Dyrektor McGonagall zabrała im różdżki i wpuściła do obszernej Sali, w której były tylko regały z kartonami, stół i dwa krzesła. Kobieta odpaliła świece na starym żyrandolu i zostawiła ich samych. Rose bez słowa wzięła pierwszy z brzegu karton i zabrała się do pracy, a Scorpius postąpił tak samo. Przez długi czas udało się im pracować w milczeniu, nawet na siebie nie spoglądając, ale w powietrzu wisiało pytanie, które w końcu zostało zadane.
- Dlaczego mi pomogłaś?- Rose posłała Scorpiusowi groźne spojrzenie pod tytułem: „nie przeszkadzaj mi", ale chłopak był nieugięty. Rudowłosa westchnęła.
- To ja pierwsza zaatakowałam- przyznała.- Poza tym chwyt za tytuł prefekta jest denerwujący. Dla mojej mamy to nadal coś wspaniałego, bo oni oboje byli nimi i teraz ja nim jestem. Mnie to jakoś zbytnio nie obchodzi, ale wiem, że dla ciebie to sporo znaczy. Wykorzystywanie twoich planów na przyszłość było ciosem poniżej pasa.
- Dziękuję- Rose jedynie wzruszyła obojętnie ramionami i wróciła do układania dokumentów. Scorpius poszedł po następny karton, co i ona uczyniła po chwili.
- Nimfadora Tonks, zapomniałam, że to jej rocznik- szybko przejrzała zawartość teczki. Bohaterka wojenna nie była wzorową uczennicą, chociaż miała naprawdę dobre oceny.- Drugie imię mam na jej cześć, nie tylko ciebie rodzice postanowili unieszczęśliwić.
- Ja znalazłem rocznik huncwotów. Ale ich teczki są grube, same przewinienia, ciągłe szlabany. Widzę, że przebojem zdobywali szkołę.
- Wujek mi kiedyś o nich opowiadał, w naszej rodzinie są ważnym elementem przeszłości. Zawsze im współczułam, przynajmniej ¾- nie uniosła wzroku z nad dokumentów.- W ich życiu było tyle cierpienia, smutku, bólu i tylko przyjaźń ich ratowała przed zgubą. Wszyscy, którzy żyli w trakcie pierwszej i drugiej wojny, nie mieli łatwego życia.
Scorpius przestał pracować i się jej dokładnie przyjrzał. To był pierwszy raz w ich historii, gdy rozmawiali ze sobą w normalny sposób. Dziewczyna zdradziła mu swoje przemyślenia na inny temat niż ten jak bardzo go nienawidzi. Nie wiedział jak to się stało, ale podejrzewał, że potrzebowała porozmawiać, odpocząć po całym dniu nauki, a nie mając zbyt wielu możliwości, wybrała go.
- Rose?- dziewczyna spojrzała na niego, zastanawiając się, czego tym razem od niej chce.- Mam dość wrogów w tej szkole i osób, które boją się mnie jakbym pracował dla Voldemorta. Może zawarlibyśmy pokój i przestali w siebie ciskać klątwami za każdym razem, gdy staniemy sobie na drodze? Dla Albusa musi być trudne balansowanie między nami- dziewczyna przyjrzała się mu uważnie. Czując na sobie spojrzenie jej ciemnych oczu, poczuł dość nieodpowiednie w tej chwili rozbawienie.- To co, pohamujesz chęć mordu?
- Mój ojciec by mnie wydziedziczył- chłopak wywrócił oczami, przeciągając jednocześnie dłonią po włosach. Nie układał ich tak jak Draco Malfoy, jego fryzura była raczej zbliżona do tej, która zdobiła głowę Harry'ego.
- Nadal możesz próbować być lepsza ode mnie na lekcjach- dziewczyna zmrużyła oczy.- Tylko mniej wrogo, tak jak z tą brunetką Phoebe. To, co Rosie?
- Nikt tak do mnie nie mówi- powiedziała wprost.- Zawsze byłam Rose.
- Ja wolę Rosie. Powiesz mi w końcu czy przystajesz na moją propozycję? Nie jestem moim ojcem, a tym bardziej dziadkiem i nie mam złych zamiarów. Lubię mugolską muzykę i filmy oraz uważam, że twoja matka miała rację z tymi skrzatami od początku, chociaż zabrała się za to od złej strony.
- Malfoy i mugole? Właśnie mnie zaintrygowałeś. Niech ci będzie, ogłaszam zawieszeni broni- chłopak się uśmiechnął. Nie sądził, że to będzie aż tak łatwe.- Robię to tylko ze względu na Albusa, nic sobie nie wyobrażaj.
- Spokojnie, nawet moja wyobraźnia ma ograniczenia- Rose przygryzła dolną wargę, chcąc się powstrzymać od naprawdę złośliwego komentarza. Zamknęła karton i poszła po następny.
Zamieniając od czasu do czasu kilka zdań na neutralne tematy, pracowali dalej nad ułożeniem dokumentów i kartonów na regałach. Rose nie sądziła, że przez sto lat przewinęło się aż tylu uczniów przez ich szkołę. Największe zainteresowanie wzbudził rocznik ich rodziców. Dziewczyna zajrzała do teczki swojej matki, w której było wiele pozytywnych komentarzy, a później otworzyła tą, na której widniało nazwisko jej ojca. Tam sprawa miała się nieco inaczej.
- Tego się spodziewałem- oznajmił Scorpius, przeglądając zawartość teczki Dracona Malfoya.- Prawie pusto. Żadnych osiągnięć, kilka szlabanów.
- I pomyśleć, że może kiedyś nasze dzieci znajdą akta oznaczone naszymi imionami- nagle otworzyła szerzej oczy, zdając sobie sprawę z tego jak zabrzmiało to, co powiedziała. Natychmiast zaczerwieniła się na twarzy.- Znaczy się moje i twoje... nie nasze wspólne! Ty się ożenisz z jakąś wymalowaną, pustą lalunią, a ja wyjdę za gburowatego gracza Quidditcha.
- Lalka? Gbur? Chyba wolę inną przyszłość. Gdybym miał się ożenić z pustą dziewczyną, pragnącą jedynie pięknie wyglądać, żyć w dostatku moim kosztem i nic nie robić to wolałbym się rozmnażać z tobą- Rose gdyby mogła to by się zrobiła czerwona na twarzy, ale poprzedni rumieniec jeszcze nie zdążył zniknąć.
- Po moim trupie, nigdy- zapewniła go.- Prędzej sama się zamienię w tego wymalowanego pustaka niż.... Fuj!!!- chłopak się zaśmiał.
- Widzisz jak miło można sobie pożartować?- dziewczyna wcale nie była zachwycona.- Na swój sposób to był komplement.
- Podziękuję za taki komplement. Która godzina?- zapytała, pocierając zmęczone oczy, chcąc jak najszybciej zmienić tematy.
- Sporo po rozpoczęciu ciszy nocnej, a my jeszcze nie zrobiliśmy połowy. Mimo to chyba czas na nas- Rose z niedowierzaniem spojrzała na jego zegarek. Była zmęczona, ale nie sądziła, że minęło już tyle czasu. Nawet głód przestał jej doskwierać.
- Skończę to i możemy iść- oznajmiła przeciągając się. Szybko dokończyła układanie dokumentów i razem wyszli z lochu.- To, o której się jutro widzimy?
- Może od razu po śniadaniu?- zaproponował, gdy szli zimnym korytarzem.- Im szybciej zaczniemy...
- Tym szybciej skończymy. Zgoda, widzimy się przy wyjściu z Wielkiej Sali- stanęli na skrzyżowaniu korytarzy.
- Dasz sobie dalej radę sama? Jest późno, a to kilka pięter.
- Nic mi nie będzie. Idź się wyżalić Albusowi, jaki straszny szlaban przeze mnie dostałeś- chłopak wzruszył ramionami. Rose zauważyła, że robi to dość często.
- Mogło być gorzej Filch i jego zastępca pewnie kazaliby nam czyścić ubikacje szczoteczkami. Ciekawe, kiedy McGonagall odda nam różdżki?
- Pewnie już są w naszych pokojach, a ona liczy na naszą uczciwość- chłopak się jej uważnie przyjrzał.
- Ja nie zamierzam ryzykować podwójnego szlabanu- zapewnił od razu.
- No to czeka nas jutro pracowity dzień. Czas na mnie, muszę się dostać do wieży Gryffindoru.
- Śpij dobrze.
- Ty też.
Obróciła się i szybko odeszła. Pokój z Malfoy'em? Idąc po schodach doszła do wniosku, że musi bardzo kochać kuzyna skoro na to przystała. Scorpius, jej odwieczny wróg, sprzymierzeńcem? Nadal w to nie do końca wierzyła, ale przecież sama się zgodziła na tą propozycję. Jej świat oszalał.
CZYTASZ
Ta Gryfonka i Ten Ślizgon - Scorose
FanfictionPrzeszłość miewa spory wpływ na nasze życie, czasami całkowicie zmienia jego bieg, ale czy należy się jej podporządkowywać? Może lepiej czasami zapomnieć o tym, co było i ruszyć dalej. Pytanie brzmi: jak to zrobić? Rose Weasley inteligentna i dziel...