·• 16 •·

448 47 47
                                    

- Ashton, proszę odbierz, proszę - mruknęła dziewczyna, siedząc w taksówce na lotnisko. Wróciła do Australii specjalnie by spędzić trochę czasu z bratem, ale szybko musiała wracać, bo nie dostała urlopu w pracy. Od jej przygody z narkotykami, kiedy straciła kontrakt, zaczęła pracować w korporacji, jako sekretarka i wiedziała, że bez jej wykształcenia nie może sobie pozwolić na utracenie tej posady. To była jej ostatnia deska ratunku, na ten moment. - Pieprzony-

- Halo? Co się stało Mali? - powiedział nerwowy głos Irwina w słuchawce. W tle można było usłyszeć szmery ludzi, co znaczyło że nie ma go w domu. Wyszedł do klubu? Zdradzi Caluma? W myślach starsza Hood obmyślała już plan zabójstwa. - Poczekaj chwilę, wyjdę na zewnątrz.

Mali od zawsze lubiła Ashtona. Dobrze traktował jej brata, był zabawny, pomocy i miły. Przeprowadziła z nim szereg rozmów, na temat jego związku z Calumem i za każdym razem jego odpowiedzi bardzo ją satysfakcjonowały. Pomógł brunetowi pozbierać się po śmierci mamy, pomógł także jej gdy zaczęła robić głupoty, ale ciągle nie miała do niego stu procent zaufania. Być może chciała po prostu jak najlepiej troszczyć się o swojego młodszego braciszka lub to po prostu wynikało z jej charakteru. Z zasady nie umiała otworzyć się na ludzi tak po prostu. Jednak gdy usłyszała ponownie jego głos, jej ściana pękła.

- Jestem na bankiecie charytatywnym, niedługo powinienem móc wyjść, coś nie tak z Calem? - serce dziewczyny nagle wybuchło, a łzy wypełniły się łzami. W jednym momencie poczuła tak dużo emocji na raz, że nie umiała się odezwać. Jak mogła chociaż przez sekundę zwątpić w tego głupiego Irwina? Przecież on mógłby dać się zabić, jeżeli to tylko mogłoby ocalić jej brata. Zaczęła mu zazdrościć, że może mieć przy sobie kogoś tak wyjątkowego, kto kocha go z tak niewyobrażalną mocą. Nie rozumiała, skąd bierze się taka miłość i dlaczego nie każdy może taką mieć. Miała ochotę płakać. - Mali?

Dziewczyna odchrząknęła. - Z Calem wszystko w porządku, jadę już na lotnisko - jej głos trochę się trząsł. Tak samo dłonie. - Miałeś rację, dogadaliśmy się. Nawet nie płakaliśmy za mamą, chociaż trochę powspominaliśmy dawne czasy - powiedziała z czułością głosie i poczuła mokre łzy na policzkach. Wiedziała, że musi się streszczać bo niedługo Ashton będzie mógł usłyszeć w jej głosie, że płacze. - Czy- Czy mógłbyś do niego pojechać? Albo chociaż do niego zadzwonić? Wiem, że zrobił głupio, ale teraz się zadręcza. Wiem, że mu to wybaczysz, Ash - powiedziała zdrobniale, wiedząc że chłopak po drugiej stronie już wyczuł jej smutek.

Nie miał jednak czasu by pytać o powód, doskonale wiedział, że dziewczyny czasem się rozklejają. Wołali go na salę, by mógł potrzymać podziękowanie i zrobić sobie kilka zdjęć z ważnymi ludźmi. - Pojadę do niego gdy będą mógł się stąd wydostać. A ty zadzwoń do mnie zaraz gdy wylądujesz, w porządku? - zapytał, a dziewczyna potwierdziła, rozłączając się po pożegnaniu. Wiedział, że nie zadzwoni i że to on będzie musiał to zrobić. Ale Mali była dla niego ważna, była siostrą jego miłości.

Czas dłużył mu się niemiłosiernie. Nie sądził, że jego pieniądze są ważne dla tak wielu ludzi, ale cieszyło go to, że jego pomoc była doceniona. Lubił pomagać innym, czuł się jak dobry człowiek. Ale cieszyłoby go to bardziej, gdyby nie wiedział, że jego ulubiony brunet siedzi całkiem sam w szpitalu i zamartwia się z powodu głupiego pocałunku.

W końcu udało mu się wydostać. Wskoczył do samochodu i popędził do szpitala, zostawiając swoją marynarkę na siedzeniu. Chwilę później już ściągał swoje wizytowe buty i kładł się na łóżku obok Caluma. Chłopak spał, zwinięty w kulkę. Na jego policzkach widać było jeszcze ślady łez, a włosy były roztrzepane. Ashton położył się na boku opierając głowę na ręce i bawiąc się włosami Hooda. Sunął wzrokiem po jego twarzy; po jego ciemnych brwiach, długich rzęsach i nosku, który unosił się miarowo gdy oddychał. Zawiesił na chwilę wzrok na jego ustach, które dzień wcześniej mógł (w końcu) poczuć na swoich. A później zerknął na pieprzyk na prawym policzku i loczki, które zaczęły kręcić się obok jego ucha. Wrócił wzrokiem do policzków, które przybrały się różem.

