Na dźwięk gardłowego krzyku Jungkook dosłownie podskoczył, a Lisa sama zaczęła krzyczeć. Nie wiedzieli, co się dzieje, gdy wyskoczył przed nimi rozemocjonowany Jimin.
- Aaaaaaa! - wrzasnął znowu.
- O co ci chodzi!? - odkrzyknął Jimin.
- Aaaaaaaaaaa!
- Aaaaaaa!
- Przestańcie! - Lisa próbowała być poważna, ale nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
- Trzymacie się za ręce!
Istotnie, Jungkook trzymał Lisę za rękę. Dla nich to nie było nic nadzwyczajnego, ale Jimin wyglądał, jakby zaraz miał zemdleć.
- No tak. - Lisa wzruszyła ramionami.
- W końcu jesteśmy razem.
- A JA NIC O TYM NIE WIEM???
- Przestań się drzeć, dziwaku!
- A ja myślałem, że się przyjaźnimy - Jimin spojrzał na Jungkooka z wyrzutem.
- Właśnie, co do tego... - Jungkook na chwilę spuścił wzrok, ale zebrał się na odwagę i spojrzał Jiminowi w oczy. - Przepraszam, że byłem taką pizdą.
- Lisę przepraszaj, nie mnie.
- Już to zrobił - dziewczyna uśmiechnęła się miękko i oparła głowę o ramię Jungkooka.
- Zaraz się rozpłaczę - ostrzegł Jimin. - No i nie ma sprawy, skoro wszystko się dobrze...
- A ty? - Jungkook zmrużył oczy.
- Co ja?
- Co tak promieniejesz? - Lisa uniosła brew.
Jimin nie był w stanie tego zobaczyć, ale jego twarz wydawała się emanować łagodną poświatą, a kąciki ust nie chciały opaść. Coś błysnęło mu w oczach, kiedy Lisa zadała pytanie.
- Zawsze tak wyglądam - odparł nonszalancko.
- Jaaasne.
- Wyspałem się bardziej niż zwykle? - spróbował.
- Mhm - Lisa posłała Jungkookowi porozumiewawcze spojrzenie. - Komuś się poszczęściło.
- Co?
Wpatrywał się bez słowa w niecnie uśmiechnięta Lisę, dopóki nie pojął sensu jej słów i nie spłonął rumieńcem.
- Chwila, co? - Jungkook zmarszczył brwi i czekał na wyjaśnienia, ale Lisa ze śmiechu nie mogła wydusić ani słowa, a Jimin tylko otwierał i zamykał usta jak ryba wyjęta z wody.
- N-nic takiego - wymamrotał, po czym odwrócił się na pięcie i podbiegł na swoje lekcje.
- Co się stało?
- Nic takiego, słyszałeś przecież.
***
- A ty co taki szczęśliwy? - spytał Jin, ledwo Jimin usiadł obok niego. Chłopak jęknął przeciągle, po czym ukrył twarz w dłoniach. - Okej, sory, że spytałem.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, ale gdy Jimin spojrzał na niego przez palce, Jin znowu się odezwał:
- Ale powiesz mi, nie?
Jimin znowu wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i tym razem naciągnął sobie kaptur na głowę.
- Ktoś zepsuł Jimina - powiedział Jin do nikogo konkretnego.
- Czy on musi się tak drzeć? - wymamrotał Yoongi z drugiego końca korytarza.
Hoseok posłał mu spłoszone spojrzenie. Yoongi miał bezlitosnego kaca, który objawiał się głównie bezwzględnością wobec wszystkich wokół.
- A niech się drze - odparł obojętnie. Jimin wydawał się szczęśliwy i jeśli okazywał to poprzez darcie pyska, Hoseok nie miał nic przeciwko temu.
- Gadasz z nim w ogóle jeszcze?
Yoongi nawet na niego nie patrzył, w skupieniu masując obolałe skronie, ale Hoseok poczuł się przejrzany na wylot.
- Taaa, czasem.
O ile wymiana krótkich "cześć" i "co u ciebie?" kwalifikuje się jako rozmowa.
- Dawno o nim nie słyszałem.
- Co?
- Kiedyś bez przerwy o nim nawijałeś. Jakby był jakimś pieprzonym Jezusem.
- Wcale nie.
Yoongi spojrzał na niego spode łba i wykrzywił usta w cierpkim uśmiechu. Hoseok o tym nie wiedział, ale w tym wyrazie twarzy było więcej troski, niż Yoongi zdawał sobie sprawę.
- Pokłóciliście się? - spytał nagle. Hoseok uniósł brwi.
- A co cię to obchodzi?
Yoongi prychnął pod nosem, po czym podniósł się z ławki i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, jednego od razu wsuwając do ust.
- Nic mnie to nie obchodzi - odparł dobitnie.
- Gdzie idziesz? - Hobi natychmiast się przygarbił pod poczuciem winy.
- A co, ślepy jesteś?
Hoseok zacisnął zęby i wcisnął ręce do kieszeni. Yoongi się nie obejrzał. Nie spytał, czy Hoseok za nim pójdzie. Wiedział, że to zrobi.
***
Jimin przez cały dzień oglądał się przez ramię. Panicznie bał się zachowania Taehyunga w szkole i chciał mieć już za sobą pierwsze niezręczne spotkanie. Ale nie spotkał go na pierwszej, ani na ostatniej przerwie. Nie znalazł go na korytarzu, w bibliotece, w toalecie ani za szkołą. Niepotrzebnie odczekał pełne pół godziny po zakończeniu zajęć i śledził wzrokiem każdego ucznia wychodzącego z sali artystycznej, chociaż sam skończył lekcje godzinę wcześniej.
Zlitował się nad nim dopiero pan Tuan, który opuścił klasę jako ostatni i przekręcając klucz w zamku, posłał mu zmartwione spojrzenie.
- Jimin, prawda?
Jimin poderwał głowę. Jeśli wcześniej promieniał, teraz jego twarz niewiele różniła się od zachmurzonego nieba.
- Taehyunga nie ma - powiedział nauczyciel, chociaż Jimin nie zareagował.
- Och.
Patrzyli na siebie z wyczekiwaniem i niezręcznym poczuciem, że powinny paść jeszcze jakieś słowa.
- Czekasz na coś konkretnego? - spróbował jeszcze raz nauczyciel.
- Nie, ja... - Jimin zaczął zbierać swoje rzeczy i niezgrabnie podniósł się z ławki. Spojrzał na pana Tuana, jakby zamierzał jeszcze coś powiedzieć, ale ostatecznie zrezygnował. - Już nieważne. Dziękuję.
Zanotował w pamięci, żeby spytać Taehyunga, skąd nauczyciel zna jego imię.
Nie miał pojęcia, że nie spotka go również następnego dnia.
Ani następnego.
Ani kolejnego.
A kiedy wreszcie się zobaczą, żaden z nich nie będzie miał głowy do żartów.
•••
friendly advice: przygotujcie się na kolejne dwa rozdziały:)
CZYTASZ
100 dni • vmin au
FanficJimin ma sto dni, by zrozumieć, czym jest szczęście. Taehyung może być najlepszą, albo najgorszą osobą, żeby mu w tym pomóc. 02|08|18: #1 w btsv