Lodowaty wiatr, do którego szybko dołączył lodowaty deszcz, pomógł jej zapomnieć o rozmowie ze Scorpiusem, ale nie odpędził myśli na jego temat. Przez to grała gorzej niż na wcześniejszych treningach i meczach, ale w taką pogodę wszyscy mieli problemy z utrzymaniem kursu i celnością. Roxanne omal nie nakrzyczała na samą siebie za nieobronienie jednej z pętli. Czując, że to nie ma sensu, zakończyła ten tragiczny trening. Drużyna, która tylko na to czekała, szybko przeniosła się do ciepłej szatni.
- Wolę Jamesa, on ma więcej litości- zagadnął naszą rudowłosą bohaterkę jej młodszy brat. Rose uśmiechnęła się do niego, rozumiejąc, co ma na myśli. Potter może i był wymagający, ale nie miał aż tak wielkiej rządzy zwycięstwa jak ich kuzynka.- Ostatnio nic o tobie nie słychać, nie mam, czym skarżyć rodzicom.
- A powiedziałeś ojcu o moim rozejmie, z Malfoyem?- chłopak zaprzeczył.- I dobrze, to by mogło go zabić. A ja i tak robię to tylko dla Albusa, więc...
- Tylko dla niego?- zaskoczona spojrzała na brata.- Rose widać, że go lubisz. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że jesteście nienajgorszymi przyjaciółmi, chociaż to trochę dziwne, ale nie ma w tym nic złego. A co do taty, to lepiej żeby się o tym dowiedział od ciebie, a nie ode mnie czy kogoś innego. Przyjaźń zawsze ratowała naszych rodziców, więc nie może być czymś złym.
Rose nie odpowiedziała, na to pełne mądrości życiowych, przemówienie brata. Hugo odszedł, a ona została sama w szatni, czując olbrzymi ucisk w brzuchu. Może jej wcale nie chodziło o strach przed reakcją ojca tylko samym przyznaniem do faktu, że postąpiła wbrew jego radzie i zaprzyjaźniła się z Malfoyem? Wiedziała, że jak Ron się o tym dowie to już nie będzie odwrotu, klamka zapadnie. Bała się, że ta sensacja oddali ją od ojca, a mimo wszystko, zawsze była córeczką tatusia i nie wyobrażała sobie, że mogłoby być inaczej. To z nim rozmawiała o swoich problemach, mu się zwierzała, gdy z czymś sobie nie radziła. Wiedziała, że wieść o przyjaźni ze Scorpiusem osłabi tą więź, a ona nie chciała przez to przechodzić.
Kilka razy próbowała napisać list do ojca, ale nie potrafiła tego zrobić. Pierwszy raz brakowało jej słów. Rozważała już nawet napisanie do matki, ale ten pomysł wydawał się jej jeszcze gorszy. Przez ciągłe rozterki stała się nie do zniesienia. Nie mówiła o niczym innym niż nauka, ciągle siedziała z nosem w książkach i wściekała się, gdy ktoś jej przeszkadzał. Jej przyjaciółki się martwiły, ale nie potrafiły się w nieinwazyjny sposób przebić przez tą barierę.
- Nie wiem, co mam z nią zrobić- Phoebe pożaliła się Albusowi, gdy siedzieli razem na jednym z wielu parapetów korytarza na drugim piętrze. Nie przejmowali się chłodem, bo chcieli spędzić trochę czasu razem, a tam im nikt nie przeszkadzał.- Jak mam do niej dotrzeć?
- Też się ostatnio nad tym zastanawiałem. Od rozejmu ze Scorpiusem zachowuje się jakoś dziwnie i nie wiem, co mam zrobić, bo to nie jest już ta sama, Rose, co wcześniej- Phoebe wiedziała, że ich rozmowa schodzi na niebezpieczny grunt.- Może on wie, o co jej chodzi. Rose to dziwna osoba, czasami potrzeba wielu punktów widzenia by dotrzeć do sedna problemu.
- Ale oni przyjaźnią się tak krótko, co on może o niej wiedzieć czego my nie wiemy?
- Dzięki temu, że nie zna jej tak długo mógł dostrzec coś, co nam umyka, bo uznaliśmy to za w miarę normalny element jej osoby, który z jego punktu widzenia będzie czymś nowym- objął ją nieco mocniej.- Wiesz, ze to od niego wiem, że ci się podobam? Ma chłopak oko.
