● 15 ●

1.4K 108 3
                                    

Z powietrza wszystko wydaje się prostsze, jedynym zmartwieniem jest to, czy uda się dolecieć do celu w jednym kawałku. A na ziemi? Na ziemi otaczają cię ludzie, przy których trzeba uważać co się mówi, najlepiej również unikać kłopotów. Nie zawsze się to udaje, jednak trzeba starać się z całych sił, bo życie jest piękne. A nie dostrzeże się tego piękna, uciekając przed bandą płatnych zabójców, bo przez przypadek pomyliło się budynki.

— Czemu, do jasnej cholery nie sprawdziłeś adresu?! — wykrzyknęłam, piorunując wzrokiem pilota.

— Ile razy mam sprawdzać te adresy?! — Sipho, mężczyzna, który wcześniej transportował mnie do Wakandy, teraz zgłosił się, aby pomóc. — Kurcze, Liz, sprawdziłem trzy razy i wszystko się zgadzało.

Z rozdrażnieniem rozwinęłam zwitek papieru, wydrukowanego parę dni wcześniej.
Colpo Accurato, Via Eugenio Curiel.

Sceptycznie spojrzałam na nawigację, cicho literując skomplikowaną nazwę. Przetarłam dłonią twarz, spoglądając na Sipha.

— Wylądujmy gdzieś, musimy się przespać — mruknęłam, klepiąc go lekko po ramieniu.

— Dobry pomysł — odpowiedział, skręcając w lewo. Przytrzymałam się siedzenia, nie chcąc upaść. Zerknęłam na swojego towarzysza i uznałam, że był to dobry pomysł i oboje potrzebowaliśmy odpoczynku.

Pol godziny później wylądowaliśmy na otwartej przestrzeni, otoczonej lasem. Byłam wdzięczna za brak ludzi, gdyż nie uśmiechało mi się tłumaczenie, dlaczego nie wylądowaliśmy na lotnisku parę kilometrów dalej. Podeszłam do mężczyzny, grzebiącego przy kablach.

— Co robisz? — spytałam, podchodząc bliżej.

— Przegląd — odparł, sunąć palcem po konsoli, marszcząc przy tym brwi.

— Czy musisz go robić dzisiaj? — spytałam, opierając dłonie na biodrach. Kiedy mężczyzna pokręcił przecząco głową, zbliżyłam się do niego. — W takim razie — wyłączyłam silnik, nie zważając na jego protesty. — Zrobisz to, kiedy się wyśpisz.

Widząc, jak próbuje zaprotestować, posłałam mu groźne spojrzenie, co skutecznie odwiodło go od tego pomysłu. Bez słowa zaczęłam przygotowywać miejsce do spania. Dzięki temu, że został nam przydzielony ten sam helikopter, co ostatnio, wiedziałam gdzie znajdują się niektóre rzeczy.

Po chwili na ziemi leżały dwa pompowane materace, na których znajdowały się poduszki i koce. Stając za ścianką, przebrałam się w późniejsze rzeczy, po czym stanęłam obok mężczyzny, który postanowił rozpalić ognisko.

— Sipho — zwróciłam na siebie jego uwagę. — Przebierz się w coś wygodnego i połóż się spać.

— A ty? — zapytał, podnosząc się ze składanego krzesełka.

— Muszę wymyślić plan i poszukać na mapie odpowiedniego adresu — uśmiechnęłam się lekko w jego stronę, chcąc zapewnić go, że nie musi się o mnie martwić.

Zajęłam jego wcześniejsze miejsce, kładąc przed sobą pogniecioną kartkę papieru i sięgając po GPS-a. Wbiłam w niego współrzędne i czekając, aż urządzenie przetworzy dane, spojrzałam na coraz to ciemniejsze niebo. Jutro najpóźniej musiałam dostać się do klubu strzelniczego, o którym wspomniał kiedyś Blue. Swoją drogą, kto nadał mu imię wzięte z palety kolorów?

Parsknęłam śmiechem na swoją myśl, po czym kręcąc głową przeniosłam wzrok na ekran, na którym znajdowała się irytująca czerwona kropka z wyznaczonym wcześniej miejscem. Tylko czemu nie udało mi się tam wejść dzisiaj?
Zapewne było to spowodowane tym, że zostałam napadnięta przez grupę wynajętych do złapania mnie mężczyzn. Tylko dzięki moim nadnaturalnym zdolnościom udało się mi uciec.

𝐃𝐄𝐀𝐃𝐋𝐘 𝐅𝐀𝐋𝐋Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz