Następnego dnia Rose przekonała szkolną pielęgniarkę, że już się dobrze czuje i tuż przed śniadaniem poszła się przebrać w szkolne szaty. Nastał listopad, który już w tych pierwszych dniach, straszył chłodem i olbrzymimi kroplami deszczu. O tej porze roku, Rose żałowała, że wybrała sobie opiekę nad magicznymi stworzeniami, ale na szczęście nie miała jej w poniedziałki.
Dotarła do wielkiej Sali, gdy śniadanie już trwało, wręcz zbliżało się do końca. Uśmiechnęła się do Albusa i Scorpiusa, po czym ruszyłaby zająć swoje stałe miejsce. Członkowie jej drużyny się z nią witali i poklepywali po plecach, a inni Gryfoni gratulowali jej dobrej gry. Rose było trochę wstyd, że dała się trafić i to tłuczkiem, ale ostatecznie wygrali, a to było najważniejsze. Mieli ogromną przewagę, sto dziewięćdziesiąt punktów więcej niż Hufflepuff, a to dawało im szansę na zwycięstwo, zwłaszcza, że jak na razie był to jedyny rozstrzygnięty mecz.
Rose czuła się nieprzygotowana do zajęć, bo chociaż odrobiła pracę domową to nie była zbyt pewna swoich umiejętności związanych z omawianymi tematami i dlatego siedziała cicho i wszystko notowała. Phoebe i Camila jej pomagały, gdy coś wychodziło poza zakres tego, co zdążyła przeczytać w niedzielę, dzięki czemu dotrwała do końca zajęć tamtego dnia deszczowego dnia.
Szła na obiad, gdy wpadła na coś, a raczej na kogoś. Sowa odleciała, uderzając w nią skrzydłami. Rose już miała nakrzyczeć na Scorpiusa, gdy dostrzegła list, który ściskał w dłoniach. Chłopak był nienaturalnie blady na twarzy, a ułożenie mięśni zdradzało, że z całych sił zacisnął zęby jakby chciał się powstrzymać przed powiedzeniem czegoś okropnego.
- Co się stało?- Scorpius jakby otrząsnął się z zamyślenia i spojrzał na dziewczynę.- Co się stało?- powtórzyła, wątpiąc, że za pierwszym razem zrozumiał jej pytanie.
- Dawni poplecznicy Voldemorta uciekli z więzienia. Ojciec mi o tym napisał nim zrobią to gazety. Potter ma mu i mojej matce dać ochronę i gdzieś ich ukryć do czasu aż ich nie wyłapią. To on ich wydał.
Rose rozumiała strach, który zagościł w jego oczach. Draco Malfoy był przez niemal wszystkich postrzegany, jako zdrajca. Najpierw pomagał torturować niewinnych, brał udział w ataku na szkołę, a później ratując swoją głowę, dał Zakonowi Feniksa wszystkie informacje, jakie posiadł o Śmierciożercach. Nie było trudno się domyślić, że może się stać ich pierwszym celem, a wraz z nim jego cała rodzina.
Scorpius się nieco zdziwił, gdy dziewczyna zabrała mu list i się w niego wtuliła. Objęła go mocno w pasie, chcąc tym samym pokazać swoje wsparcie, co chłopak szybko odwzajemnił.
- Tak mi przykro- wyszeptała.- Spokojnie, mój wujek i ojciec nie pozwolą by coś się wam stało.
- Tu nie tylko chodzi o moją rodzinę. Mogą spróbować sięgnąć po każdego członka Zakonu, a trochę ich było, zwłaszcza wśród twoich krewnych. Coś mi mówi, że najbardziej będzie im zależeć na moim ojcu, Wybrańcu i jego najwierniejszych przyjaciołach. Będą chcieli cię dopaść tak samo jak mnie, a może nawet bardziej- dziewczyna ułożyła inaczej głowę. Troska w głosie chłopaka była aż nienaturalna.
- Nas jest znacznie więcej- przypomniała mu.- Nie mają przywódcy ani poparcia w społeczeństwie. Wszyscy będą ich ścigać i w końcu złapią...
- Rose!- słysząc głos brata, odsunęła się od Scorpiusa. Po chwili zza zakrętu wyłonił się Hugo wraz z Albusem.- Tu jesteś! Przyszedł list od rodziców, dzisiaj...
- Śmierciożercy uciekli z Azkabanu. Już wiem, Scorpius dostał podobny list od rodziców.
- Zaraz cała szkoła się dowie, dyrektorka chce widzieć wszystkich w Wielkiej Sali- oznajmił Albus.- Jak nic to ogłosi.