- Doprawdy?
- Powiedział mi o tym przed tamtym wyjściem do wioski. Może wykorzysta swój szósty zmysł i powie nam, o co chodzi, z Rose. Porozmawiam z nim w wolnej chwili- obiecał.
Phoebe z trudem przełknęła ślinę, wtulając się mocniej, w Albusa. Już wiedziała, dlaczego chłopak ją zaprosił, ale teraz zaczęło ją dręczyć coś innego. Postanowiła wyjaśnić tą niejasność, najszybciej jak to jest możliwe. Niestety nie zastała Rose w ich dormitorium ani pokoju wspólnym po kolacji. Usiadła na dole i nie zwracając uwagi na resztę Gryfonów, czekała na powrót przyjaciółki.
- Rose Nimfadoro Weasley do mnie!- rudowłosa otrząsnęła się z zamyślenia i podeszła do dziewczyny. Nikt nie używał jej pełnego imienia, chyba, że coś naprawdę nabroiła, ale wtedy robiła to tylko jej matka. Phoebe szarpnęła ją za rękę i razem usiadły na jednym fotelu, co nie było ani praktyczne ani wygodne.- Czy powiedziałaś Scorpiusowi, co czuję do Albusa?- wyszeptała, chociaż i tak nikt nie zwracał na nie uwagi.
- Nie! Przecież to był nasz sekret. Gdybym to zrobiła to popełniała bym takie świństwo jak gdybyś ty powiedziała Albusowi o pewnym wieczorze.
- To skąd on wiedział? Scorpius namówił Albusa żeby ten się ze mną umówił- Rose pokręciła jedynie głową, nie wiedziała skąd blondyn mógłby o tym wiedzieć.- A jeśli nas usłyszał, wtedy w bibliotece? To przecież stało się chwilę później.
- To mam przechlapane- oznajmiła, blednąc na twarzy.- Scorpius musiał sobie coś pomyśleć, słysząc tamtą rozmowę.
- Czyżbyście szeptały o naszym drugim ulubionym wężu?- na oparciu, tuż koło Rose, usiadła Lily. Możliwości fotela się powoli wyczerpywały.- Albus wam już mówił? Scorpius spędza u nas święta. Do powrotu zostały dwa tygodnie, a tata wątpi, że złapie tych więźniów. Wszelki ślad po nich zaginął, a nie chce by on tu został sam, bo przecież wiele razy sam to przerabiał jak był w naszym wieku. Po rozmowie ze starym Malfoyem zaprosił Scorpiusa, bo niby gdzie miałby być bezpieczniejszy niż w domu szefa aurorów?
- Ale to oznacza wspólny obiad w pierwszy dzień świąt z moim ojcem.
- No to może nie być tak bezpieczny jak myśleli- zaśmiała się Phoebe.- Teraz musisz mu kupić jakiś prezent. W ten weekend jest wyjście do wioski. Jak w końcu odłożysz te swoje przeklęte książki to ci pomogę coś znaleźć.
- Chyba nie mam wyboru, mam sporo do kupienia.
Długa lista prezentów wydłużyła się o kolejne nazwisko. Zgodnie z niepisaną tradycją, młodzi nie kupowali prezentów dla swoich rodziców i wujostwa czy dziadków. Szykowali tylko upominki dla swojego rodzeństwa, kuzynostwa, w tym również Teddyego oraz dla przyjaciół. Jednak w rodzinie Rose nie oznaczało to łatwego zadania. Musiała znaleźć dziewiętnaści prezentów, chociaż nie wszystkie kupowała w pojedynkę. Razem z Lily, Albusem i Hugo, kupowała podarki dla dzieci Billa, Charliego, Percyego i Georga. Zostawało jej tylko dziesięć, które musiała znaleźć sama. Już widziała ten maraton po sklepach i bała się, że nie da rady, ale przecież nazywa się Rose Weasley, a ojciec powtarzał jej, że może wszystko, więc wierzyła, że jakoś sprosta temu świątecznemu koszmarowi.

CZYTASZ
Ta Gryfonka i Ten Ślizgon - Scorose
FanfictionPrzeszłość miewa spory wpływ na nasze życie, czasami całkowicie zmienia jego bieg, ale czy należy się jej podporządkowywać? Może lepiej czasami zapomnieć o tym, co było i ruszyć dalej. Pytanie brzmi: jak to zrobić? Rose Weasley inteligentna i dziel...