- Jak to wróciłeś do Minnie? - zapytał zdziwiony Ashton, opierając się o stół w kuchni i patrząc prosto na Hemmingsa, który unikał jego wzroku. Michael też się w niego wpatrywał, jednak on nie był w szoku. Raczej był zawiedziony.
- No... teoretycznie to my nie zerwaliśmy - chłopak podrapał się po karku i wzruszył ramionami. - Porozmawialiśmy o tym wszystkim na spokojnie i już jest dobrze - dodał, a w pomieszczeniu nastała cisza.
Czy to co ostatnio powiedział Ashtonowi nie miało znaczenia? Przecież przyznał się, że woli Michaela. Dlaczego znowu wrócił do dziewczyny?
- Jest w ciąży? - zapytał cicho Michael.
Dzisiaj dziewczyny przyszły do domu Ashtona, chcąc na spokojnie wyjaśnić to, co ostatnio zaszło między nimi, a ich chłopakami. Zamknęli się w osobnych pomieszczeniach zostawiając osłupiałego gospodarza w kuchni. Przez godzinę było cicho, a on tylko wymieniał wiadomości z Calumem, opowiadając o wydarzeniach i robiąc obiad dla ich piątki (bo mimo wszystko chciał być miły, przecież znali się tyle czasu). Po upływie tej godziny Crystal i Minnie opuściły jego dom, uprzednio się z nim żegnając, a jego przyjaciele usiedli przy stole, patrząc na niego wyczekująco. A on, jako dobry przyjaciel, zapytał jak mają się ich 'sprawy'. Michael porozmawiał szczerze z Crystal i wyjaśnił jej wszystko (nie powiedział, że faktycznie może czuć coś do swojego blondwłosego przyjaciela, ale tego dziewczyna nie musiała wiedzieć) i oficjalnie rozstali się w pokoju. Za to sytuacja blondyna była całkiem inna i Ashton kompletnie nie rozumiał jego decyzji.
- Co? Nie! Dlaczego o to pytasz? - zapytał Luke, patrząc nieprzyjemnie na Michaela, przez co chłopak skulił się w sobie. A Ashton wszystko pojął w sekundę. Luke będzie teraz odrzucał starszego, by pozbyć się swoich uczuć. Być może ze strachu przed byciem gejem, może z braku świadomości, że jego uczucia są odwzajemnione. Albo najzwyczajniej w świecie kłamał gdy mówił o Michaelu. Albo Minnie go zmusiła. Ashton musiał dowiedzieć się, czym kierował się Luke przy przyjęciu dziewczyny spowrotem.
- Po prostu myślałem, że już do niej nie wrócisz - powiedział cicho Michael, starając się przybrać lekceważący ton. Wziął swój talerz z jedzeniem, który przed chwilą położył przed nim Ashton i wstał, chcąc udać się do swojego tymczasowego pokoju. - Ash, mogę pojechać z tobą do Caluma? - zapytał jeszcze, a starszy pokiwał głową dodając ciche 'jasne' i po chwili zostając sam na sam z blondynem.
- Luke? Co to ma być? Ostatnio - zaczął Ashton, ale Luke przerwał mu ostro i wziął swój talerz.
- To nie ma znaczenia - obrzucił go spojrzeniem pełnym pogardy i dodał. - Jedź już lepiej do tego swojego geja.
- Luke, jeżeli zamierzasz się tak zachowywać, to droga wolna, ale nie w moim domu - powiedział dobitnie starszy, opierając się o blat. Wrócili do punktu wyjścia, świetnie.
Ashton nigdy nie mówił nikomu o kulisach swojego związku. Od początku wiedział, że jego przyjaciele domyślają się, że jego i Caluma coś łączy, ale nigdy tego nie skomentowali. Gdy już się zeszli i powiadomili ich o swoim związku nie skakali z radości. Tak samo jak Minnie i Crystal. Gdy wchodził temat gejowskiego związku ich przyjaciół, rozmowa się urywała i robiło się niezręcznie, przez co chłopcy zrezygnowali z okazywania sobie uczuć w ich towarzystwie. Tylko z czego to wynikało?
Ashton usłyszał trzask drzwi wejściowych i podniósł głowę, widząc zdezorientowanego Michala w progu kuchni.
- Gdzie poszedł Luke? - zapytał cicho. Patrząc z małym strachem na twarzy. To nie tak miało być, dlaczego wszystko się pieprzyło.
- Mike, czy wam przeszkadzało, że jesteśmy z Calumem razem? Macie coś przeciwko byciu homo? - Ashton w odpowiedzi zadał pytanie, które już od lat chodziło mu po głowie. Tak dobrze udawali, mogąc jednego dnia zachowywać się jak para, a drugiego nie akceptować jego związku?
CZYTASZ
house of memories ↞ cashton
FanfictionIch miłość nie była idealna. Czasem się kłócili, byli zazdrośni, nie rozmawiali ze sobą po kilka dni. Czasem mieli humorki, czasem śmiali się razem do łez. Znali się już tyle lat, a ciągle potrafili się nawzajem zaskakiwać. Wystarczali sobie i nigdy...