— Jak się czujesz? — spytałam, uśmiechając się lekko na widok zaspanej twarzy Barnes'a. Mężczyzna zamrugał parę razy, przetarł twarz dłońmi, po czym skierował swoje stalowoszare tęczówki na moją osobę.
— Zajebiście — wychrypiał. — Lepiej nigdy nie było — wymruczał, poprawiając się na stosie poduszek.
— Za dużo ironii, Bucky. Ej, nie forsuj się tak — przytrzymałam go, kiedy próbował usiąść. — Po tym, co odwaliłeś w nocy, wolałabym żebyś dzisiaj został w łóżku.
— Co zrobiłem?
Przygryzłam wargę, spoglądając na jego bladą z wyczerpania twarz. Oj tak, to była naprawdę ciężka noc. Z dwojga złego lepiej, że nie pamiętał co się stało, gdyż to uraziłoby jego męską dumę.
— Elizabeth — zmrużył oczy, kładąc dużą dłoń na mojej dłoni.
— Jak bardzo chcesz to wiedzieć? — spytałam, chytrze się uśmiechając. Nachyliłam się w jego stronę, unosząc brew do góry.
— Tak bardzo — musnął ciepłymi wargami moje usta, jednak szybko się odsunął, na co jęknęłam przeciągle, piorunując go wzrokiem. Tak się nie robi.
— No dobra — oparłam się plecami o krzesło. — Jak by ci to przekazać. Musiałeś bardzo szybko pozbyć się narkozy ze swojego ciała.
James zmarszczył brwi, przyglądając mi się uważnie. Oczami wyobraźni widziałam jak trybiki w jego głowie pracują na pełnych obrotach, analizując moje wcześniejsze słowa.
— No nie — jęknął, zakrywając twarz. — Żartujesz sobie ze mnie — wyprostował się gwałtownie, rzucając mi przeciągłe spojrzenie.
— Miałabym ciebie okłamać? — pokręciłam przecząco głową. — Teraz to mogę powiedzieć, że nic nie może mnie zaskoczyć.
Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco. No bez przesady. Zwymiotowanie po operacji nie jest niczym złym.
— Przepraszam, że musiałaś przy tym być — odezwał się słabo, nie patrząc w moją stronę.
— Nic się nie stało. Widywałam gorsze rzeczy, naprawdę.
Miałam nadzieję, że choć trochę poprawię mu humor, jednak chyba nie szło mi za dobrze.
Po chwili na salę weszła Shuri, przeglądająca coś na trzymanym w dłoniach tablecie.
— Kiedy będę mógł stąd wyjść? — pytanie, które wyszło z ust bruneta zdziwiło mnie lekko, gdyż zabieg zakończył się zaledwie dziewięć godzin temu. Zdecydowanie za szybko chciał stąd uciec.
— Dzisiaj nie ma szans. Grzebałam ci w mózgu, więc może wyjdziesz jutro, kiedy zobaczę, że dasz radę chodzić.
Brunet na jej słowa uniósł brwi w geście zdziwienia. Już sięgał za kołdrę, by zademonstrować nam, że nie ma potrzby, aby zajmował łóżko. Nie mogłam mu na to pozwolić, jednak wiedziałam, że jak się czegoś uprze, to będzie do tego dążył.
Usiadł, próbując zamaskować grymas bólu, który pojawił mu się na twarzy. Spuścił nogi na ziemię, a ja posłusznie odsunęłam się na bok, by w razie czego nie pozwolić mu upaść. Barnes wstał z materaca, trzymając się barierki przy łóżku.
Oczywiście duma wypisana na jego twarzy nie trwała długo, gdyż po chwili zwaliłby się na podłogę gdyby nie to, że dzięki mojemu refleksowi przytrzymałam jego cielsko.
— Ja pier...dziele. James, jeśli jeszcze raz zrobisz coś takiego, to przysięgam, że przywiążę cię do tego łóżka — wycedziłam, pomagając mu usiąść ponownie ponownie na łóżku.
— Moja głowa — jeknął, kładąc się na materacu.
— Nie ruszaj się, bo będziesz musiał tu dłużej zostać — usłyszałam surowy głos Shuri, dochodzący z rogu pomieszczenia. Byłam tak zajęta James'em, że nie zauważyłam momentu w którym podeszła do drzwi.
Brunet w odpowiedzi wymamrotał coś pod nosem. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Lepiej, żeby nie nadużywał gościnności naszych gospodarzy.
— Dziękujemy ci, Shuri — posłałam nastolatce promienny uśmiech, po czym poczekałam aż wyjdzie z pokoju. Kiedy już była za drzwiami, skierowałam swoje złote tęczówki na mężczyznę z kwaśną miną.
— Dla mnie nie jesteś taka miła — burknął, zaplatając ręce na klatce piersiowej.
Wyglądał tak komicznie, że nie mogłam się nie zaśmiać. Wyszczerzyłam się do niego w odpowiedzi i cmoknęłam w usta.
— Dobra, mój Złośniku, pójdę po jakieś jedzenie. Dobrze? — podniosłam się z krzesła i spojrzałam na niego. — Tylko tym razem nie uciekaj, okej?
— Oczywiście — mruknął, jednak widziałam, jak jego wargi wyginają się w półuśmiechu.
✽✽✽
— Nigdy nie sądziłam, że to wygląda aż tak źle — mruknęłam, popijając pyszną kawę, zerkając na T'Challę.
— Ja też — pokiwał twierdząco głową.
— W zasadzie zaraz po uwolnieniu drużyny wszyscy rozeszli się w swoje strony. Nie mogliśmy pokazywać się na ulicy, ponieważ byliśmy poszukiwani, jednak raczej wszyscy dali sobie radę — oczami wyobraźni widziałam moment pożegnania z całą drużyną.
Nie znałam większości osób, jednak mogłam wywnioskować, że wszyscy są oddani Kapitanowi Ameryce i jeśli jeszcze kiedyś będą potrzebni, to na pewno przyjadą, jeśli o to poprosi. A miałam wrażenie, że tak się jeszcze nieraz stanie.
— Kiedy chcesz wyjechać? — usłyszałam spokojny głos czarnoskórego. Nie do końca wybudzona z letargu, zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego z niezrozumieniem. — Szukać Blue.
Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
— Skąd o tym wiesz? — spytałam chłodno, spinając mięśnie na całym ciele.
— Myślisz, że nie wiem o twoich nocnych przechadzkach, żeby poszukać informacji o chłopaku? — uśmiechnął się pobłażliwie w moją stronę, ignorując zmianę w mojej postawie. — Elizabeth, nie ma w tym nic złego. Zastanawia mnie tylko jeden fakt, czemu nie chciałaś się o tym z kimś podzielić? — rozparł się na obrotowym krześle i odwrócił wzrok w stronę pięknych widoków za oknem.
— Ja chyba jeszcze nie umiem pracować w zespole...
— Czemu nie powiedziałaś Barnes'owi o tym zajściu?
— T'Challa — znużona oparłam głowę o zagłówek. — Nie powiedziałam mu, bo nie chcę nikogo narażać, a jeszcze doszła ta sprawa z James'em... Mam nadzieję, że to rozumiesz.
— Oczywiście, że rozumiem. — pokiwał twierdząco głową. — Mam jednak nadzieję, że porozmawiasz z James'em, gdyż nie uśmiecha mi się bieganie za nim po lesie.
— O to się nie martw — pociągnęłam łyk soku ze szklanki. — Porozmawiam z nim o tym. W odpowiednim czasie.
CZYTASZ
𝐃𝐄𝐀𝐃𝐋𝐘 𝐅𝐀𝐋𝐋
Fanfiction❝ᴛʏʟᴋᴏ ᴍᴀʀᴛᴡɪ ᴡɪᴅᴢɪᴇʟɪ ᴋᴏɴɪᴇᴄ ᴡᴏᴊɴʏ❞ ─ᵖˡᵃᵗᵒⁿ─ 𝐭𝐨𝐦 𝟐 𝐢𝐧𝐯𝐢𝐧𝐢𝐭𝐲 𝐰𝐚𝐫 𝐛𝐮𝐜𝐤𝐲 𝐛𝐚𝐫𝐧𝐞𝐬 𝐜𝐨𝐯𝐞𝐫♡➨ 𝐠𝐞𝐫𝐦𝐚𝐧𝐢𝐳𝐚𝐜𝐣𝐚