- No to chodźmy sprawdzić czy masz rację.
Cała czwórka ruszyła szybko wyznaczonym kierunku. Dotarli tam, jako ostatni, a drzwi się za nimi zamknęły z cichym stuknięciem. Na podwyższeniu dostrzegli profesor McGonagall rozwijającą z czarnowłosym, postawnym mężczyzną. Młodzi od razu rozpoznali Harry'ego Pottera, a skoro do ich szkoły przybył sam dyrektor biura Aurorów to sytuacja musiała być naprawdę niebezpieczna.
Rose złapała brata za ramię i pociągnęła w stronę ich stołu i po chwili wszyscy siedzieli na swoich miejscach, czekając na nowiny.
- Dobrze, ze tak szybko się zebraliście. Część już pewnie została poinformowana przez krewnych, ale będzie lepiej, jeśli reszta usłyszy to od nas. Dziś rano z Azkabanu uciekło piętnaścioro groźnych więźniów, którzy służyli, Voldemrotowi w latach jego świetności. Zebrałam was tutaj by zapewnić, że szkoła pozostaje dla was bezpiecznym miejscem i nic wam tutaj nie grozi. Ministerstwo postanowiło nas jednak wesprzeć, o czym powie wam pan Potter- kobieta zrobiła miejsce Harry'emu
- Witam was- większość uczniów wpatrywała się w niego z zachwytem, ale dla niego najważniejsze było odnalezienie znajomych twarzy, których było tam tak wiele. Szybko wypatrzył wszystkich Potterów i Weasley'ów.- Tak jak powiedziała pani McGonagall, jesteście tutaj bezpieczni. Mimo to postanowiłem przydzielić kilku aurorów, którzy będą obserwować okolicę. Nie będę tego ukrywał, wśród was jest wiele osób, które mogą się stać celem ataku z powodu swojego pokrewieństwa. Widzę tutaj dzieci wielu moich przyjaciół, którzy walczyli u mojego boku do samego końca. Możecie być pewni, że nie pozwolę by wam coś się stało. W tej chwili moi najlepsi ludzie przeszukują kraj i z pewnością niedługo odnajdą zbiegów. Mroczne dni odeszły i my dopilnujemy żeby nie powróciły.
Uczniowie zaczęli klaskać. Rose wiedziała, że jej ojciec bierze udział w pościgu, bo był jednym z najlepszych aurorów. Odszukała wzrokiem Scorpiusa, który się w nią wpatrywał. Nadal był nienaturalnie blady. Malfoy miał rację, jej rodzina była w takim samym niebezpieczeństwie, co jego. Miała tylko nadzieję, że jej krewni nadal pamiętają jak skutecznie się ukryć.
Gdy na stołach pojawiło się jedzie, Potterowie wraz z całym kuzynostwem, podeszli do Harry'ego. Albus przyciągnął za sobą Scorpiusa, który zawsze był mile widziany w ich domu, chociaż nie czuł się tam zbyt pewnie.
- Tato!- mężczyzna uściskał córkę na powitanie. Rose dostrzegła jak profesor Longbottom stoi z boku i rozmawia ze swoimi dziećmi.- Co z mamą?
- Spokojnie, waszym rodzicom i rodzeństwu nic nie grozi- przyjrzał się otaczającym go twarzom.- Scorpiusie niczym się nie martwić, osobiście zadbałem o bezpieczeństwo twoich rodziców- chłopak jedynie skinął głową na znak, że rozumie.- Wszystko będzie dobrze, ale wybaczcie, teraz muszę już iść- potargał włosy synowi, uściskał córkę i wyszedł z Sali.
- Myślicie, że szybko ich złapią?- zapytał Louis, jedyny, najmłodszy syn Billa i Fleur, który jeszcze nie zdążył zdjąć szaty Ravenclaw.
- Raczej tak. Nie mają wsparcia i przyjaciół.
Scorpius wolał im nie zdradzać prawdy. W społeczeństwie dalej było wielu popleczników Voldemorta, ojciec mu tym kiedyś wspominał. Chłopak wątpił, że zbierze się jakaś większa grupa, ale bał się, że zbiegowie nie wrócą zbyt szybko do swoich cel.
CZYTASZ
Ta Gryfonka i Ten Ślizgon - Scorose
FanfictionPrzeszłość miewa spory wpływ na nasze życie, czasami całkowicie zmienia jego bieg, ale czy należy się jej podporządkowywać? Może lepiej czasami zapomnieć o tym, co było i ruszyć dalej. Pytanie brzmi: jak to zrobić? Rose Weasley inteligentna i dziel...