodobnie nawet nie przyszła mu do głowy taka myśl.

Otworzył portal i wrzucił do środka telefon, po czym zamknął przejście. Wszystko wydarzyło się na tyle szybko, że nie zdążyłam rzucić się za jedynym łącznikiem pomiędzy mną, a Wakandą. Nie chcąc się z nim kłócić, zacisnęłam tylko zęby i z powrotem usiadłam na krawędzi łóżka.

Zignorowałam prowokacyjnie uniesioną brew, odwracając głowę. Po chwili usłyszałam westchnienie. Stephen ociężałym krokiem podszedł do łóżka i usiadł obok mnie na materacu.

— O co chodzi? — usłyszałam, jednak mężczyzna nie czekał na moją odpowiedź. — Jesteś podminowana, a to nie lada wyzwanie, by doprowadzić cię do takiego stanu.

Przekręciłam się w jego stronę, by mieć lepszy wzgląd na jego twarz.

— Chodzi o Barnes'a — przyznałam cicho, spuszczając wzrok na zaciśnięte pięści.

Nie bałam się tego przed nim przyznać, ponieważ opowiedziałam Strange'owi wszystkie "przygody", jakie spotkały mnie do tej pory. Był jedną z nielicznych — a właściwie jedyną osobą — której ufałam na tyle, by opowiedzieć o swojej niezbyt kolorowej przeszłości.

— Czy przypadkiem nie powinien grzecznie siedzieć w bezpiecznej kryjówce? — spytał, kładąc się na materacu.

— Akurat tak się złożyło, że przypadkiem prawdopodobnie go tam nie ma — mruknęłam, ogarniając zbłąkane kosmyki za uszy. — I tak się składa, że wypieprzyłeś gdzieś jedyne źródło, którym mogłam się skontaktować z pewną osobą — dodałam, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek.

𝐃𝐄𝐀𝐃𝐋𝐘 𝐅𝐀𝐋𝐋Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz