Ponad miesiąc. Ponad miesiąc minął od wypadku Caluma. Ashton był wytrwały, ale jego cierpliwości było coraz mniej. Wszystko nagle się waliło, a on nie mógł tego powstrzymać. Michael tydzień siedział u rodziny, nie było z nim kontaktu. Hemmings zapadł się pod ziemię, a on siedział całkiem sam w wielkim, pustym domu, zastanawiając się czy kiedykolwiek coś będzie dobrze. Czy będzie lepiej.
Wszedł na oddział, posyłając pielęgniarkom i lekarzom zmęczone uśmiechy, na końcu wchodząc powoli do otwartych drzwi sali, w której zawsze przebywał Calum. Tylko że tym razem była pusta. Nie było w niej chłopaka, jego rzeczy, jedzenia. Tylko pielęgniarka, zmieniająca pościele.
- Przepraszam? Leżał tu mój przyjaciel, gdzie jest? - zapytał, starając się ukryć nerwowość w swoim głosie. Ktoś go uprowadził? Dlaczego nikt go nie powiadomił o zmianie sali?
- Calum został przeniesiony na piętro wyżej, do sali z łazienką - powiedziała uprzejmie kobieta, posyłając Irwinowi tak samo zmęczony uśmiech. - Może wstać z łóżka samodzielnie więc postanowiliśmy dać mu trochę więcej przestrzeni.
- Dziękuję bardzo - odparł na to chłopak i z trochę bardziej szczerym i trochę szerszym uśmiechem wyszedł z pomieszczenia, udając się do nowej sali Caluma.
Chłopak siedział na krześle przy oknie, opierając sobie kule o uda i wpatrując się w widok z zadowoleniem.
- Niedługo będę mógł stąd wyjść - powiedział, najwyraźniej wyczuwając obecność Ashtona w pokoju. - Możemy porozmawiać? - spojrzał na niego, a starszego uderzyło to, jak dobrze chłopak wyglądał. Miał na sobie normalne ubrania, był ogolony miał uczesane włosy i wyglądał jakoś jaśniej. Jakby wręcz biła od niego radość.
- Pewnie, coś się stało? - powiedział Ashton, siadając na krześle obok i patrząc na paronamę miasta, która rozpościerała się za oknem. Trochę obawiał się tego, co ma mu do powiedzenia chłopak. Był pewien, że chciał rozmawiać o jego opuszczeniu szpitala, które w końcu było nieuniknione.
- Po pierwsze, czy możesz mnie przyjąć do siebie do domu, gdy będę już mógł stąd wyjść? - powiedział Calum, patrząc niepewnie na chłopaka, wyłamując swoje. Nie robił tego już bardzo długo, gdy był młodszy często w nerwach strzelał palcami.
- Oczywiście, to też twój dom - powiedział Ashton, uśmiechając się szczerze i potrząsając ramionami. Ani myślał wywalać Caluma z ich domu. Miał nadzieję, że znajome okolice coś mu przypomną. Spojrzał na bruneta, który uśmiechnął się z ulgą.
- Dziękuję - powiedział z uśmiechem. Jednak po chwili zbladł. - Przypomniałem sobie coś. A właściwie kogoś - mruknął, a oczy Ashtona się otworzyły. - Nie chciałem tego sprawdzać dam, wolałem poczekać na twoją odpowiedź - dodał i przymknął oczy. - Czy Roy, Mitchy i czekaj, Casey? Nia? Rena? Kim są ci ludzie? Pamiętałem tylko Roya - chłopak złapał się za głowę, a jego oczy zaszły łzami.
- Spokojnie, Cal - odezwał się Ashton, widząc że chłopak powoli odnajduje swoje wspomnienia. Wstał i podał mu szklankę z wodą, która stała na szafce nocnej i pogłaskał go po ramieniu. - To nasi przyjaciele. Nia, Rena, Casey grają w Hey Violet, możemy później posłuchać ich muzyki, w porządku? - powiedział delikatnie, przysuwając swoje krzesło bliżej chłopaka, widząc jak bardzo się denerwował.
- Okej - mruknął tylko na to. - Kiedy ich poznaliśmy? - zapytał, patrząc na chłopaka z nadzieją. Irwin się zamyślił.
- Krótko po wydaniu naszej pierwszej płyty, nie pamiętam dokładnie kiedy. Na pewno rok 2014 - powiedział, ciągle starając się zapewnić komfort chłopakowi. - Jeżeli chcesz, możemy ich zaprosić jak już wrócisz do domu. Pisali do mnie jakiś czas temu, chcąc wiedzieć jak się masz - dodał, mając nadzieję, że jakoś poprawi chłopakowi humor.
CZYTASZ
house of memories ↞ cashton
FanfictionIch miłość nie była idealna. Czasem się kłócili, byli zazdrośni, nie rozmawiali ze sobą po kilka dni. Czasem mieli humorki, czasem śmiali się razem do łez. Znali się już tyle lat, a ciągle potrafili się nawzajem zaskakiwać. Wystarczali sobie i nigdy...