Odpowiedź na list porywaczy dotarła w ciągu kilku godzin. Ronald Weasley byłby gotowy oddać wszystko by ocalić ukochaną córkę, a co dopiero Dracona Malfoya. Wiedział jednak, że decyzja zależy od Harryego, któremu również zależało, na Rose, ale nie mógł się poddać i ustąpić Śmierciożercom. Wyznaczone miejsce spotkania nie dawało zbyt wiele możliwości, ale Potter przeżył nie jedno i miał plan.
Rose szarpała się i krzyczała przez łzy, gdy zabierano jej z tamtej piwnicy, zostawiając Scorpiusa, przykutego łańcuchem. Chłopak siedział w milczeniu i się w nią wpatrywał, nie potrafiąc się pożegnać.
Trzymana mocno przez jednego ze Śmierciożerców, teleportowała się na skałę blisko oceanu. Zapłakana spojrzała na wuja i Dracona Malfoya, który rozejrzał się nerwowo.
- A gdzie mój syn?- zapytał blondyn
- Czeka na ciebie, cały i zdrowy, nieprawda gołąbeczko?- Rose próbowała się odsunąć, ale mężczyzna jej na to nie pozwolił.- Chyba nie myślałeś, że go wypuszczę po tym, co nam zrobiłeś.
- Mój syn jest poza tym!
- Nie tym razem Malfoy! No chyba, że nie chcecie ocalić tej ślicznotki. Gdzie to się podziewa jej tatuś i mamusia?
- Chcesz się wymienić czy nie?- zapytał Harry.
- Po to tu przyszedłem. To, co maleńka?- rudowłosa znów spróbowała się wyrwać by dać wujkowi szansę do ataku.- Gdzie twoja różdżka Malfoy!?- Potter podniósł własność Dracona.- No to powolutku, krok po kroku, bez nerwów, bo szczeniak zginie.
Rose ponownie spojrzała na wuja i powoli ruszyła w jego stronę. Odwróciła na chwilę wzrok i spojrzała na Dracona, który szedł w jej stronę, bacznie obserwując swoich wrogów. Wtedy zrozumiała, że Scorpius nie jest do niego podobny aż tak jak myślała. Włosy młodego, Malfoya były jaśniejsze, a oczy bardziej błękitne, był też nieco wyższy od ojca i znacznie atrakcyjniejszy.
Nie spojrzała za siebie ani raz. Zamknęła oczy w chwili, gdy objęły ją ramiona wuja. Wtedy się rozpłakała na dobre. Była bezpieczna, ale to nie przyniosło jej ulgi, wręcz przeciwnie, zostawiła tam Scorpiusa samego. Silne szarpnięcie w okolicach pępka i znalazła się całe mile od tamtego miejsca, w ciepłym biurze aurorów gdzie czekali na nią rodzice.
- Rose!- od piersi Harryego odciągnęły ją ramiona matki. Dziewczyna wtuliła się w nią, a Ron objął je obie.
- Tak mi przykro, przepraszam, zawiodłem- wymamrotał James, który stał kilka kroków dalej i wyglądał na załamanego.- Złapałem Hugo, Lily i Albusa i nie wiedziałem, co mam zrobić. Broniłem ich, nie myśląc o reszcie.
- Nie mamy ci tego za złe- zapewniła go Hermiona.- Nigdy wcześniej nie miałeś do czynienia z czymś taki, nawet doświadczeni aurorzy nie wiedzieliby, co mają zrobić. Rodzina jest najważniejsza i trudno myśleć o innych, gdy...
- Wiemy gdzie są!
Zawołał jeden z aurorów. Harry i Ron nie czekali na więcej. Wykorzystali dawną sztuczkę Voldemorta do odnalezienia zbiegów. Wystarczyło żeby Draco powiedział „Veritaserum" by wszystkie bariery ochronne tamtego obskurnego domu znikły, a aurorzy poznali pozycję uciekinierów.
Rose siedziała wtulona w matkę, czekając na zakończenie tej historii. Nie minęło pół godziny, gdy w biurze pojawiły się cztery osoby. Dziewczyna nawet nie pomyślała o tym, że jest tam jej ojciec, zapomniała o wszystkich argumentach przeciwko tej znajomości. Rzuciła się w ramiona Scorpiusa, który odwzajemnił ten gest, czując się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Wtulił twarz w jej włosy, mając wrażenie, że wraca w niego życie. Już się pożegnał ze światem, gdy wydarzył się cud i znów mógł ją zobaczyć.
- A co to ma...
- Ron! Przestań, przecież są przyjaciółmi, przeszli trudne chwile- upomniała go żona.- To nic dziwnego, myśleli, że się już nigdy nie zobaczą- dziewczyna się odsunęła i stanęła koło Scorpiusa, czując jak pieką ją policzki.
- Pańska córka to naprawdę wierna przyjaciółka- zapewnił chłopak, chociaż spojrzenie jego ojca było równie mało przychylne, co Weasleya.
- Przyjaźń nigdy nie była niczym złym Ron, dzięki niej przetrwaliśmy wszystkie te lata- zauważył Harry.- To, co dzieciaki, odstawię was do szkoły? Porozmawiam z panią dyrektor żeby dała wam dzień wolny. Coś ciepłego i sen pozwoli wam, chociaż trochę o tym wszystkim zapomnieć, a z czasem będzie zdecydowanie łatwiej.
Oboje pożegnali się z rodzicami i razem z Harrym teleportowali się do Hogsmeade skąd musieli iść pieszo do szkoły. Oni zostali odesłani do skrzydła szpitalnego gdzie pielęgniarka ich dokładnie obejrzała, a auror poszedł porozmawiać z dyrektorką. Kobieta bez protestów przyznała im dzień wolny, rozumiejąc, że mają prawo być zmęczeni..
Rose wróciła do pokoju gdzie wysłuchała swoich przyjaciółek, które tuliły ją jakby nie widziały się od lat, a przecież minęło zaledwie kilka koszmarnych godzin. Szybko je jedna przeprosiła i po naprawdę długim i gorącym prysznicu poszła spać, w czym pomogła jej mała fiolka eliksiru nasennego, którą otrzymała od pielęgniarki. Musiała odpocząć.
CZYTASZ
Ta Gryfonka i Ten Ślizgon - Scorose
FanfictionPrzeszłość miewa spory wpływ na nasze życie, czasami całkowicie zmienia jego bieg, ale czy należy się jej podporządkowywać? Może lepiej czasami zapomnieć o tym, co było i ruszyć dalej. Pytanie brzmi: jak to zrobić? Rose Weasley inteligentna i dziel...