Trójka przyjaciół siedziała w kuchni przy stole w prawie całkowitym milczeniu. Byli zmęczeni, zmartwieni, a ich kawa już dawno wystygła.
Gdy poprzedniego dnia wrócili do domu po nieudanym wywiadzie i spotkaniu z fanami, zastali Caluma w niedobrym stanie. Skarżył się na ból głowy, ciągle spał i praktycznie nie był w stanie wstać z łóżka. Całą noc siedzieli przy nim na zmianę, by nie zostawiać go samego, jednak mimo tego żaden z nich nie potrafił zasnąć. Martwili się, że po tak długim czasie mogły pojawić się jakieś komplikacje, chłopak znów zachoruje i wyląduje w szpitalu. Po cichu modlili się, by do tego nie doszło. Przecież Cal dość już wycierpiał, nie zasłużył na to co niechybnie go spotkało.Ashton martwił się chyba najbardziej. Calum tysiąc razy zdążył mu powtórzyć, że ma przestać i że wszystko ma pod kontrolą, jednak to nic nie dawało. Jego ręce się trząsły, a oczy wilgotniały gdy tylko chłopak pojawiał się w zasięgu jego wzroku. Nie chciał go stracić i każdy to rozumiał, jednak niemożliwym było poprawienie mu humoru.
Po godzinie chłopak się obudził i powiedział, że czuje się lepiej, jednak nikt zbytnio mu nie uwierzył. Zresztą, jedno spojrzenie na jego mizernie wyglądającą twarz wystarczało by podważyć jego zdanie. Starał się uśmiechać, a nawet coś zjeść, by udowodnić przyjaciołom, że ma się stanowczo lepiej, jednak na widok jedzenia żołądek podszedł mu do gardła i prawie przewrócił się z przytłoczenia. Położył się na kanapie i załączył telewizor, pilnując żeby przypadkiem nie zwymiotować na dywan pod stolikiem.
Dobrze wiedział skąd bierze się jego samopoczucie, ból głowy i wymioty. Jego pamięć powoli i nieznośnie do niego wracała, a jego organizm nie był w stanie przyjąć jej tak po prostu. Miał za dużo dobrych wspomnień, za dużo ludzi przewinęło się w jego świecie; jego życie było bardziej skomplikowane niż sobie wyobrażał i ogarnięcie tego za dużo go kosztowało.
W końcu jego przyjaciele się do niego dosiedli i w ciszy oglądali z nim jakiś film. Chciał powiedzieć im, że jego pamięć wraca, że nie powinni się martwić, ale słowa nie potrafiły przejść mu przez gardło. Nie pamiętał jeszcze wszystkiego i wiedział, że wiele rzeczy musi sobie przypomnieć, w tym Ashtona, którego najmniej było wśród jego wspomnień. Nie rozumiał, dlaczego właśnie tak jest, skoro to na szczegóły dotyczące ich związku czekał. To tylko jego chciał sobie przypomnieć. Bał się też, że część wspomnień (w tym Ashton) najzwyczajniej do niego nie wróci, albo to co teraz działo się z jego ciałem kompletnie go wykończy. Nie chciał umierać, za bardzo podobało mu się to co miał.
- Cal? Jesteś z nami? - zapytał Ashton, potrząsając ramieniem chłopaka, który w absolutnej ciszy wpatrywał się w ekran i nie odpowiadał na to co do niego mówili. Dopiero teraz wybudził się jak z transu i gwałtownie się poruszył, przez co jego policzki pokryły się czerwienią.
- Przepraszam - wychrypiał. Pokręcił głową. - Co mówiłeś?
Ashton westchnął.
- Powiedziałem, że lekarz będzie tu za godzinę.
- Nie ma potrzeby, wszystko w porządku - zaprzeczył ponownie, ale Ashton już nic nie powiedział, wręcz wyglądał na zdenerwowanego. Hood chciał go jakoś pocieszyć, ale nie wiedział co ma powiedzieć, więc po prostu przysunął się do niego i owinął ręce wokół jego talii, przytulając go dokładnie. - Nie martw się, proszę - szepnął, na co starszy nieco się rozluźnił.
Michael i Luke postanowili opuścić pomieszczenie, widząc że ich przyjaciele potrzebują trochę prywatności. Blondyn i tak zasypiał już na siedząco z głową na ramieniu starszego, więc trochę snu na pewno by im nie przeszkodziło.
- Nie chcę żebyś się złościł, Ash - westchnął Calum, a klatka piersiowa chłopaka stłumiła jego głos.
- To nie jest złość, po prostu się martwię - westchnął Irwin, otaczając ramieniem ciało i przyciskając usta do jego czoła.
- Nie musisz, przysięgam - odparł na to ten drugi i westchnął. - Opowiedz mi coś - dodał, niezgrabnie sięgnął po pilot i szybko wyłączył urządzenie, układając się po tym wygodnie na chłopaku. Czuł się trochę lepiej, gdy jego ciało go ogrzewało, a ręka komfortowo gładziła po plecach. Przymknął oczy i czekał, aż Ashton się odezwie, jednak cisza trwała za długo. - Coś się stało?
Ashton wzruszył ramionami, nie wiedział co ma powiedzieć chłopakowi. Czuł, że jest bliski łez. Czuł się bezsilny, a właśnie tego uczucia nienawidził najbardziej.
- Nie wiem co mam ci opowiedzieć, Cal - mruknął i przymknął oczy. Nie chciał płakać przy chłopaku. Musiał być silny.
Calum mocniej do niego przylgnął i wtedy Ashtona olśniło.
- Pamiętasz te dwie fanki, które spotkaliśmy w parku? - zapytał, podnosząc się nieco na kanapie, przez co Hood musiał się od niego odsunąć. Zrobił to z niechęcią i pokiwał głową, odpowiadając twierdząco na pytanie chłopaka. Oczywiście, że wiedział, które dziewczyny ma na myśli; od dłuższego czasu były jedynymi fankami, z którymi miał styczność. - Dały mi wczoraj prezent i powiedziały, że mamy go otworzyć razem.
Wstał i szybko poszedł do holu, w którym wcześniejszego dnia zostawili wszystkie podarunki dla Caluma od fanów i zaniósł je wszystkie chłopakowi, którego oczy szeroko się otworzyły.
- Co to takiego?
- To prezenty od fanów, których spotkaliśmy wczoraj, są dla ciebie - powiedział Ash, uśmiechając się nieznacznie. Kochał ich fanów i był wdzięczny, że byli w stanie zrobić tak wiele by tylko czuli się lepiej. Poprzedniego dnia poprawili im humory i obdarzyli tak wielką energią, że nadal nie umiał zrozumieć skąd to się bierze i jakim cudem on został tym nagrodzony. Był szczęściarzem. - A tamte dwie fanki z parku, Katy i Vicky, dały mi ten album. Uśmiechnęły się tak wszystkowiedząco i mruknęły coś o cashtonie. Fani chyba faktycznie zauważyli, że coś między nami jest, nikt nie wyglądał na zaskoczonego.
Calum wziął do ręki niewielki album i otworzył go na pierwszej stronie. Jego oczom ukazały się ręcznie ozdabiane stronnice, zdjęcia poukładane chronologicznie, a tego mnóstwo słodkich podpisów. Na jego twarzy wykwitł wielki uśmiech gdy zaczął go kartkować, z uwagą przyglądając się całej jego zawartości.
Nie umiał uwierzyć, że ma tak cudownych fanów, którzy potrafili zrobić dla niego coś takiego.
- Miałeś takie włosy? Już wiem dlaczego nazywałem cię puchaczem - zaśmiał się, patrząc na jedno ze zdjęć Ashtona w albumie. Gdzieś w podświadomości widocznie musiał pamiętać, że tak na niego wolał, gdy jego fryzura przypominała grzywę Simby. - Ale to piękne - dodał, widząc jeden z editów, które zostały umieszczone w książce. Przedstawiał ich dłonie, ciasno ze sobą złączone. Efekt był naprawdę ładny.
- Świetny jest ten album - przytaknął Ash. - Mają gdzieś podane usery z Twittera albo Instagrama? Moglibyśmy im podziękować.
- Jak już się ujawnić, to wstawimy zdjęcie na insta, co ty na to? - zapytał Hood i uśmiechnął się szeroko, patrząc na starszego. Jego samopoczucie nieco się poprawiło i oczywiście było to z powodu Ashtona. Po prostu uwielbiał tego chłopaka.
Ashton tylko się zaśmiał, bo naprawdę wątpił, że uda im się pokazać światu, nawet gdyby Calum odzyskał pamięć, ale mimo tego pocałował go w czoło. Przez pewien czas oglądali w ciszy album, a później rozmawiali przez telefon z Mali, która przedstawiła im swojego chłopaka i pochwaliła się, że w końcu zaczęła studia. Widocznie postawiła na edukację i porzuciła muzykę, co w jej przypadku było dobre. Ciągle jednak pozostała artystką, bo poszła na studia związane z modą.
Przynajmniej u niej wszystko było dobrze, więc nie chcieli jej martwić, że następnej nocy Calum znów wymiotował jak kot. Może to tylko przejściowe?
❀
hejka
co tam u was? jak życie?
tak, nieco zmieniamy grafik. kolejny rozdział będzie we wtorek, a potem możecie spodziewać się epilogu...
co sądzicie o tym beznadziejnym rozdziale? mam wrażenie że w ogóle nie wyszedł tak jak powinien, przepraszam:(
staram się nie krytykować tutaj, bo to odstrasza ludzi, ale dzisiaj po prostu ugh
anyway, miłego dnia x
ALE PIOSENKA W MEDIACH TO CUDO
CZYTASZ
house of memories ↞ cashton
FanfictionIch miłość nie była idealna. Czasem się kłócili, byli zazdrośni, nie rozmawiali ze sobą po kilka dni. Czasem mieli humorki, czasem śmiali się razem do łez. Znali się już tyle lat, a ciągle potrafili się nawzajem zaskakiwać. Wystarczali sobie i nigdy...