- Wychodzę na zboka, dzięki - mruknął i uśmiechnął się gdy zobaczył brązowe oczy wpatrujące się w te jego. Odgarnął mu włosy z czoła i cmoknął go w czoło. - Jak było z Mali? - zapytał cicho, przewracając się na plecy i przygarniając go na swoją klatkę piersiową. Calum z ulgą uczepił się do jak mała koala i wypuścił drżący oddech.

- Myślałem, że mnie zostawisz - wyszeptał, bojąc się że jego głos zdradzi wszystkie jego emocje. A było ich naprawdę wiele, za niektóre z nich nawet się wstydził. - Przepraszam za wczoraj, ja- ja po prostu strasznie chciałem to zrobić.

Ashton spojrzał na niego, z małym szokiem wypisanym na twarzy. - Lecisz na mnie, co? Nikt mi się nie oprze, zapytaj mojego chłopaka - zaśmiał się, a Calum walnął go lekko w rękę. Posłał mu poważne spojrzenie, a on wywrócił oczami. Poważny moment, bez żartów. Da się zrobić. - Przecież nigdy bym cię nie zostawił Cal. Całowaliśmy się już miliard razy, nie róbmy z tego wielkiego halo - powiedział i założył rękę za głowę.

- Ej halo, to jakby mój drugi pierwszy pocałunek z tobą, całkiem tego nie ignoruj - obruszył się brunet, uśmiechając się wesoło z ulgą na obliczu. - Mali opowiedziała mi jak Luke zrobił za nas coming out. Czy u nas cokolwiek było normalne? - zaśmiał się i oparł głowę na dłoniach, łokcie opierając na materacu. Wpatrywał się w Ashtona, który udawał, że się nad tym zastanawia, po czym roześmiał się i pokręcił głową.

- Pamiętasz jak opowiadałem ci o naszym pierwszym pocałunku i o tym jak zaprosiłem cię na studniówkę? - Calum pokiwał głową. Myślał o tym cały czas, jak mógłby zapomnieć. - Poszliśmy na nią, wypiliśmy poncz i wróciliśmy do domu - mruknął Irwin, śmiejąc się pod nosem.

- Czemu? - zapytał młodszy, będąc pewnym, że kryje się za tym jakaś przykra historia, jak ta z ucieczką z kina.

- Po prostu, jakoś tam nie pasowaliśmy. Nikt nie miał nic przeciwko naszej parze w szkole, o tym nie myśl. Wróciliśmy do mnie, zamówiliśmy chińszczyznę i bawiliśmy się w zakochanego kundla makaronem. Potem obejrzeliśmy Potwory i spółka, trochę się całowaliśmy, ale dużo rozmawialiśmy. Mama kiedyś mówiła mi, że każdy człowiek w życiu przeżywa tą noc. Gdy siedzi się do samego rana z kimś na kim nam zależy i rozmawia się o wszystkim. O głupotach, o ważnych rzeczach, po prostu o wszystkim. Myślę, że to była właśnie nasza noc, Cal - dodał na koniec, wspominając jak musiał prać dywan, gdy jedno jedzenie z ich zamówienia na nim wylądowało, albo gdy nie potrafili znaleźć ulubionej bajki w ich języku i oglądali ją po hiszpańsku. Często urządzali sobie takie nocki, lubili ze sobą rozmawiać. Zgadzali się w wielu sprawach, lubili marzyć na głos, nawet jeśli powodowało to ich niewyspanie następnego dnia rano. Później cały dzień posyłali sobie te małe, pełne nadziei uśmiechy.

- Wrócimy do tego, Ash. Obiecuję - mruknął Cal. Wpatrywali się w siebie przez pewien czas, pogrążeni w swoich myślach. - Co z chłopakami?

- Nie wiem co z Hemmingsem, ale Michael ma wrócić dwa dni przed twoim wyjściem w przyszłym tygodniu - powiedział Ashton, wtulając się w poduszkę. Wtedy przypomniało mu się co miał przekazać chłopakowi. - Zapomniałem na śmierć! Będziesz miał gościa! Roy przyjechał!


całkiem lubię ten rozdział, chociaż nie jest jakoś specjalnie długi gaha

będę chora, czuje się kupczato strasznie ugh

co tam u was? jak leci życie? plany na sobotę?

co sądzicie o Ashtonie? dobrze że przeszła mu złość na Caluma? a mali? lubicie ją?

do zobaczenia w poniedziałek x

house of memories ↞ cashtonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz