Pierwszego zabrali Scorpiusa, chociaż Rose głośno protestowała. Szarpanie się z łańcuchami nic jej nie dało, a nawet gdyby uwolniła nadgarstek to, co miała zrobić? Nie miała różdżki a ich i tak było za wielu. Nie znała jeszcze teleportacji, więc nie miała szans na ucieczkę. Co prawda mogłaby wysłać patronu do ojca gdyby, chociaż na chwilę zdobyła różdżkę, ale co miała mu przekazać?
Wstała i wyjrzała przez zakurzone okienko. Dostrzegła jedynie morze żółtych trwa, wystających z pod topniejącego śniegu. Nigdzie nie było śladów innych ludzi, okolica wyglądała na nienaruszoną od dawna. Nawet pod osłoną mroku nie mieli by szans na ucieczkę, bo nie było się, za czym ukryć, byli by widoczni jak na gołej dłoni.
Byli skazani na przesłuchanie. Scorpius przez długi czas milczał, ale w końcu jego oprawcy uznali, że nie ma, co się patyczkować i sięgnęli po jedno z niewybaczalnych zaklęć. Z jego gardła wydobył się w końcu, upragniony przez nich wrzask. Jeden, drugi, a później wiele następnych. Nie powiedział im jednak nic sensownego, a gdyby ich porywacze znali, legilimencję równie dobrze, co ich dawny mistrz, to w jego umyśle nie znaleźliby żadnych cennych informacji.
Zrozumieli, że takie działanie, nie przyniesie im upragnionego efektu i spróbowali w inny sposób. Wymienili go na Rose, która mimo wewnętrznego oporu i chęci udowodnienia, że jej nie złamią, zaczęła wrzeszczeć już przy pierwszym zaklęciu niewybaczalnym. Jeszcze nigdy nie czuła takiego bólu, nie potrafiła go z niczym porównać ani opisać słowami. Chciała tylko by to się skończyło, by wszystko dobiegło końca.
- Tak też nic nie wskóramy- oznajmił mężczyzna, który stał nad skulonym ciałem dziewczyny.- Przyprowadźcie szczeniaka- jego ludzie szybko wykonali polecenie. Scorpius niemal pociągnął ich za sobą w stronę tego obskurnego salonu, chcąc się jak najszybciej dowiedzieć, co się stało Rose. Śmierciożerca zaśmiał się widząc jego troskę.- Scorpiusie, może teraz powiesz nam gdzie jest twój ojciec?
- Nie wiem tego.
- A to szkoda. Przykro mi słodziutka, będziemy musieli dalej kontynuować naszą uroczą rozmowę- Rose spojrzała na czubek jego różdżki wykorzystując resztki sił, które jej pozostały, spróbowała się cofnąć. Wiedząc, co nadchodzi, odwróciła wzrok w kierunku równie przerażonego Malfoya.- Gdzie jest zdrajca?!
- Ja nic nie...
Wrzask wyrwał się z gardła dziewczyny, gdy zaklęcie ugodziło w nią po raz kolejny. Śmierciożerca zadawał to samo pytanie, a gdy nie otrzymywał właściwej odpowiedzi, torturował dziewczynę. Widząc reakcję chłopaka, który próbował się coś zrobić, obronić rudowłosą, wiedział, że trafił w czuły punkt. Scorpius próbował się wyrwać z uścisku brutalnych rąk, a gdy mu się nie udało, starał się wyjaśnić, że nie zna kryjówki swoich rodziców.
- Gdzie on jest!!!?
- Nie wiem!
- No to mówi się trudno. Zdrajca krwi i szlama dowiedzą się, co to znaczy stracić dziecko. Nadszedł czas na pożegnanie się ze ślicznotką...
- Nie! Ja nic nie wiem. Ojciec mi nie napisał gdzie się ukryli, a Albus nie zdołała się niczego dowiedzieć. Wiem tylko, że sam Potter jest strażnikiem ich bezpiecznego domu i tylko on może zdradzić jego położenie!- powiedział to na jednym wydechu, wiedząc, że jak mu przerwą to będzie za późno.- Nie zabijajcie jej, błagam was, to nic wam nie da- Scorpius klęczał z rękoma bezwładnie opadającymi na ziemie. Utracił już siłę, nie potrafił zrobić nic więcej.
Wpatrywał się w zapłakaną twarz dziewczyny, która leżała bezwładnie na ziemi niczym szmaciana lalka porzucona przez dziecko. Była wykończona i nie miała już siły nawet by się bronić. Gardło ją bolało, ale to było nic w porównaniu z tym, co czuła wewnątrz. Cierpienie rozdarło ją na wiele części, a każda z nich krwawiła obficie, sprawiając, że utraciła kontakt z rzeczywistością.
- Jak zawsze ten przeklęty Potter. Wyślijcie sowę, ze chcemy się spotkać i wymienić dziewczynę za zdrajcę. Miałem, co do niej ciekawsze plany, ale skoro nie ma wyboru... dajcie im jasno do zrozumienia, że jeśli spróbują jakichś sztuczek to zabijemy ich oboje. Zabierzcie ich na dół- rozgniewany wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich z dwójką swoich wiernych współpracowników.
- Wstawać!- warknął jeden z nich. Scorpius dźwignął się, ale dziewczyna nawet nie drgnęła.- Wstawaj!
- Ja ją zaniosę!
Scorpius wysunął się do przodu i próbując nawiązać kontakt wzrokowy z Rose, podniósł ją z ziemi. Powieki dziewczyny opadły gdy schodzili po schodach. Śmierciożercy, pchani najprawdopodobniej resztką człowieczeństwa, przykuli ich za kostki, pozwalając tym samym chłopakowi zaopiekować się Rose. Niestety rudowłosa nie reagowała na jego słowa ani dotyk. Scorpius trzymał ją przez cały czas w ramionach. Ich ciepłe ubrania niewiele pomagały, ale chłód nie był największym zmartwieniem. Chłopak wiedział, że wiele osób straciło rozum na skutek długotrwałych tortur, a Rose znosiła działanie klątw przez niemal całą noc.
W tamtej chwili, Scorpius nie martwił się o swojego ojca, liczyło się tylko jej bezpieczeństwo. Tak bardzo chciał jej pomóc, ale nie miał jak. Mógł tylko czekać aż dziewczyna się ocknie albo zabiorą ją na wymianę skąd trafi do szpitala. Miał nadzieję, ze nie dojdzie do tego drugiego i chociaż raz ta go nie zawiodła.
- Chcę do domu- wymamrotała po jakimś czasie, tuląc się do niego niczym małe dziecko.
- Niedługo wrócisz, zabiorą cię do ojca, będziesz bezpieczna.
- Nie pójdę bez ciebie, nie zostawię cię tutaj Scorpiusie...
- Wszystko będzie dobrze Rosie, odpoczywaj, a ja dalej będę tuż koło ciebie- obiecał, obejmując ją mocniej.- Moja Rosie.
Dziewczyna zacisnęła dłonie na jego zielono srebrnym szalu i zaczęła bezgłośnie płakać. Łzy powoli ciekły po jej policzkach, odmierzając czas, który tam spędzili. Scorpius nie zwracał uwagi na drętwienie rąk czy niewygodę. Bał się, że to jedyna szansa by być blisko niej. Wiedział, że go nie wypuszczą z tej piwnicy. Jak niby mieli dotkliwiej zranić jego ojca niż krzywdząc mu syna?
- Gdy wrócimy do szkoły, nie będę cię więcej unikać, przestanę się bać- wyszeptała, odsuwając się od niego na tyle, by widzieć jego twarz.- Lubię cię Śnieżynko.
- A ja ciebie urocza Rosie, nawet nie wiesz jak bardzo- dziewczyna się uśmiechnęła.
- Kogo ty ciągle rysujesz?- głęboko skrywana ciekawość doszła do głosu, chcąc nico ubarwić tą beznadziejną sytuację.
- A jak myślisz? Za każdym razem to jesteś ty, ale Albus nie zdążył tego zauważyć, dlatego nadal żyję- dziewczyna znów się w niego wtuliła.- Odpoczywaj Rosie, ja będę czuwał.
- Dziękuję Scorpiusie.
Zaskakujące jak tragiczne okoliczności potrafią wszystko zmienić. Scorpius nie sądził, że kiedyś usłyszy coś podobnego od Rose, a jednak. Jej bliskość była najlepszym lekiem na ból, strach i chłód. Przy niej koszmar minionych godzin, odchodził w zapomnienie. Był szczęśliwy, że jeśli to mają być jedne z jego ostatnich chwili to spędzi je razem z nią. Inni mogli to nazywać szczeniackim uczuciem, ale on mógł przysiąc w tamtej chwili, że nie chce innej przyszłości niż tej razem z nią. I nie było sensu brać pod uwagę innych możliwości, bo oto wschodziło, prawdopodobnie ostatnie słońce w jego życiu.
CZYTASZ
Ta Gryfonka i Ten Ślizgon - Scorose
FanfictionPrzeszłość miewa spory wpływ na nasze życie, czasami całkowicie zmienia jego bieg, ale czy należy się jej podporządkowywać? Może lepiej czasami zapomnieć o tym, co było i ruszyć dalej. Pytanie brzmi: jak to zrobić? Rose Weasley inteligentna i dziel...